Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
Miłosz Golik ze Wschowy wyjechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych w sierpniu ubiegłego roku. Udało mu się to dzięki doskonałym wynikom sportowym, które osiągał w barwach LLKS Osowa Sień pod okiem Andrzeja Orłowskiego.
O stypendium postarał się sam, za pomocą biura AmerLink. – To było zawsze moim marzeniem – mówi. W Polsce dużo się mówi o Stanach Zjednoczonych, a ja chciałem sam sprawdzić jak tam jest. Na pewno mam większe możliwości. Nadal robię to co lubię, czyli biegam i jednocześnie studiuje na Uniwersytecie Harding. Tę uczelnie reprezentuję też w lidze akademickiej. W Stanach więcej pieniędzy inwestuje się w sport i w studentów.
Miłosz sam ustala sobie rozkład zajęć tak by miał czas na treningi. Razem z nim studiują przedstawiciele 54 nacji. ¼ z nich stanowią Chińczycy. Nasz biegacz przed wyjazdem musiał zdać dwa egzaminy. W styczniu ubiegłego roku zaliczył amerykański odpowiednik matury, później musiał jeszcze przejść test językowy. Oprócz tego wysyłał też informacje o swoich wynikach sportowych, zdjęcia i filmy z zawodów. Po przyjeździe do Stanów oprócz normalnych zajęć uczęszczał wraz innymi obcokrajowcami na zajęcia z języka angielskiego. W grudniu zdał ostatni test i od nowego semestru będzie już pełnoprawnym studentem Uniwersytetu Harding.
- Lubię biegać, a dzięki temu, że jestem w tym dobry dostaję stypendium i mogę studiować w Stanach Zjednoczonych. Ale najważniejsza jest dla mnie nauka, tego zresztą uczył nas trener Orłowski. Podoba mi się w Stanach. Ludzie są tu bardziej życzliwi i otwarci na drugiego człowieka. Po kilku miesiącach tęskni się jednak za Polską i myślę, że po skończeniu studiów będę chciał tu wrócić – mówi Miłosz.
Z pochodzącym ze Wschowy studentem Uniwersytetu Harding umówiliśmy się na Rozmowę przy szklance wody, którą na naszym portalu opublikujemy we wtorek 15 stycznia.
Komentarze 6