Poniżej opisujemy historię małżeństwa, które otrzymało mieszkanie we Wschowie z Urzędu i po kilku latach zgodę na jego remont i podłączenie do kanalizacji. Ta decyzja wywołała lawinę różnych, nie zawsze zrozumiałych zdarzeń. Pierwotnie mieliśmy ją opisać, wskazując na wszystkich bohaterów tej historii. Jednak w trakcie zbierania informacji, pojawiło się wiele znaków zapytania. Uznaliśmy, że na tym etapie naszkicujemy to, co wydarzyło się na linii lokatorów mieszkania - ich sąsiada, radnego - urzędników za poprzedniej kadencji samorządu oraz urzędników za obecnej kadencji samorządu. W tle pojawia się polityka, chociaż jej dzisiaj jeszcze nie dotykamy. Polityka, związana z poprzednią władzą i obecną, wyborami samorządowymi i decyzjami, które zapadały bądź nie zapadały wobec głównych bohaterów tej opowieści. Mamy nadzieję, że uda nam się to wszystko dokładnie wyjaśnić i opisać. Dzisiaj prezentujemy zapowiedź dłuższego artykułu.
Wykryto bloker reklam!
Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
Pan Jan i pani Ewa mieszkają w jednej ze wschowskich kamienic. Kilka lat temu otrzymali z Urzędu mieszkanie o powierzchni 17 m2. Bez wody i kanalizacji. Łazienkę mieli na tym samym piętrze, w osobnym pomieszczeniu. Po dwóch i pół roku ponownie z Urzędu dostali w tej samej kamienicy większe mieszkanie o powierzchni 35 m2, ale piętro niżej. Również bez wody i kanalizacji. W międzyczasie podłączono im wodę. Nie mieli kanalizacji, więc przez pięć lat nosili wiadra do łazienki na górze.
Są schorowani. Pan Jan jest po zawale, bierze leki i pracuje w budowlance. Pracuje na ich dwoje, ponieważ pani Ewa jest również schorowana.
W maju 2014 roku otrzymali zgodę na remont mieszkania i budowę kanalizacji. Dostali pozwolenie z Urzędu. Remont zakończyli w lipcu 2014 roku. Dla kogoś kto przez kilka dobrych lat czeka na możliwość zmiany warunków mieszkania, nie było lepszej wiadomości. Woda na miejscu, łazienka na miejscu. Nic tylko się cieszyć. W końcu jest to dzisiaj pewien minimalny standard. I można by tę historię na tym etapie zakończyć, gdyby nie fakt, że zaczynają nad małżeństwem pojawiać się ciemne chmury.
- Kuchnia sąsiadowała z mieszkaniem radnego poprzedniej i tej kadencji - opowiada pan Jan - kanalizacja nie działa u nas grawitacyjnie. Wodę ze zlewozmywaka i z toalety podaje dalej do rur specjalne urządzenie, który wydaje dźwięk przy uruchomieniu. Dowiedzieliśmy się, że szum wody i sam młynek zakłóca spokój radnemu.
Czy rzeczywiście szum wody zakłócał spokój mieli się przekonać wschowscy urzędnicy, którzy kilkakrotnie w mieszkaniu radnego nasłuchiwali szumu wody i pracy urządzenia.
- Puszczałem wodę w łazience, pompka wodę pobierała dalej - opowiada pan Jan - a urzędnicy wsłuchiwali się za ścianą czy coś słychać. Wzruszali ramionami, bo żadnego najmniejszego dźwięku nie słyszeli.
I można by tę historię na tym etapie zakończyć, ale sprawą remontu zainteresował się nadzór budowlany.
- Do wyborów samorządowych mieliśmy spokój - mówi pan Jan - po wyborach, a dokładnie w styczniu zaczęło się. Przychodzili do nas wszyscy. Nadzór budowlany zanegował prace, jakie zostały tutaj wykonane. Najpierw mieliśmy informację od nadzoru, który nas skontrolował, że wszystko jest dobrze, potem telefonował ktoś z Gorzowa, nadzór jeszcze raz nas sprawdził i okazało się, że prace nie są wykonane według projektu.
W wyniku kontroli pan Jan był zobowiązany do zamiany pokoju z kuchnią. Ponieważ według projektu kuchnia nie była na swoim miejscu.
- Miałem wszystko gotowe, płytki położone - mówi pan Jan - wszystko trzeba było na nowo robić, płytki zbijać, całą pracę wykonać jeszcze raz.
Pan Jan uwinął się ze wszystkim w dwa i pół tygodnia.
- Pracowałem po 13, 14 godzin - opowiada - od 6 rano do 19, 20, żeby tylko już spokój był. 24 kwietnia tego roku zacząłem, skończyłem 14 maja.
Kuchnia została przeniesiona, ale łazienka, która graniczy z mieszkaniem radnego, została na swoim miejscu. Jak twierdzi pan Jan szum wody nadal jest problemem.
- Odkąd dostaliśmy pozwolenie na remont mamy same problemy - opowiada pan Jan - jak nie nadzór budowlany, to straż miejska. Ostatnio przyszli do nas i powiedzieli, że jest na nas skarga, bo nielegalnie składujemy gruz na podwórku. Więc mówię, że to niemożliwe, bo cały gruz zanoszę do swojej szopki. Pokazałem to strażnikowi i sprawa na tym się zakończyła, ale czujemy się już tym zmęczeni.
(rak)
Komentarze 27