Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
Przyglądając się kolejnym poczynaniom naszej nowej władzy z rozrzewnieniem wracam pamięcią do okresu wyborów i poprzedzających je rządów radnych z obozu burmistrza Krzysztofa Grabki. Owa nostalgia nie wynika jednak z faktu, że za władzą poprzedniego włodarza miasta jakoś szczególnie tęsknię, jest ona raczej związana z pamiętnymi poczynaniami ówczesnej opozycji. "Nasze Wschowskie Sprawy" wprowadzały mnie bowiem w stan całkowitej… konsternacji. Gazeta wydawana przez Stowarzyszenie Odnowy Samorządu na każdym kroku napiętnowała poczynania zachłannego burmistrza i jego świty (tekst z kultowym określeniem "grabieżcy" już na zawsze pozostanie nie tylko w mojej pamięci). Pan Grabka zarabiał za dużo, nie tworzył dobrego klimatu dla przedsiębiorców - i jakby tego było mało - stracił szansę na budowę fabryki Ikei.
W tamtym czasie humor poprawiały mi prawdziwe medialne afery na temat nierównych chodników, nieogrzewanych sal wiejskich czy też niebezpiecznych przejazdów kolejowych, których nikt nie oznacza a tymczasem tysiące złotych szło na jakieś malowanie miejsc parkingowych. W mojej pamięci na zawsze pozostaną zdjęcia miejsc wymagających natychmiastowej interwencji - dziennikarz fotografujący się na tle plamy na ścianie, dziennikarz przy drodze sadzi drzewko itp. Do tego wszystkiego dochodzą niezapomniane felietony Jerzego Wschowskiego, zwłaszcza te atakujące redaktora R. Klana, kiedy ten nawoływał do merytorycznej dyskusji. Przyszli historycy zgłębiający dzieje naszego miasta z pewnością pochylą się również nad doniesieniem zatroskanej redakcji "Naszych Wschowskich Spraw", jakoby ówczesny burmistrz wraz z żoną wynieśli z jednego ze wschowskich sklepów cały plik gazet SOS-u, z takim trudem przecież wydawanej i ujawniającej kolejne wpadki lokalnej władzy. Kampania wyborcza była jeszcze ciekawsza. Zanim Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła termin wyborów na listopad 2014 roku, w naszym mieście już przez cały okres wakacyjny wiedzieliśmy, że ten bal i ci balowicze muszą po prostu odejść. Tak, tak… Nadchodzących zmian nic nie mogło już powstrzymać. Zmian na lepsze, zmian w stylu managerskim, zmian w duchu ekonomii, zmian jakościowych i ilościowych. No i jakie one są? Na razie widzimy sposób ich wprowadzania na gruncie oświaty.
Obecnej władzy nie zazdroszczę, sytuacja miasta jaka była, jaka jest, jaka wreszcie będzie już chyba wiadomo i sama chęć kierowania nim zasługuje na uznanie. Rzeczywistości nie da się zaczarować - udawanie, że wszystko jest w porządku, że miasto nie wymaga zmian… taka droga jest aż nazbyt naiwna. Sytuacji Wschowy nie poprawi referendum, niezłomny generał powracający z wygnania na białym koniu czy anonimowi hejterzy, których ostatnio sporo pojawiło się na forach internetowych. Czas ciepłej wody w kranie dla Wschowy już się zakończył. I dobrze, bo jeszcze kilka lat i okazałoby się, że pewnego dnia woda po prostu przestałaby płynąć. Ratowanie miasta wymaga przemyślanych decyzji, również tych trudnych i niewygodnych. Ba, ja nawet rozumiem, że w trakcie wyborów Pani Danuta Patalas, kandydatka na burmistrza, nie mogła biegać po mieście i zapowiadać ile to szkół zamierza zlikwidować, po tym jak obejmie stanowisko. W sumie nikt z kandydatów nie podejmował tego tematu, bo co mieliby powiedzieć, że tak naprawdę nie wiedzą o co chodzi, że im się tylko marzy bogatsza oferta kulturalna albo miejsce do wychowywania dzieci? Spierano się o ogródek wiedeński, miejsca parkingowe w okolicach Ratusza i marketu Tesco, a wreszcie o Szwedów, którzy mieli przyjść, ale nie przyszli - nikt jednak nie wpadł na pomysł, aby podjąć oficjalną, publiczną dyskusję na temat losu nierentownych szkół.
Na szczerość w kwestii edukacji nie było nikogo stać. Jest jak jest, czasu nie cofniemy, trzeba robić to, co jesteśmy w stanie osiągnąć teraz. I z takiego założenia wychodzą chyba dzisiejsi włodarze. Koncept jest dobry, ale jego realizacja fatalna. Myślę, że ta chęć naprawy budżetu miasta, zmniejszenia zadłużenia mogłaby znaleźć w oczach wschowian uznanie, brakuje tu jednak kilku ważnych elementów. Brak dialogu między rządzącymi a uczniami/rodzicami/nauczycielami to zdecydowanie największy błąd Pani burmistrz i jej współpracowników. Zaczyna się od kampanii informacyjnej, od wskazania plusów i minusów konkretnych decyzji z przewagą tych pierwszych. Tego zabrakło. Nie rozumiem skąd u rządzących przekonanie, iż skoro otrzymali kredyt zaufania od uprawnionych do głosowania mieszkańców gminy, to w rzeczywistości mogą odwrócić się potem do nich plecami i pozostać głuchymi na wszelkie głosy już nie tyle krytyczne, co przede wszystkim wątpiące w słuszność rozwiązań. Można było przecież spokojnie tak rodzicom jak i nauczycielom przedstawić argumenty, propozycje określonych rozwiązań, poczekać na ich pomysły. Ostatecznie do takich spotkań i rozmów doszliśmy, ale teraz pozycje obu stron przypominają raczej linię frontu, na której każdy liczy na przeczekanie ataku wroga. Kiedy już raz zejdziemy do okopów, znacznie trudniej powrócić do stołu, przy którym można merytorycznie dyskutować.
Kolejnym błędem jest traktowanie radnych, mieszkańców i pracowników gminy niczym grupy niesfornych uczniów, którym pogrozi się paluszkiem, wpisze uwagę na temat złego zachowania i zmusi w ten sposób do uległości. A kiedy to nie pomaga zawsze można podnieść głos, krzyknąć, zagrozić tym, że się wyjdzie, puścić focha - jak to mówi dzisiejsza młodzież. Ta część wizerunku obecnej władzy jest po prostu obezwładniająca. Chcę tylko wierzyć, że wynika z głębokiej troski o los miasta, a nie ze słabości charakteru.
Dla mnie największym rozczarowaniem są jednak te działania podejmowane przez władze miasta, które zaprzeczają większości zapowiadanych (i oczekiwanych) zmian. Ale o tym może już następnym razem…
Małgorzata Wojnarowska
Komentarze 14