Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
Nie otwierałem szampana w sylwestra, ale za to powziąłem kilka postanowień noworocznych. Większość z nich nie nadaje się do publicznej wiadomości, ale co najmniej jedna już tak.
Otóż mając w pamięci poziom artykułów, zamieszczanych w gazecie ,,Nasze Wschowskie Sprawy", a przede wszystkim sposób w jaki anonimowi autorzy odnosili się do osób, piastujących publiczne stanowiska, często insynuując, przekłamując fakty i podając do publicznej wiadomości półprawdy, uznałem, że w nowym roku ilekroć anonimowi autorzy będą nadal czerpać radość z tego rodzaju zabawy, warto ich konfrontować z faktami. Tym bardziej, kiedy dzisiaj część z autorów jest osobami publicznymi, a reszta mitycznej redakcji cytuje namiętnie burmistrza i wiceburmistrza Wschowy. Jest więc okazja nie tylko do realizacji noworocznych postanowień, ale również możliwość skomentowania wypowiedzi najważniejszych osób w mieście.
Radna w najnowszym wydaniu ,,Naszych Wschowskich Spraw" informuje czytelników, że Andrzej Maćkowiak miał rację, pisząc niegdyś w artykule, pod którym się nie podpisał, że były burmistrz Jan Wardecki sprzedał własność PKP na kwotę około 750 tysięcy złotych, do czego nie miał prawa.
Pisały o tym media, między innymi elka.pl i zw.pl. Problem z wyznaniem radnej Stachowskiej jest dość skomplikowany. Radna twierdzi, cytuję ,,pisaliśmy o tym", a przecież jej były redaktor naczelny Grzegorz Kurkowiak twierdził, że tekst Maćkowiaka traktowany był jak reklama lub ogłoszenie. Nie był zamówiony przez redakcję, dlatego też nie sprawdzano, czy jest zgodny z prawdą czy nie. Tylko podobnie jak reklamę pasty do butów, trudno się było z nim utożsamiać.
Podobnie jest z wręczeniem Andrzejowi Maćkowiakowi lauru zwycięzcy w sporze z byłym burmistrzem. Nie dosyć, że nie ma wyroku sądu w tej sprawie, to radna zapomniała dodać stanowisko Wardeckiego, który twierdzi na łamach elka.pl i zw.pl zgoła co innego. Być może radna z natury więcej wagi przykłada do reklamy pasty do butów niż do jej rzeczywistych możliwości, ale reklama, to nie rzeczywistość, a zdanie radnej, nawet radnej, która publikuje artykuły w gazecie ,,Naszych Wschowskich Spraw", to jeszcze nie jest wyrok sądu i z tego co wiem, nigdy nie będzie.
Jest natomiast w artykule radnej jeden element, z którym muszę się zgodzić. Otóż radna Stachowska, powołując się na jedną z informacji, zamieszczonych na portalu zw.pl zauważa, że, cytuję: trzy osoby z naszego grona w tym Andrzej Maćkowiak (niepodpisany autor reklamy/ogłoszenia - przypis mój) złożyły informację powziętą na drodze rozpytania, a nie przesłuchania, co sugerował lokalny portal.
Rzeczywiście, przyznaję, napisałem o przesłuchaniu. Skoro, jak twierdzi radna, było to rozpytanie, to nie mogło być przesłuchanie. Bo trzeba wiedzieć, że różnica między jedną a drugą procedurą polega na tym, że rozpytywany może w sposób bezkarny złożyć fałszywe oświadczenie, przesłuchiwanemu za złożenie fałszywych zeznań grożą odpowiednie sankcje. Mało tego rozpytywanie ma taką wartość sprawczą, że w trakcie przesłuchania można zmienić diametralnie zeznania, które złożyło się podczas rozpytywania i również nie ponosi się żadnej odpowiedzialności.
Nie wiem więc jaki stosunek do artykułu radnej Stachowskiej ma nowy redaktor naczelny ,,Naszych Wschowskich Spraw". Gdybym na jego miejscu miał być rozpytywany na okoliczność zamieszczenia tekstu radnej w gazecie, przyznałbym, że to kolejny przykład reklamy lub ogłoszenia, za które nikt nie ponosi odpowiedzialności.
Rafał Klan
Komentarze 19