Podczas zaborów, a także w czasie okupacji, nadrzędnym celem było uczyć tego, co oznacza polskość. Zadaniem rodziców i nauczycieli było rozbudzić miłość do języka i symboli narodowych.
Pani Władysława Czarkowska urodziła się w 1922 roku w Ludwipolu na Wołyniu. W czasie okupacji życie jej nie oszczędzało. Zna smak chleba, który trzeba było wyżebrać i poczucie strachu, który był wszechobecny.
W 1939 roku wojska sowieckie wkroczyły na wschodnie tereny Polski. Najpierw Sowieci, później Niemcy. Grasowały bandy ukraińskie. Czas ten, pełen strachu i tułaczki, odcisnął piętno na rodzinie Pani Władysławy. Straciła wtedy brata Mieczysława i dalszych krewnych.
Na początku roku 1940 zaproponowano jej pracę w szkole. Jako młoda, niespełna 18 letnia dziewczyna została kierowniczką i zarazem nauczycielką w czteroklasowej szkole w Antolinie. Ukończyła wtedy tylko dwumiesięczny kurs, jeszcze przed wojną, zdążyła zdobyć tzw. małą maturę. Dalszą naukę gimnazjalną kontynuowała już w czasie wojny, zaocznie w Ostrogu. Pracowała wśród Polaków i Ukraińców.
Sowieci pozwolili jej nauczać geografii, przyrody, matematyki i języka polskiego. - Na początku były tylko książki polskie więc z takich uczyłam, nie mogłam jednak uczyć o polskości i symbolach narodowych - wspomina Władysława Czarkowska.
Do dzisiaj opowiada o pewnym incydencie, który miał miejsce podczas jednej z kontroli szkoły przez wizytatora. Pewnego razu pokazał on dzieciom obrazek z polskiego podręcznika. Nikt nie kwapił się do odpowiedzi… Po dłuższej chwili zgłosił się chłopiec i rozpoznał na obrazku orła białego. Pani Władysławie przed oczami pojawił się obraz z najczarniejszych snów, zsyłka na Sybir. Chłopiec, ku jej zaskoczeniu, odpowiedział, że lubi ptaki i podczas spacerów z mamą do lasu na grzyby zawsze ich słucha. Raz nawet widział orła. To wyjaśnienie zostało zaakceptowane. Takich sytuacji, kiedy polska nauczycielka ocierała się o śmierć lub zesłanie było więcej. Na początku jednak nie było wyboru - kazali uczyć, więc uczyła. Później jedyną radością była właśnie praca z dziećmi. Ta miłość pozostała na długie lata.
Szkoła, w której Pani Władysława Czarkowska pracowała mieściła się w dawnym budynku straży granicznej. Izba lekcyjna nie była dostosowana do nauczania, a dzieci pozbawione odpowiedniej odzieży i obuwia nie mogły przychodzić na lekcje. Aby uczyć, trzeba było docierać do domów i tam kontynuować nauczanie.
Kiedy przyszli Niemcy, nie interesowali się nauką polskich dzieci. Rodzice prosili, aby nauczycielka nadal przychodziła uczyć. Rozpoczęto organizowanie tajnego nauczania, w którym Władysława brała udział. Uczyła języka polskiego w grupach nawet trzydziesto osobowych. - Uczyłam, bo wszyscy wierzyli, że wojna się kończy i znów będzie Polska - opowiada.
W miarę zbliżających się działań wojennych, zbliżającego się frontu niemieckiego i agresywności band ukraińskich nasiliło się niebezpieczeństwo. Władysława Czarkowska dotarła do małej miejscowości Nowa Huta. Późnej szukając bezpieczniejszego schronienia znalazła się w Kostopolu. Ludzie opuszczali swoje domostwa i szukali schronienia w pobliskich miastach. Pani Władysława pojechała do Lwowa, gdzie mieszkali jej rodzice.
Okupanci nie poprzestali na prześladowaniu inteligencji i przesiedlaniu ludności. Masowo zamykali szkoły. Działo się tak na wszystkich poziomach edukacji. Polacy pozbawieni prawa do nauki mieli być “tanią siłą roboczą, której wystarczyć miała podstawowa umiejętność czytania i podpisania się oraz liczenia do 100”. Dzieci podlegały germanizacji w specjalnie przygotowanych szkółkach niemieckich.
W październiku 1939 roku w Warszawie, z inicjatywy działającego w podziemiu Zarządu Głównego Związku Nauczycielstwa Polskiego, powołana została Tajna Organizacja Nauczycielska (TON). W tym roku obchodzimy 80-lecie powstania organizacji, której głównym zadaniem była koordynacja nauczania w warunkach konspiracyjnych. Członkowie TON sprawowali opiekę nad nauczycielami przesiedlonymi oraz rodzinami nauczycieli poległych i zaginionych podczas kampanii wrześniowej, zamordowanych i aresztowanych przez Niemców w okresie późniejszym, bądź walczących w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Organizacja zapewniała bezpieczeństwo poszukiwanym przez władze okupacyjne nauczycielom.
Polscy nauczyciele wraz z zaangażowanymi rodzicami i uczniami organizowali tajne nauczanie. Często były to działania spontaniczne. Podczas dnia nauczyciel zatrudniony był w innym zawodzie, wieczorem uczył. Jak okazało się po wojnie zasięg tego nauczania był ogromny i jedyny taki w europie. W podstawówkach uczyło się około 1,5 miliona dzieci, w szkołach średnich - 90 tysięcy, a w zawodowych - 10 tysięcy. W szkołach wyższych wiedzę zdobywało 7 tysięcy studentów. Pomimo okupacji obroniono około 600 prac magisterskich, 39 doktoratów i 19 habilitacji. Było to nauczanie w mieszkaniach uczniów lub nauczycieli, zagrożone wywózką na przymusowe roboty, do obozów koncentracyjnych, a nawet karą śmierci. W przypadku braku nauczyciela, najstarsze dziecko w rodzinie przejmowało tę funkcję i uczyło młodsze rodzeństwo. Godziny tajnego nauczania nazywano “kompletami”. Brakowało podręczników i pomocy dydaktycznych. Nauczyciel wykładał przedmiot - uczniowie robili notatki. Kiedy zmieniał się nauczany przedmiot to nie uczniowie zmieniali “klasę” tylko nauczyciele przechodzili do innych mieszkań. Zarówno dla nauczycieli jak i uczniów nauka była patriotycznym obowiązkiem - swoistą formą walki z okupantem. Każdy przychodził na “komplety” bez względu na zmęczenie, brak snu i pożywienia.
W latach 1939–1945 w wyniku represji życie straciło ponad 9 tysięcy nauczycieli.
Władysława Czarkowska na ziemiach zachodnich znalazła się w sierpniu 1945 roku. Jako repatriantka, wraz z innymi ludźmi, z którymi była związana podczas wojny została osiedlona w Gaworzycach obok Głogowa. Tam uczyła w szkole podstawowej. Do egzaminu maturalnego podchodziła w Zielonej Górze już po wojnie. Ukończyła Liceum Pedagogiczne dla wychowawczyń przedszkoli w Sulechowie, Studium Nauczycielskie w Poznaniu.
Do Wschowy przyjechała w 1951 roku i została zatrudniona w Inspektoracie Oświaty jako wizytatorka przedszkoli. Po zlikwidowaniu w 1958 roku referatu przedszkolnego objęła kierownictwo Państwowego Przedszkola nr 1, gdzie pracowała do 1979 roku. W tym samym roku przeszła na emeryturę. Jako kierownik przedszkola dużo pracy włożyła w organizowanie wzorowej pracy w/w placówki.
Cały okres pracy zawodowej była aktywnym członkiem Związku Nauczycielstwa Polskiego. W tym roku mija 73 lata, od kiedy jest członkiem ZNP. Przez dwie kadencje razem z innymi reprezentowała Wschowę na Zarządzie Okręgu ZNP w Zielonej Górze. Była też członkiem Zarządu Oddziału ZNP i przez 3 kadencje skarbnikiem Sekcji Emerytów.
zebrał: Mariusz Ławrynowicz
Opracowano na podstawie kroniki ZNP we Wschowie, art. Anny Białęckiej w GL z 3.11.2012r.; art. Tajne nauczanie w 70 Lecie powstania TON - Paweł M. Nawrocki. - miesięcznik ZNAK.
foto: Przedszkole nr 1 we Wschowie