TworzymyGłos Regionu

reklama

Nie wszystko złoto, co się świeci. Nowa książka Martina Sprungali
obrazek
Dobra książka historyczna ma do spełnienia kilka zadań. Przede wszystkim powinna jednak uczyć. Przekazywać obiektywną wiedzę i zachęcać do jej poszerzania. By móc to zadanie spełnić zawarte w niej informacje muszą być zgodne z prawdą. Poparte źródłami. Skonfrontowane z aktualnymi publikacjami i osiągnięciami innych badaczy. czytaj całość artykułu

Komentarze

avatar

avatar
~czytam
01.04.2016 21:47

Dwa ostatnie komentarze - kwintesencja tej dyskusji: czytajmy i wystawiajmy SWOJE opinie. Każdy może to zrobić, niezależnie od tego, czy jest ZWYKŁYM PRACOWNIKIEM czy PROFESOREM. A czytelnicy ocenią, czy recenzja jest rzeczowa.

avatar
~
01.04.2016 22:03

ad animi Nieuczciwe chwyty stosowane w dyskusji: atak personalny - odejście od przedmiotu sporu i koncentracja na adwersarzu.

avatar
~Bartosz Tietz
02.04.2016 10:25

Szanowny Panie Przemysławie, nie podjęcie przez Pana i Autora "Kroniki Wschowy" dyskusji na temat słuszności lub nie uwag Pana Czwojdraka, w mojej ocenie, to przyznanie się do popełnionych błędów. Warto zwrócić uwagę na to iż zasadniczo spostrzeżenia Recenzenta można podzielić na dwie zasadnicze grupy; pierwsza to kwestia stylu i niejako gustu (czas teraźniejszy, "zadźgać" czy "zabić" itp.), bez większego znaczenia dla nauki; są to raczej kwestie techniczne, ułatwiające lub utrudniające czytanie lektury. Druga grupa jest dużo poważniejsza, ponieważ dotyczy kwestii faktograficznych. Łatwo można wyobrazić sobie sytuację, przypuśćmy, że jakiś naukowiec badający los niemieckich pomników zbudowanych ku czci poległych żołnierzy, chwyci kiedyś za "Kronikę Wschowy". Zapewne zwróci uwagę, że interesująca go informacja z lutego 1945: "Jedną z pierwszych decyzji utworzonej polskiej administracji było zarządzenie zburzenia pomnika ku czci poległych na wojnie" jest pozbawiona odpowiedniego aparatu naukowego (przypisu), dzięki któremu można by informację zweryfikować. Kierowany jednak naglącym terminem złożenia pracy do druku oraz autorytetem niemieckiego naukowca- specjalisty dziejów pogranicza śląsko-wielkopolskiego (zresztą sformułowanie "Jedną z pierwszych decyzji" sugeruje, że Autorowi znane są też pozostałe "pierwsze decyzje", co dodatkowo może umacniać czytelnika w uznaniu poprawności tej informacji); ostatecznie wprowadza ją do publikacji, załączając oczywiście stosowny odnośnik do pracy Sprungali. W praktyce następstwem tego jest, że w literaturze zadamawia się "fakt historiograficzny" jakoby polska administracja w lutym 1945 zarządziła zniszczenie pomnika i tablicy we Wschowie. Dokładnie tak było z ową datą "1136", zapewne wprowadzoną przez historyków w czasach PRL, aby dowieść "grodowej"; polskiej i piastowskiej historii miasta (a więc sprzed lokacji na prawie niemieckim około połowy XIII w., przy mniej lub bardziej znacznym udziale ludności niemieckiej) - tak pożądanej w dobie propagandy "Ziem Odzyskanych". Oczywiście w Bulli nie ma żadnej informacji o Wschowie (co ciekawe nikt nigdy nie podaje brzmienia rzekomo zapisanej (w łacinie) nazwy miasta); ciężko zaś zrozumieć co Martin Sprungala rozumie jako "pośrednią wzmiankę" o Wschowie, która wedle obecnego stanu badań, po prostu jeszcze nie istniała- w każdym razie nie istniała w miejscu, gdzie znajduje się od późnego średniowiecza po dziś dzień. Efekt tego jest taki, że data ta od kilkudziesięciu lat wciąż pojawia się w wielu pracach dotyczących Wschowy. Mam nadzieję jednak, że informacja podana przez dra Sprungalę (dotycząca lutego 1945) wynika z ludzkiego błędu i złego zrozumienia ówczesnej sytuacji przez autora, a nie manipulacji. W każdym razie, tego typu przekaz Autor powinien sprostować, chociażby z szacunku dla ludzi, którzy wydali trochę pieniędzy na zakup "Kroniki Wschowy". Proszę pamiętać, że pojęć krytyka i krytykanctwo nie należy mylić- pierwsze pojęcia ma podstawę, drugie jest tylko bezpodstawnym ujadaniem. Krytyka źródeł jest podstawą wszystkich nauk historycznych, bez której nie miały by one racji bytu. Mam nadzieję, że książka Martina Sprungali zaowocuje dyskusją, która być może z czasem będzie bodźcem do napisania, nowoczesnej, możliwie jak najbardziej obiektywnej, monografii Wschowy i ziemi wschowskiej. W końcu historia jest nauką dążącą do prawdy- faktu historycznego, a nie do tworzenie nowych "faktów historiograficznych" nie mających wiele lub nic wspólnego z minioną rzeczywistością. Tylko dyskusja i wymiana poglądów- podstawowy oręż ludzi kulturalnych- może przynieść intratne korzyści dla ogółu. Jeżeli recenzent używa bardzo ostrych opinii (kłamstwo historyczne), to wydaje się za zasadne, aby Autor i Tłumacz (jeżeli oczywiście się z nią nie zgadzają) przedstawili swoje argumenty, które mogłyby potwierdzić ich zdanie i ukazać błąd recenzenta i tym samym może wręcz wymóc na nim przeprosiny za takie sformułowanie? Jeśli zaś nie posiadają takiego argumentu, to należy w takim wypadku przyznać się oczywiście do błędu. W przeciwnym razie uciekanie od odpowiedzi i deprecjonowanie "wschowskiego środowiska naukowego" nie rozwiązuje sprawy, a wręcz zdaje się wskazywać, że faktycznie w publikacji tej nie chodzi o uprawianie nauki- historii lecz o uprawianie polityki historycznej. Mam nadzieję, że jednak mimo wszystko dojdzie do wymiany poglądów i opinii pomiędzy Panami. Pan i Martin Sprungala należycie, wraz z Dariuszem Czwojdrakiem, do grupy może kilkunastu osób, będących w stanie kompetentnie wypowiadać się na temat dziejów Wschowy. Tylko na drodze merytorycznych wypowiedzi w oparciu o źródła, można dowieść lub obalić wymienione, w ujęciu Recenzenta, mylne lub czasem wręcz zmanipulowane informacje. Szkoda ogromu wykonanej przez Panów pracy, aby świeżo po wydaniu książki, zaraz po pojawieniu się pierwszych opinii i emocji zamykać rozdział "Wschowa".

avatar
~badaczka
02.04.2016 11:10

Dla mnie publikacja ta jest bardzo cenna. Przede wszystkim prezentuje stanowisko i spojrzenie niemieckie na historię Wschowy, dorobek badaczy niemieckich i źródła im dostępne. Każda osoba zajmująca się badaniem dziejów podejdzie do takiej publikacji z dystansem naukowym, mając na uwadze subiektywizm osoby opracowującej ją. Nie liczyłam na obiektywizm już po przeczytaniu wstępu, może czytający powinni do niego powrócić, aby nie ulegać kolejnym rozczarowaniom. Faktycznie tłumaczenie to wielka wada tejże kroniki, dlatego też szybko przerzuciłam się na wersję niemiecką, przyjemniej, jaśniej, prościej, bez irytujących błędów językowych. Może jednak lepiej gdyby tłumaczeniem zajmował się jakiś historyk? Nie nazywałabym jednak tej publikacji monografią Wschowy, to raczej niewielki zalążek, aczkolwiek cenny. Na pewno warto będzie z niej skorzystać, a przynajmniej z niektórych informacji, do których ciężko byłoby dotrzeć polskim badaczom. Dziwi mnie też dlaczego autor i tłumacz zdecydowali się na wydanie Kroniki Wschowy w Sławie a nie we Wschowie. Totalnie niezrozumiałe...

avatar
~
02.04.2016 13:37

Cogito Moim zdaniem, Pan Przemysław zareagował jak mały chłopiec, który oczekuje tylko pochwał, a broń Boże słowa krytyki. Trzeba wyraźnie rozróżnić co to jest krytyka konstruktywna a co krytyka złośliwa. Uważam, że Pan Dariusz nie posługiwał się złośliwością w wyrażaniu swojej opinii o tej publikacji. Panie Przemku, bardzo nerwowo Pan zareagował, a może lepiej byłoby podjąć rękawicę i rzeczowo odeprzeć zarzuty, bo w Pana reakcji daje się odczuć, że nie ma Pan nic do powiedzenia. Przecież to zupełnie naturalne, że prace naukowe poddaje się recenzji. Nie jedną pracę już napisałem i nie jeden raz byłem oceniany i to bardzo surowo. Wcale się na to nie obrażałem, tylko z pokorą odnosiłem się do tych ocen. Albo się z nimi zgadzałem, albo nie. Nie odniosłem wrażania, że Pan Dariusz w wybredny sposób obraża Pana Martina i Pana Przemysława. On tylko wyraża swoją opinię o przeczytanej publikacji w bardzo wyważony sposób. Panie Przemku, niech się Pan nie obraża jak małe dziecko, tylko rzeczowo odniesie się do przedstawianych zarzutów. Myślę, że byłoby to bardzo budujące. Może pan Dariusz nie ma racji i bezpodstawnie wysuwa błędne tezy. Zatem bardzo proszę, abyście Panowie spokojnie przedyskutowali sporne kwestie. To jest dopiero smaczek całej publikacji. Pozdrawiam Panów bardzo serdecznie.

avatar
~ext7
02.04.2016 13:49

Półprawdy, niedopowiedzenia, omijanie niewygodnych faktów ,to domena „spółki” Zielnica-Sprungala ,to taka „perwersyjna deformacja” HISTORII. Nie wierzę ,że Pan Sprungala opisując historię, nie wiedział co działo się w latach czterdziestych na folwarku leżącym między Przybyszowem a Starym Strączem(0,8km od Przybyszowa w kierunku Starego Strącza.) Tam odbywało się regularne ludobójstwo!!! Nie wiem ilu z tych KOBIET udało się przeżyć. Pewnie niewielu.. Tego nie wiem... Ile zginęło ????Hmmm... odpowiedzią niech będzie zdanie...cyt. „wywieźliśmy” kilkanaście wozów(czytaj – fura zaprzężona w dwa konie)damskich butów. To był teoretycznie obóz pracy, ale tylko degeneraci mogli zmuszać KOBIETY do kopania przeciwpancernych rowów. Więc niech pan doktor Sprungala zdecyduje się ,czy historykiem jest,czy też politycznym sojusznikiem Erike Steinbach....

avatar
~animi
02.04.2016 18:34

Do ext7 Przybyszów to pod kronikę sławy wiem co tam było ale nie dotyczy to kroniki Wschowy?

avatar
~Przemysław Zielnica
02.04.2016 20:14

do komentarza "badaczka" Zespół przygotowujący publikację, to jedynie Autor i moja osoba. Jak już wspomniałem wyżej Muzeum Ziemi Wschowskiej nie było zainteresowane wydaniem publikacji. Manuskrypt leżał u mnie kilka ładnych lat. Od początku byłem świadom, że jako nie-historyk tłumaczenie może zawierać błędy. Niestety nikt ze znajomych mi osób - historyków - z różnych powodów nie chciał podjąć się korekty tekstu. Publikacja mogłaby być o wiele lepsza przy chęci współpracy osób znających się na rzeczy. Manuskrypt mógłby też jeszcze do dziś leżeć w mojej szafie, a ja nie musiałbym się tłumaczyć. Nie chcę nikogo straszyć, ale w mojej szafie znajduje się jeszcze około dziesięciu kolejnych interesujących manuskryptów doktora Sprungali, więc jeśli poważni badacze (zawodowi historycy) są zainteresowani współpracą z niemieckim historykiem i publikacją jego dzieł... Przekażę je w dobre ręce. Szkoda byłoby, gdyby nie ujrzały światła dziennego. kontakt: redakcja@wijewo.com

avatar
~ext7
02.04.2016 21:19

Ad „animi” Zaważ proszę ,że w moich postach nie odnoszę się do najmłodszego dziecka „moich pupili” - Kroniki Wschowy. To co napisałem bardziej tyczy się uczciwości , rzetelności badacza, naukowca opisującego historię. Innymi słowy potraktuj to jako ostrzeżenie ,coby tego co tam napisano ,nie przyjmować jako jedynej słusznej prawdy objawionej.

avatar
~antykwariusz
03.04.2016 13:04

Witam wszystkich jeśli ktoś jest zainteresowany tą publikacją proszę napisać Antykwariusz77@wp.pl proszę przeczytać i następnie pisać komentarze i oceniać to jest historia w wielu publikacjach trafiają się małe lub większe błędy.Na koniec mam pytanie do wszystkich co piszą komentarze czy przeczytaliście ? pozdrawiam.

avatar
~witko.
04.04.2016 07:12

Muszę przeczytać. Sławska Kronika - makabra. Wygodna spłycona wersja dla prusaków ale dla Nas mało rzetelna . Antykwariusz, to Ty pisałeś pod" in memoriam",że Wschowę spokojnie byś zaorał ?

avatar
~Mariusz Pawelec
05.04.2016 09:02

Od autora „Kroniki Wschowy”, dr. Martina Sprungali należało oczekiwać sprostowania kwestii fundamentalnej z punktu widzenia historii miasta, tj. rzekomej najstarszej wzmianki o Wschowie pochodzącej z 1136 r. Ze szkodą dla publikacji kwestia ta nie tylko nie została wyjaśniona, ale co gorsza – błąd został po raz kolejny powielony. Warto zatem w tym miejscu wspomnieć, że geneza tej pomyłki była dość prozaiczna. W 1947 r. Władysław Jan Grabski w publikacji "200 miast wróciło do Polski. Informator historyczny" napisał: „Ziemia Wschowska, więc okolica naszego miasta, w swej południowej części po brzegi Odry i wpływającej do niej Baryczy, biegiem tych rzek właśnie odgraniczała się od Śląska, a wg bulli z 1136 r. należała do diecezji gnieźnieńskiej.” Ta trafna uwaga została błędnie zreinterpretowana przez kolejnych autorów jako świadectwo istnienia nazwy Wschowy we wspomnianym dokumencie. Niektórzy poszli jeszcze dalej, twierdząc, że osada była wówczas własnością arcybiskupów gnieźnieńskich. Rzecz jasna Wschowa nie pojawia się w bulli protekcyjnej Innocentego II. Podtrzymywanie tej pomyłki świadczy, że autor książki nie zadał sobie trudu choćby pobieżnego zaznajomienia się z treścią dokumentu.

avatar
~Dariusz Czwojdrak
05.04.2016 14:56

Szanowny Panie Zielnica, Jak Pan słusznie zauważył, każdy czytelnik ma prawo do własnej oceny wartości publikacji. Poddając krytyce błędy, które zostały w niej zawarte, starałem się zwrócić uwagę na jej mankamenty, a nie nawoływać do jej bojkotu. Podtrzymuję także wyrażone wcześniej zdanie o wielu cennych informacjach, które Autor zamieścił w swoim opracowaniu. Nie zmniejsza to jednak odpowiedzialności dr. Sprungali za umieszczenie danych niezgodnych z aktualnym stanem badań. A przecież o to właśnie w książce historycznej chodzi. Jako osoba wykształcona, wie Pan doskonale, że człowiek podlega procesom edukacji przez całe życie. Ja także stale się uczę. Proszę więc nie mieć do mnie żalu, że w ciągi kilku lat pogłębiłem swoją wiedzę. Szczerze żałuję, że nie zdobył się Pan na zrecenzowanie dotychczasowych publikacji "wschowskiego środowiska naukowego". Wówczas na pewno łatwiej byłoby Panu zrozumieć mechanizm, który rządzi naukową dyskusją. Wiem, że nikt nie lubi być krytykowany, ale podejmując się określonego dzieła edytorskiego warto przewidująco się na to przygotować. Wspomniana przez Pana monografia Wschowy nie została przez nikogo wrzucona do kosza. Muzeum zasugerowało konieczność aktualizacji tekstów napisanych w latach 80. i 90. XX w. To standardowa procedura. Problem stanowi natomiast brak kluczowego rozdziału dotyczącego dziejów miasta, poświęconego historii XVI-XVIII w. Pomimo wieloletniej walki z jej autorem, nie udało się zmusić go do zakończenia prac. Nigdy nie słyszałem o tym, aby recenzje książek, które ukazały się drukiem i trafiły do rąk czytelników, były osobno adresowane do autorów dzieł. Nie potrafię więc zrozumieć Pańskiego zaskoczenia. Osobiście nie czuję się także winny temu, co określił Pan jako "rażąco lekceważące traktowanie". Pretensje dotyczące podanych sytuacji wypadałoby spersonalizować. Nie uważam również, abym w swoim tekście naruszał godność i dobre imię Pana lub dr. Martina Sprungali. Mój niesmak do wiadomej Panu ilustracji, według mojej oceny (a dał Pan do niej prawo każdemu czytelnikowi), ma konkretne uzasadnienie. Jako historyk staram się, w możliwie jak największym stopniu, sięgać po źródła archiwalne. Każdy dokument jest dla mnie ważny niezależnie od jego treści i zawartych w nim informacji. Inaczej jednak postrzegam przytoczenie danych dotyczących Ernesta Hitzegrada, Autorowi należy pogratulować cywilnej odwagi, a inaczej podkreślenie znaczenia jego osoby poprzez zamieszczenie reprodukcji aktu urodzenia. Nie wierzę, aby którykolwiek z Panów chciał go gloryfikować, ale w sposób niezamierzony tak to właśnie wygląda. Proszę więc wybaczyć, ale zawodu na razie nie zmienię. Pisząc recenzję starałem się minimalizować emocje, jeśli więc Pan odnalazł je w tekście, powody mogły być tylko dwa. Albo mi się nie udało, albo Pan chciał je dostrzec. Myślę, że akurat w tym przypadku, każdy z nas będzie starał się interpretować sytuację na swoją korzyść. Pierwszy zapis w Kronice, podobnie jak całą książkę, przeczytałem kilkakrotnie, w moim przekonaniu ze zrozumieniem. Jeżeli ktoś pisze o pośredniej wzmiance o Wschowie, to chcąc nie chcąc twierdzi, że informacja taka w papieskim dokumencie została zawarta. Chciałbym więc aby na podstawie dokumentu Autor wykazał, że moja uwaga była bezzasadna, i że to ja się mylę, a nie On. Jestem także gotów uznać wszystkie pozostałe moje błędy, o których Pan napisał, proszę je tylko wskazać. W przypadku "landrata" nadal uważam, że interes polskiego czytelnika jest ważniejszy niż dopuszczalność danej formy. Mogę natomiast wycofać się z "kasaty", w tym przypadku rzeczywiście nie ma potrzeby stawiania sprawy na ostrzu noża. Przygotowanie monografii miasta wymaga interdyscyplinarnego zespołu, więc wzywanie mnie do jej napisania nie ma sensu. Jak Pan sam zaznaczył, Panowie pracowaliście tylko we dwóch, a więc bez wsparcia i specjalistycznej wiedzy, którą dysponują zawodowi archeolodzy, mediewiści, czy nowożytnicy. Same studia zajęłyby mi kilkanaście lat, a cóż mówić o napisaniu książki. Mam nadzieję, że teksty które już powstały ujrzą w końcu światło dzienne i poszerzą wiedze nas wszystkich na temat dziejów Wschowy. W przypadku kłamstwa historycznego akurat Pan powinien być szczególnie uczulony. Polska od wielu lat stara się walczyć z informacjami, które stawiają Państwo Polskie i Naród Polski w niewłaściwym świetle. Niezależnie od tego, jakby zapisów dr. Sprungali nie odwracać, fragmenty, do których się odniosłem prezentują Niemców jako ofiary, tak I jak i II wojny światowej, Polaków natomiast, jako ich oprawców. Fakty, które znam, temu przeczą. Nawet jeżeli zaczniemy przytaczać indywidualne przypadki, nie przysłonią one prawdy, która dla zdecydowanej większości jest oczywista. Niemcy dokonali określonych wyborów i musieli ponieść ich konsekwencje. Naszym obowiązkiem jest więc pamięć, nie przeciwko komukolwiek, ale przeciwko fałszowaniu prawdy. Panowie mogą się naturalnie obrażać, chociaż obawiam się, że z większą szkodą dla siebie. Dopiero wymiana poglądów pozwala spojrzeć z dystansu na kwestie, które w pierwszym odruchu wydają się fundamentalne i za które honor (w oderwaniu od rozumu), każe nam oddać życie. Moje słowa o "ignorancji, miłości własnej i złej woli" nie stanowiły oskarżenia pod adresem Autora, a jedynie przestrogę przed pisaniem o historii z takich pobudek. To ogólna refleksja. Jeżeli kazała domyślać się Panom czegoś więcej, to tylko dowód na zbyt emocjonalną, a nie racjonalną reakcję. Osobiście, w odróżnieniu od Panów, nie widzę żadnych przeszkód w prowadzeniu rozmów i podejmowaniu współpracy tak z Panem, jak dr Sprungalą. Wydaliście książkę z przekonania, że robicie coś pożytecznego. Ja z tych samych powodów wskazałem w niej to, co uznałem za błędy. Tak naprawdę tylko od Panów zależy, czy przechowywane w Pańskiej szufladzie manuskrypty będą miały szansę spotkać się z krytyką przed, czy po druku.

avatar
~czytam
05.04.2016 17:42

Myślę, że nie tylko ja z wielkim zainteresowaniem śledzę dyskusję... robi się coraz bardziej interesująca. Słowa pana D. Cz.: "Dopiero wymiana poglądów pozwala spojrzeć z dystansu na kwestie, które w pierwszym odruchu wydają się fundamentalne i za które honor (w oderwaniu od rozumu), każe nam oddać życie." - zapisuję nad biurkiem :)

avatar
~Kłamstwo historyczne
05.04.2016 20:23

Cytat z Kalendarium dziejów Wschowy: 1136 W bulli papieża Innocentego II do arcybiskupa gnieźnieńskiego zawarto prawdopodobnie pierwszą wzmiankę o Wschowie. W historiografii niemieckiej początki osady datuje się na 1150 r. Fakty są jednak nie w pełni potwierdzone. Barbara Ratajewska, Kalendarium Dziejów Wschowy, wydawca: Muzeum Ziemi Wschowskiej Tylko prawda, tylko fakty, i tanio, polecam, do nabycia w Muzeum

avatar
~mieszkanka
05.04.2016 21:16

Panie Dariuszu, własnie kupiłam Kronikę Wschowy i w wykazie literatury Sprungali są tylko dwa tytuły Pana. jedna broszura o Bitwie pod Wschową i coś o szpitalu tez cienka. Czy to jakas pomyłka, czy co?

avatar
~
06.04.2016 09:17

Do: kłamstwo historyczne i nie tylko... może warto zauważyć, że Kalendarium Dziejów Wschowy zostało wydane w 2007 roku. Jest 2016 i generalnie chodzi o to, aby nie powielać starych błędów... czy nie o to?

avatar
~do mieszkanka
06.04.2016 11:32

tak to pomyłka pan Czwojdrak napisał - broszure Bitwa pod Wschową samodzienie, - 4 strony w Dziedzictwo Maltańskiego Krzyża wspolnie z Sprunagla mamy 1,5 tytulu. doliczmy jeszcze kryminał Nie wszytko złoto co się świeci wynosi 2,5 tytułu Do trylogii brakuje 0,5 ksiażki

avatar
~do do mieszkanka
06.04.2016 13:59

https://books.google.pl/books/about/Z_dziej%C3%B3w_ludno%C5%9Bci_%C5%BCydowskiej_w_po%C5%82u.html?id=Y44tAQAAIAAJ czyli już o 0,5 książki za dużo?

avatar
~Kłamstwo historyczne
06.04.2016 14:16

"cytat ze strony 14: (...)"Początki Wschowy nie są znane. Wiadomo jednak, że w XII w. istniał tutaj gród, wokół którego powstało miasto. W historiografii niemieckiej początków miasta szuka się w roku 1150 (przypis). Z kolei w historiografii polskiej za pierwsza wzmiankę o Wschowie przyjmuje się bullę papieża Innocentego II do arcybiskupa gnieźnieńskiego z 1136 r." (...) żródło: Barbara Ratajewska: Materiały Archiwalne do Dziejów Wschowy, Leszno 2013, recenzent: prof zw Stanisław Sierpowski Wydawca: Archiwum Państwowe w Lesznie finansowane przez Urząd MIasta i Gminy we Wschowie

Opisz szczegółowo, co jest niewłaściwe w komentarzu, który chcesz zgłosić do moderacji

Czy wiesz, że blokując reklamy blokujesz rozwój portalu zw.pl? Dzięki reklamom jesteśmy w stanie informować Cię o wszystkim, co dzieje się w naszym regionie. Dlatego prosimy - wyłącz AdBlock na zw.pl