Nie lubi komputerów, nie ma strony, a swoich obrazów raczej nie sprzedaje. Woli się wymieniać. Raz za ogórki kiszone, innym razem za trzy masaże. Małgorzata Biadasiewicz tworzy kolaże, które mają kieszonki i potrafią rozjaśnić korytarz nocą. Przy okazji wystawy w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy we Wschowie zajrzeliśmy do jej świata – trochę analogowego, trochę zaczarowanego.
– Miała skrzynki pełne koralików. Nie nosiła ich, tylko oglądała raz w roku. Więc zrobiłam obraz, żeby patrzyła codziennie – opowiada Małgorzata Biadasiewicz, wspominając swoją mamę.
Potem poszło już samo. Tkaniny, szkło, koronki, motyle wycięte z gazet. Materiały – jak mówi – znajdują ją same.
– Nie planuję. Widzę coś i już chcę działać. Jak z dobrą książką. Nie oderwiesz się, póki nie skończysz.
Tworzy tylko wtedy, kiedy ma nastrój. A ten przychodzi razem ze słońcem.
– Jak jest szaro i jestem zła, to mam czarne plamy przed oczami i nic wtedy nie robię.
Dlatego jej prace są tak kolorowe. Ciepłe, lekkie, czasem dziecięce. Pojawiają się w nich postacie z „Alicji w Krainie Czarów”, kwiaty, motyle, kropki.
– Każdy kolor ma falę, każda fala coś nam robi w głowie. Klimuszko mówił, że bez koloru człowiek dziczeje.
Niektóre z jej obrazów świecą w ciemności.
– Pomalowane farbą fluorescencyjną. Jak w nocy idę korytarzem, to nie muszę zapalać światła.
Inne mają ukryte kieszonki.
– Można tam schować pieniądze. Taki obraz-sejf. Nikt się nie zorientuje – śmieje się.
Ma trudności ze sprzedażą swoich prac. Nie wystawia ich w sieci. Nie ma strony internetowej i nie zamierza jej mieć.
– Jeszcze mi się udaje uciec od komputera – mówi.
Zdarza się, że swoje dzieła zwyczajnie wymienia. Czasem za pięć serników. Innym razem za obiady, kiszone ogórki, masaż.
– U fryzjera też nie płacę. Ma moje obrazy. Nie mam cennika, bo trudno wycenić coś, co się zrobiło z miłością. To są moje dzieci!
Nie prowadzi warsztatów na stałe. Kiedyś organizowała je w szkołach, na plaży, w Sicinach.
– Najbardziej lubiłam, kiedy rodzice siadali razem z dziećmi. Panowie też. Zaskoczyli mnie wtedy.
Dziś najczęściej można ją spotkać w parku przy ul. Parkowej.
– Jak nie jest zimno, siedzę na ławce. Czasem ktoś podejdzie. Pogada. Może dostanie obraz. Może zostawi słoik konfitur.
Jej obrazy są wszędzie – w szafie, pod szafą, na szafie. Ale nigdzie w internecie. Bo tworzy tylko wtedy, kiedy naprawdę ma na to ochotę.
– Wtedy robi się cicho w głowie. I dobrze. Jak robię obraz z radością, to coś z tej radości musi zostać w środku.
Prace Małgorzaty Biadasiewicz można podziwiać w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy we Wschowie. Wernisaż odbył się 28 marca 2025 r.
Komentarze 8