To wszystko wydarzyło się 15 marca. Około godziny 14:45 mama 4,5-letniego chłopca otrzymała telefon z przedszkola, że jej syn upadł i ma stłuczoną głowę. Kobieta odebrała syna z przedszkola i udała sie do szpitala we Wschowie.
- W szpitalu byłam z synem około godziny 15:00 - mówi mieszkanka Wschowy - czekałam z synem na lekarza w izbie przyjęć. W którymś momencie lekarz pojawił się, przeszedł obok nas i gdzieś poszedł. Nie wiedziałam, że to lekarz. Zwróciłam się do pielęgniarki o pomoc i w ten sposób dowiedziałam się, że osoba, która obok nas przeszła, to był lekarz. Poprosiłam o to, żeby go powiadomić, że czekam z dzieckiem. Pielęgniarka zadzwoniła i przekazała mi informację, że lekarz nie zejdzie do izby przyjęć i nie zbada dziecka.
Mieszkanka Wschowy udała się do pani prezes wschowskiego szpitala.
- Zrelacjonowałam całą sytuację, pani prezes udała się do lekarza i po około 10 minutach wróciła z informacją, że lekarz nie zejdzie do nas - mówi - pani prezes zaproponowała nam przejazd karetką do szpitala w Głogowie. Nie rozumiem dlaczego lekarz nie chciał przynajmniej obejrzeć syna, nie zgodziłam się na przewiezienie karetką. Pojechała do Głogowa sama z synem. Tam zostaliśmy przyjęci bez problemów.
Mama 4,5-letniego chłopca po całym zdarzeniu spotkała się z Rzecznikiem Praw Pacjenta. Dowiedziała się, że każdy lekarz ma obowiązek przyjąć każdego pacjenta i jeżeli trzeba udzielić pierwszej pomocy. Mieszkanka Wschowy napisała też zażalenie, wysyłając dokument do Nowego Szpitala we Wschowie, lubuskiego NFZ oraz Rzecznika Praw Pacjenta w Warszawie.
Skontaktowaliśmy się z Nowym Szpitalem we Wschowie, otrzymaliśmy informację, że szpital jest w trakcie wyjaśniania zaistniałej sytuacji. Co z tego wyniknie będzie wiadomo w przyszłym tygodniu.
(rak)