Dlaczego do Sułowa? Bo właśnie tam przy tamie na rzece Barycz czekały na nas zamówione na ten dzień kajaki. Tego dnia odbył się pierwszy spływ kajakowy "Kajakiem po Baryczy”. Komandorem spływu został wyjątkowo w tym dniu Kolega Maciej Baliński, który odpowiadał za organizację i sprawny przebieg ewentu.
W sumie zwodowaliśmy 8 kajaków. Zanim jednak do tego doszło osoby, które po raz pierwszy brały udział w jakimkolwiek spływie z przerażeniem w oczach oglądały piętrzącą się wodę w okolicy zapory. Ale cóż, skoro powiedziało się "a" trzeba dokończyć alfabet.
I w myśl zasady "do odważnych świat należy" z pewnymi obawami wsiadły do kajaków. Strach powoli mijał po kolejnych uderzeniach wioseł o taflę wody. Zresztą nie sposób było koncentrować się na strachu, gdy wokół rozciągał się malowniczy krajobraz tym razem oglądany z nurtu rzeki.
Piękno rzecznego krajobrazu jest trudno opisać. Jak nie można opisać głosów ptaków krążących nad kajakarzami. A jest ich tam na stałe około 170 gatunków. Przy odrobinie szczęścia można podobno zaobserwować pasące się na łąkach koniki polskie. Nam nie było to dane, ale w zastępstwie uroczych koników widzieliśmy równie sympatyczne kozy.
Barycz jest stosunkowo wąską, spokojną - przynajmniej tego dnia rzeką. Rzeka ta, o ogólnej długości około 140 km, płynie wieloma zakolami, często pomiędzy lasami oraz zabagnionymi dolinkami z urozmaiconą przyrodą, której fragmenty mogliśmy podziwiać.
Jest prawym dopływem Odry, a ujście w Wyszanowie od kilku lat jest celem naszych rajdów. Przy jedynej zachowanej drewnianej tamie na Baryczy zwanej „Tamą Göringa” inaczej Jazem Niezgoda zrobiliśmy krótki przystanek i przenieśliśmy kajaki na kolejny etap rzecznej przygody.
Lasy, wśród których płynęliśmy powoli ustąpiły łąkom i pastwiskom, a na naszej rzecznej trasie pojawił się Jaz Osiek, przy którym zatrzymaliśmy się i zastanawialiśmy się, czy można nim spłynąć. Po krótkiej chwili wahania pierwsi śmiałkowie, mimo obaw spływają powoli, a reszta grupy idzie ich śladem.
Zadowoleni z pokonania nieoczekiwanej przeszkody wyruszyliśmy na ostatni etap spływu i dopływamy do Żmigrodu. Przy odrestaurowanych ruinach pałacu Hatzfeldtów i Średniowiecznej Baszcie, czekał na nas bus do transportu kajaków. I tak przygoda dobiegła końca. Zadowoleni, pełni wrażeń wysiadamy na ląd. Większość z nas już dzisiaj nie może doczekać się kolejnego spływu.
Mimo niezbyt sprzyjającej pogody, która jest zmorą tej wiosny, a po przepłynięciu około 26 kilometrów jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia, umiejętności oraz ekstremalne przeżycia na wodzie.
Zadowolonymi uczestnikami pierwszego spływu kajakowego "Kajakiem po Baryczy" byli: Maciej i Monika Balińscy, Krzysztof i Mateusz Lutowscy, Jolanta Kramarczyk i Szczepan Zacharczuk, Agnieszka Dowhań i Arkadiusz Liberacki, Maria i Mirosław Orłowscy, Michał Orłowski i Kacper Klepacz, Karol Ludwiczak oraz czwórka dzieci. Ogółem w spływie wzięło udział 17 kajakarzy w tym: 4 kobiety, 9 mężczyzn i 4 dzieci.
Tekst©: Jolanta Kramarczyk
Foto©: Krzysztof Lutowski, Szczepan Zacharczuk i Maciej Baliński