Stanisław Przybylski został wydalony ze szkoły za bazgroły na brystolu, które uznano za antykomunistyczne hasło. Pięciu uczniów ogoliło się na łyso w proteście przeciw przymusowemu strzyżeniu. Profesor potajemnie pokazywał przedwojenne podręczniki historii. Między innymi takie historie usłyszymy w filmie pt. "Pokolenia", który powstał z okazji 80-lecia I Liceum Ogólnokształcącego z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Tomasza Zana we Wschowie.
To miał być zwykły dzień w 1962 roku. Stanisław Przybylski siedział w ostatniej ławce, gdy zauważył w kącie klasy rulon brystolu. Lubił ćwiczyć liternictwo, więc zaczął pisać. Następnego dnia do klasy wkroczyli wychowawca Edmund Nowicki i pierwszy sekretarz POP Kołopieńczyk. Z bazgrołów ułożyli hasło "śmierć 45 rocznicy rewolucji październikowej Leninowi i Stalinowi". Przybylski został wydalony.
Ta historia to tylko jeden z fragmentów filmu "Pokolenia", który Tomasz Wojnarowski, reżyser i polonista w jednym, złożył ze wspomnień absolwentów. W najbliższą sobotę, gdy do szkoły przyjedzie blisko pół tysiąca absolwentów na wielki zjazd, te wszystkie historie znów ożyją.
Budynek przy ulicy Matejki pamięta czasy niemieckie – otwarto go w 1898 roku. Po wojnie zajęli go żołnierze radzieccy. W czerwcu 1945 Józef Wybieralski dostał zadanie: zorganizować polskie liceum. 1 września szkoła ruszyła jako Liceum i Gimnazjum imienia Królowej Jadwigi i Jagiełły.
Stanisław Przybylski, który uczył się tu w latach 1960-64, pamięta szkołę z czasów dyrektora Władysława Krzaka. Mieszkał w internacie naprzeciwko. Chłopcy na parterze, dziewczyny na piętrach. Centralnego ogrzewania nie było.
– Nosiliśmy węgiel ze składu, żeby pani palaczka mogła rano rozpalić w piecach – wspomina w filmie Przybylski.
Każdy uczeń musiał mieć przyszytą tarczę szkoły. Nie na agrafkę – przyszytą. Nauczyciel dyżurny sprawdzał to przy wejściu. W 1961 roku uczniowie dostali nowe zadanie: budować stadion. Rozbierali stary budynek, wynosili cegły. Każdy zadeklarował przepracowanie kilku godzin.
Po Krzaku przyszedł Bogusław Łukasiewicz. Absolwentki z lat 70. pamiętają go jako człowieka żelaznej ręki. Nie tolerował długich włosów u chłopców. Były to czasy Niemena, rocka, moda na włosy do ramion.
Pewnego dnia dyrektor wezwał wszystkich chłopców na plac apelowy. Wziął nożyczki i zaczął strzyc. Odpowiedź przyszła nazajutrz. Pięciu uczniów przyszło do szkoły ogolonych na łyso. Celowo spóźnili się na lekcję, którą prowadził dyrektor.
– Gdy weszli, pan dyrektor zbladł. Od tego czasu już nie było skracania włosów – opowiada Barbara Wojnarowska z domu Klan.
Łukasiewicz kontrolował też długość spódniczek. Osiem centymetrów od kolana, ani milimetra krócej. Gdy pierwszoklasistka podwinęła spódniczkę w pasie, kazał starszej uczennicy odpruć całą szerokość w sekretariacie. Wieść rozeszła się błyskawicznie.
Krzysztof Grabka rozpoczął naukę w 1979 roku. Trafił na burzliwe czasy – festiwal Solidarności, potem stan wojenny. 21 marca 1982 jego klasa opuściła szkołę na dzień wagarowicza. Za nimi poszły kolejne klasy.
– Zrobiła się polityczna awantura. Były przesłuchania, ustalanie prowodyrów – wspomina Grabka.
W szkole ścierały się dwie postawy. Jedni byli posłuszni władzy, inni stawiali opór. Profesor Piasecki należał do tych drugich. Gdy uczennica pochwaliła warszawski Pałac Kultury, ostro zareagował: "Kochana, mów o polskich zabytkach".
Po lekcjach zapraszał uczniów do mieszkania. Pokazywał przedwojenne podręczniki historii. – Zupełnie inaczej była tam opisana bitwa warszawska i wojna polsko-bolszewicka – mówi Grabka.
Grabka nosił sztandar szkoły. Gdy jako absolwent odmówił udziału w pochodzie pierwszomajowym, wicedyrektor chciała odebrać mu wzorowe zachowanie. Wychowawczyni, pani Budziak, stoczyła o niego "heroiczny bój".
Przez wszystkie dekady szkoła żyła nie tylko nauką. Aleksandra Grochowczak z domu Olejnik pamięta wrześniowe wykopki w PGR-ach. Uczniowie zbierali ziemniaki, PGR dawał drożdżówki i kawę zbożową w wielkich kotłach.
Profesor Elżbieta Gontaszewska prowadziła kółko teatralne. W latach 60. wystawiano "Moralność pani Dulskiej", jeździli po wioskach. Dyrektor Krzak w nagrodę zorganizował wyjazd do teatru w Poznaniu. W latach 70. podczas "Dziadów" jedna uczennica podpaliła drugiej włosy gromnicą. Inscenizację przerwano.
W latach 90. studniówki odbywały się w szkole. Tańczono w auli, rodzice pilnowali, młodszy rocznik kelnerował. Dyrektorem był Roman Roszko, który prowadził szkołę od 1991 do 2006 roku.
W 1969 roku szkoła otrzymała imię Tomasza Zana. Wybór nie był przypadkowy – we Wschowie działało kiedyś Towarzystwo Tomasza Zana, młodzieżowa organizacja niepodległościowa walcząca z germanizacją.
1 grudnia 1969 odbyła się uroczystość. Odsłonięto popiersie patrona, wręczono sztandar, który do dziś noszą kolejne pokolenia pocztu sztandarowego.
Nikola Firlej trafiła do szkoły w najgorszym możliwym momencie – we wrześniu 2020, w pandemii. Lekcje przez internet, przerywane połączenia, nauka przed ekranem. Ale udało się wrócić do szkoły, zorganizować studniówkę.
Obecna dyrektor Agata Karolczyk-Kozyra też jest absolwentką – z 1996 roku. Po studiach wróciła jako nauczycielka polskiego. – Zmieniła się infrastruktura, metody, młodzież. Nie zmieniły się wartości. Deo patriae literis – mówi w filmie.
Film kończy wspomnienie o zmarłym niedawno profesorze Dzięcielewskim. Był młody, mówił uczniom o przemijaniu czasu. Śmiali się z niego. – Teraz wiem, że miał rację. Gdzie te lata uciekły? – mówi jedna z Krystyna Kaczmarzewska z domu Czernicka.
6 września szkoła znów wypełni się absolwentami. Program zaczyna się o 9:00 rejestracją. O 11:00 msza w kościele farnym, potem przemarsz ulicami miasta. Główne uroczystości na dziedzińcu o 12:45. Od 15:00 spotkania roczników, od 19:00 bal.
Wśród gości wiceminister edukacji Izabela Ziętka, wicewojewoda Maciej Siwicki, kurator oświaty Mariusz Biniewski. Będzie się działo!
Zobacz: Nowy rok szkolny w I LO. Prawie 100 pierwszoklasistów, nowy wicedyrektor i wielki zjazd absolwentów
Komentarze 4