TERAZ18°C
JAKOŚĆ POWIETRZA Bardzo dobra
reklama

Felieton: To nie to samo, co kot napłakał

czw., 9 lipca 2015 15:21
parafraza fragmentu wypowiedzi radnego Przemysława Kuchcickiego na temat sprawozdania Muzeum Ziemi Wschowskiej, która miała miejsce 28 maja na sesji Rady Miejskiej we Wschowie
Felieton To nie to samo co kot napłakał
,,Mieszkańcu drogi i zmęczony upałami. Może tego nie wiesz, ale są miasta na mapie Polski, w których nie ma takiego dziwnego tworu, jakim niewątpliwie jest muzeum. Nie wszystkich samorządowców stać na prowadzenie charytatywnej działalności, więc też na mapie licznych miast ze świeczką szukać takich miejsc. We Wschowie odwrotnie, muzeum jest. Jakby się ktoś uparł i na złość wszystkim od 1968 roku prowadził muzealną placówkę. Bo, człowieku drogi i zmęczony upałami, powinieneś wiedzieć, że muzea nie muszą istnieć. Gmina nie ma obowiązku ich utrzymywać. Co innego biblioteka. Tutaj nie ma żadnych wątpliwości, jeżeli biblioteka już jest, stoi, książki na półkach się kurzą lub nie kurzą (zakurzenie zależy od liczby mieszkańców i poziomu analfabetyzmu), to gmina utrzymywać bibliotekę musi. Nawet gdyby większość mieszkańców głośno przyznawała się, że znają tylko kilka liter z polskiego alfabetu i to tych rzadko wykorzystywanych w mowie i piśmie, jak Q i X, to i tak gmina ma obowiązki wobec biblioteki. No tak już pan Bóg to wszystko stworzył, poukładał i zaplanował. Siła wyższa. We Wschowie - mieszkańcu zmęczony upałami i drogi mojej duszy - muzeum działa i bardzo się z tego cieszę. Ba. Nawet rozrasta się. Tak się rozrasta, że strach pomyśleć, czy mnie samego nie przerośnie. Bo zdarza się, że jak się muzea rozrastają, to kurczy się miejska przestrzeń, a jak kurczy się miejska przestrzeń, to wraz z nią kurczą się takie przybytki jak ratusz, dom kultury, a czasami nawet ogródek wiedeński. Wszystko powoli zmienia się i przypomina takie małe liliputki, jak z powieści Jonathana Swifta. Nawet droga między jednostkami samorządowymi przestaje być uczęszczana, bo człowiek się na niej już nie mieści. Tak, tak się czasami zdarza, kiedy muzeum się rozrasta, a wszystko inne się kurczy. Dlatego, mieszkańcu drogi i zmęczony upałami, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Uchronię cię od tych wszystkich okropności i w imię demokracji, wolności słowa oraz konstytucji RP zajmę się tą instytucją, przyjrzę się jej i nie pozwolę byś czuł się nieswojo w mieście królewskim, we Wschowie, w naszym wspólnym, że tak powiem, domu" (). Nie wiem czy jesteśmy wyjątkowym miastem, ale naprawdę rzadko się zdarza, aby ktoś dla dobra ogółu, nie szukając własnej korzyści, postanowił chronić mieszkańców przed krwiożerczą instytucją. Mamy to szczęście. Nie powiem, że nie mamy, bo bym zgrzeszył. Nie tylko zresztą radny o nas dba, ale dbają wszyscy. Od pani burmistrz, po wiceburmistrza, naczelnika, radnych z koalicji rządzącej. Wszyscy się uparli, żeby nas chronić. Dlatego też solidarnie milczą, kiedy radny wygłasza perory na temat muzeum. Nawet pan adwokat z kancelarii adwokackiej milczy. Chociaż czasami przecież zabiera głos na sesji, tak jak ostatnio, kiedy wytłumaczył wszystkim radnym i mieszkańcom miasta dlaczego pani dyrektor muzeum nie może w trakcie obrad wyświetlić krótkiej prezentacji. Nie może, bo sesje są od mówienia, a nie od wyświetlania. Pełna ochrona i to z każdej strony. Zakładam, że gdyby jednak któraś z wymienionych osób miała cień podejrzenia, że radny jednak coś kręci, szuka własnej korzyści lub nie daj Bóg, cała jego bohaterska działalność w obronie mieszkańców przed muzeum, nie służy Wschowie, to na pewno przerwaliby milczenie. A tak milczą. Znaczy nie mają żadnych wątpliwości. Radnego cenią, chwalą po domach za odwagę i nagradzają. Oklaskami lub klepią po ramieniu. Odwaga w końcu to nie byle co, to nie to samo, co kot napłakał. Pewnie, czasami ktoś tam ma wątpliwości. Bo przecież nie żyjemy w mieście strachu i terroru. Ale to naprawdę są wyjątki. Jakiś szaleniec przyjdzie na sesje i powie panu radnemu prosto w oczy, że chyba coś jest nie tak, motywy są jakieś takie, czy ja wiem?, wątpliwe, słuchać się tego nie da i w ogóle. Ale kto by tam przykładał wagę do tego, co mówią szaleńcy, skoro reszta z uporem maniaka milczy. Znaczy wszystko jest dobrze, tylko jak to w życiu zawsze ktoś w tym cholernym mieście znajdzie się, żeby radnemu wygarnąć. A radny, proszę państwa, to jest wybraniec ludu i chce dobrze i wie lepiej. Z tych samych zapewne wzniosłych pobudek w dwóch pierwszych wydaniach bezpłatnego pisma samorządowego nie ma słowa o muzeum. Bo jak sama nazwa wskazuje pismo może i jest samorządowe, ale muzeum najwyraźniej straciło gdzieś po drodze status jednostki samorządowej. Oczywiście tego nie wiemy na pewno, ale coś chyba jest na rzeczy. Bo skoro w piśmie cytuje się wypowiedzi Zdzisława i Barbary, samorządowej pani burmistrz, samorządowego radnego tego i owego, samorządowego wiceburmistrza, a samorządowego muzeum nie ma, to znaczy, że po prostu muzeum zostało objęte strefą skażenia i panuje tam chyba ebola. Jedno wiem na pewno. Nie można w nieskończoność chronić mieszkańców na różne sposoby przed krwiożerczą instytucją. Wiadomo, że mieszkaniec wraz z każdą nową kadencją samorządu jest jak małe dziecko. Trzeba go nosić na rękach, kupować smakołyki, mówić, jak do niemowlaka, coś w stylu, no cio, cio się śtało, cio tjaki śmutny jeśteś, cio?, itp. Zgadzam się z radnym, koalicją rządzącą, burmistrzem, wiceburmistrzem, naczelnikiem i adwokatem. Na początku mieszkaniec królewskiego miasta sam sobie nie poradzi, nie odróżni dobra od zła, sprawiedliwości od niesprawiedliwości, krwiożerczego muzeum od muzeum łagodnego. Trzeba mu to palcem wskazać. Co można, a czego nie można, co może czytać, a czego nie wypada mu czytać, na jakie filmy warto wydawać pieniądze, a na jakie szkoda czasu, z kim się spotykać, a kogo na ulicy omijać szerokim łukiem. Biję się w pierś, że to rozumiem. Ale kiedyś trzeba to dziecko od piersi odstawić. Pozwolić myśleć samodzielnie, podejmować decyzje, może nawet do szkoły puścić, jeżeli wcześniej się wszystkich szkół nie zlikwidowało. Zdaję sobie sprawę, że istnieje ryzyko, że wtedy taki mieszkaniec, pomyśli sobie, że coś z tą przesadną ochroną jest nie tak, coś ten radny kręci, kiedy zabiera głos w tej sprawie, coś dziwnie zachowują się wszyscy ci, którzy milczeniem dają przyzwolenie na takie, a nie inne harce. Wiem, jest takie ryzyko. Ale też wiem, że tak to jakoś jest poukładane na świecie, że wcześniej czy później mieszkaniec już nie potrzebuje wskazówek, bo widzi rzeczy takimi jakimi są, a nie takimi, jak mu się do tej pory do łba wkładało. I żal ma mieszkaniec do tych, co mu do tego łba wkładali różne takie historie, które mu się w życiu nie przydadzą. A przecież właśnie o to chodzi, żeby w życiu coś się przydało, a nie, jak do tej pory, marnowało. Rafał Klan

Reklama

Podsumowanie

    reklama

    Komentarze 42

    reklama

    Dla Ciebie

    18°C

    Pogoda

    Kontakt

    Nekrologi