Felieton: Chaosu broni większość w Radzie Miejskiej

Jak podaje pewne źródło, proszące o anonimowość, radny Przemysław Kuchcicki od następnej sesji Rady Miejskiej powiększy grono osób, związanych z klubem Nasza Wschowa Nasz Samorząd. W związku z tym, że od początku tej kadencji ta grupa miała 10 radnych, od ostatniej sesji 11, bo dołączył do nich radny Roman Stocki, to w następnej będą już mieli 12 głosów. Nie piszę tego jednak po to, żeby wywołać sensację. Przeciwnie. Chcę zwrócić uwagę na pewną istotną rzecz, jaka dzieje się wokół reorganizacji oświaty. Od samego jej początku było wiadomo, że pomysłodawcy reformy nie są do niej przygotowani. Nie dysponowali żadnymi konkretnymi danymi i do końca, do czwartkowej sesji Rady Miejskiej we Wschowie nie przedstawili żadnego profesjonalnego omówienia tej sprawy. Pani burmistrz wręcz wymagała od radnych, aby przedstawili jakąkolwiek koncepcję naprawy, jakby chciała powiedzieć: wpadliśmy przypadkowo na pomysł likwidacji szkół wiejskich, łączenia różnych placówek, likwidacji gimnazjum, a wy nam udowodnijcie, że nie powinniśmy tego robić, a najlepiej, to za nas, za władze tego miasta, przedstawcie solidny program naprawczy wschowskiej oświaty. Jeżeli tego nie zrobicie, to… no właśnie, to co? Ano chyba to, że i tak mamy większość w radzie i zrobimy, co będziemy chcieli. Bo jeżeli tak jest, że władza pozyskuje dwóch nowych radnych (a wiadomo, że nie pozyskuje się nikogo za ładny uśmiech), dzieje się to między III a IV sesją Rady Miejskiej we Wschowie, a więc w czasie, kiedy do publicznej wiadomości dociera informacja o tak zwanych propozycjach zmian w oświacie, to jaką wartość ma właściwie dyskusja, jaka przetoczyła się przez gminę? Myślę, że żadną, bo nowej władzy nie zależało na dyskusji (wystarczy prześledzić wydarzenia), ale na zdobyciu stabilnej większości w radzie. Dzięki czemu jest już gotowa przeprowadzić każdą, nawet najbardziej absurdalną reorganizację czegokolwiek. Chciałbym się mylić, że jest inaczej, i że rzeczywiście komuś w Urzędzie zależy na dyskusji, publicznej debacie itp. Gdyby tak było, to nowe władze nie przeciągałyby na swoją stronę radnych, bo przecież dyskusja ma rzekomo doprowadzić do wypracowania wspólnego stanowiska, które bierze pod uwagę wszystkie zainteresowane strony. W rzeczywistości najwyżej postawione osoby w gminie zastępują publiczną debatę demokratycznym, ale jednak szantażem nieczytelnie zdobytej większości. Dariusz Przybylski i Miłosz Czopek na spotkaniach z rodzicami mówią, że w końcu mamy publiczną dyskusję o trudnych tematach. I albo tego nie widzą, albo nie chcą dojrzeć, że swoim maksymalnie nieodpowiedzialnym zachowaniem doprowadzili po dwóch miesiącach rządzenia do sytuacji, w której większość dyrektorów szkół, nauczycieli i rodziców patrzą na nich z przerażeniem. Bo jak inaczej można patrzeć na osoby, które są nieprzewidywalne i mają większość w radzie? Kiedy całą odpowiedzialność zrzucili na radnych, którzy nie mają dostępu do rzetelnych danych, a kiedy przychodzi co do czego, to okazuje się, że w kuluarach zabezpieczyli się i mogą wszystko, bo mają większość? Z całą pewnością można dzisiaj stwierdzić, że o trudnych tematach, to we Wschowie przez jakiś czas na pewno rozmawiać nie będziemy. Za to będziemy świadkami kolejnych odcinków samorządowego chaosu, którego sensu będzie broniła stabilna większość w Radzie Miejskiej. Nikt w każdym razie nie twierdzi, że zmiany są niepotrzebne. Są potrzebne, bo taka jest naturalna kolej rzeczy, nawet w takiej gminie, jak Wschowa. Ale to nie znaczy, że gmina musi być zakładnikiem zmian za wszelka cenę. Zmiany, owszem, myślę, że każdy rozsądny mieszkaniec, to potwierdzi, ale przemyślane, wypracowane w rozmowach, w umiejętności znalezienia kompromisu, w poszukiwaniu mądrych rozwiązań. W przeciwnym wypadku nie mamy odnowy samorządu, ale jego demolkę. Rafał Klan/foto: martyna