Kiedyś, jak powszechnie wiadomo, świat kreowany był przez kościół, potem przez świeckie państwa, potem przez polityków, potem przez media, a teraz nastał czas komentarzy. I to one wyznaczają standardy myślenia o wszystkim bez wyjątku. Napisz człowieku o absolutorium, skomentują, napisz o termomodernizacji - skomentują, napisz nie daj Bóg o osobie publicznej - wiedzą wszystko, gdzie mieszka, co robi, z kim się spotyka, kogo lubi, kogo nie lubi, z kim sypia, gdzie spędza wakacje itp., itd. Jednym słowem komentarze rządzą naszymi duszami, naszą wyobraźnią, naszą wiedzą o świecie.
Śmiało można sobie wyobrazić taki oto scenariusz: dziennikarz x z lokalnego portalu y pisze artykuł na temat tego, że powiedzmy 14 lipca, jak zawsze, przykładowy burmistrz w Urzędzie Miasta i Gminy rozpoczął urzędowanie o godzinie 7:00 a skończył o 14:00. Tylko tyle. Może jeszcze dodajmy do tekstu życzenia owocnej pracy i miłego weekendu. I co się może okazać? A piszę o tym na podstawie komentarzy, które do tej pory pojawiały się już na lokalnych portalach, pomimo tego, że taki artykuł o wakacyjnej tematyce jeszcze nie powstał. Więc czego się dowiemy? Wszystkiego. Nie trzeba wychodzić z redakcji. Komentatorzy wiedzą wszystko co do godziny, miejsca i osób, z którymi przykładowy burmistrz się spotkał. Jeżeli spóźnił się do pracy, to przeczytamy o ile minut, czy godzin i dowiemy się dlaczego. Jeżeli wyszedł do fryzjera, to komentator wpisze w komentarzu nazwę zakładu fryzjerskiego, godzinę umówionej wizyty, co przykładowy burmistrz powiedział na wejściu, np. dzień dobry, jestem burmistrzem miasta oraz ile trwała wizyta i kto za nią zapłacił. Jeżeli w tym czasie spotkał się z drugim burmistrzem, to wiemy w jakim sklepie, co razem kupili, jaka to była odzież, czy z bawełny, czy ze sztucznego materiału, jaki miała kolor i ile ważyła.
Myślicie może drodzy czytelnicy, że przesadzam z tą siłą rażenia komentatorów. Że przeceniam ich wiedzę oraz inteligencję. Otóż nie, nie przeceniam. Proszę sobie wyobrazić, że znane są przypadki, kiedy komentatorami zaczęli zajmować się sami burmistrzowie różnych miast, np. dajmy na to Szlichtyngowej. Chcieliby wiedzieć kto to jest ten komentator. Gdzie mieszka, jak się nazywa i skąd to wszystko wie, co opisuje namiętnie w swoich komentarzach. Chcieliby, żeby taki komentator się wytłumaczył ze swojej obywatelskiej postawy. Mało tego, znane są przypadki, że burmistrzowie nic innego nie robią, tylko marzą o tym, aby jeden z drugim autor komentarzy zaprzestali komentowania raz na zawsze. Niestety problem z komentatorami polega na tym, że nikt ich nigdy nie widział. Nie wiadomo dokładnie ilu ich jest. Czy to tylko jedna osoba, dwie, sześćdziesiąt, czy może kilka tysięcy. Jedno jest pewne. Komentator ma oczy dookoła głowy, wie co w trawie piszczy, wszystko widzi i niczemu się nie dziwi. Z takim, bracie, choćbyś nie wiem jak się starał, jakimi sposobami nie ścigał, jakich ćwiczeń nie wykonał, z kimś takim po prostu nie wygrasz. Czy jesteś prezydentem USA, premierem Polski, starostą powiatu, czy z Rady Miejskiej, to ty już bracie musisz wiedzieć, że on, ten komentator, będzie miał cię na oku. Policzy ci kwoty netto, brutto oraz dodatki do paliwa. Z takim lepiej nie zadzierać.
Dlatego nie dziwi nikogo, a już na pewno lokalnych dziennikarzy, że od pewnego czasu komentatorzy zaczęli rozpisywać przyszłe wybory samorządowe. Podają imiona i nazwiska, możliwe sojusze, kto z kim i przeciwko komu. Mniej więcej wiadomo nawet kto we Wschowie stoczy walkę w II turze i kto ją wygra. Mniej więcej wiadomo również kto będzie dyrektorem tej czy tamtej instytucji i wiadomo też kto z takiego obrotu sprawy będzie się cieszył, a kto płakał. Bo, drogi czytelniku, musisz wiedzieć, że komentator tak długo komentarze będzie pisał, aż stanie się według jego woli. I dopóki wszystkie postulaty komentatorów nie spełnią się na tym padole łez, dopóty komentator nie ustanie w swoich wysiłkach, a komentarzom jego nie będzie końca. Dlatego zastanów się burmistrzu, dyrektorze, każda osobo publiczna bez wyjątku: co lepsze? Być komentowanym? Czy spełnić żądania komentatorów? Jeżeli to pierwsze, to wiedz, że pewnego dnia, sam zaczniesz komentować i zasiądziesz w wielkiej loży komentatorów świata tego. Jeżeli to drugie, to przyczynisz się do takiego rozwoju wydarzeń, że być może któregoś dnia już nikt komentarzy na lokalnych portalach pisał nie będzie. I nastanie wieczna radość i wieczne szczęście. Dlatego powtórzę na koniec. Zastanów się. Co lepsze będzie? Co lepsze?
Rafał Klan