Zawsze miałem coś do udowodnienia
Czwartek, 11 lipca 2013 o 12:17, autor: michal 12
Rodryg Wiśniewski przez 40 lat uczył wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej Nr 2. Był też nauczycielem historii, a w latach pięćdziesiątych zakładał we Wschowie drużynę harcerską. Znany jest też z fascynacji postacią królowej Jadwigi
Wczesne dzieciństwo spędził na kresach wschodnich II Rzeczpospolitej w Śniatyniu. Tam ojciec pana Rodryga, który pochodził z Wielkopolski poznał jego matkę. - Tata był wojskowym i przebywał na wschodzie w ramach wymiany. Odbywała się to tak, że żołnierze z wschodnich kresów wyjeżdżali na zachód Polski i mogli przyjrzeć się wielkopolskiej kulturze. Wielkopolanie natomiast wyjeżdżali na wschód i mogli zobaczyć galicyjski smród - żartuje wschowski emerytowany nauczyciel.
To wszystko człowiek widział
Pan Rodryg czas okupacji spędził w Kołomyi. Z tamtych czasów pamięta wielokrotne zmiany szkół, w zależności od tego kto okupował ziemie dzisiejszej Ukrainy. Pod rządami Niemiec rano uczyli się Ukraińcy, popołudniu Polacy. - Pamiętam powroty po zmroku w strachu. Często byliśmy bici przez starszą młodzież ukraińską, której część była do nas nastawiona bardzo antagonistycznie. Później nasi starsi koledzy zorganizowali samoobronę i trudniej było na nas napadać. Pamiętam też takie obrazki jak pożar getta kołomyjskiego, świst grantów, ewakuacja dzieci ze szkoły.
Niemcy przegrali wojnę, a ich miejsce zajęli Rosjanie. Ziemie zamieszkane w dużej części przez Polaków przyznane zostały Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, a Pan Rodryg i jego rodzina musieli przenieść się na tereny nowej Polski. Transport odbywał się w wagonach bydlęcych, a zanim pociąg ruszył, stał na dworcu 10 dni, tak, że repatrianci zdążyli już zjeść całe zapasy. Nasz bohater najpierw trafił z rodziną do Zamościa, potem do Poznania. Na Dębcu nakarmił i ubrał ich jeden z braci ojca. Później trafili do babki do Murowanej Gośliny. A stamtąd już do Wschowy, do drugiego brata ojca.
- Tata przebywał wtedy w Wielkiej Brytanii stamtąd pisał do wujka czy nie wie co się z nami dzieje. Na list mogliśmy więc sami mu odpisać. Wschowa bardzo nam się podobała. Urząd Repatriacyjny zapewniał nam też wspaniałą opiekę. Tworzący go ludzie pochodzili z Leszna, Rawicza czy Poznania i świetnie spełnili swoją rolę. Dobrze odnosili się też do nas, Polaków ze wschodu, rosyjscy żołnierze, którzy stacjonowali w naszym mieście.
We Wschowie Pan Rodryg skończył podstawówkę i przez 2 lata chodził do liceum i w tym czasie trafił do Sodalicji Mariańskiej .
Nauczyciel WF z ambicjami
Później trafił do Liceum Pedagogicznego w Sulechowie i tam, jak mówi, po raz pierwszy zetknął się z prawdziwą sowietyzacją. - Do domów mogliśmy wracać tylko raz w miesiącu, żeby przeprać rzeczy i wziąć pieniądze na internat. Ja miałem to szczęście, że trenowałem boks i częściej urywałem się na treningi i zawody. Żeby w niedzielę pójść na msze świętą często wymykaliśmy się przez piwnicę. Nie chodziliśmy też do kościoła, który był tuż obok internatu bo ten był obserwowany, ale do innego w centrum miasta.
Rodryg Wiśniewski zapisał się do Związku Młodzieży Polskiej żeby zdać maturę, choć jak mówi nie było to trudne. Temat pracy maturalnej jaką trzeba było napisać brzmiał Stalin jako opiekun i wychowawca młodzieży i można było w niej napisać właściwie wszystko.
Po skończeniu Liceum w Sulechowie dostał nakaz pracy i trafił do Szkoły Podstawowej Nr 2. - Jestem niski wzrostem, a wtedy byłem jeszcze bardzo młody. Mama mówiła mi, że jestem mały i smarkaty i jak dzieci mnie nie będą lubić, to będą się ze mnie śmiać. Na szczęście udało mi się zaskarbić sympatie moich podopiecznych i doświadczam jej do dziś.
Wielką pasją Pana Rodryga jest sport. Nieśmiało przyznaje, że w Liceum miał 4 pały na półrocze, bo więcej czasu spędzał na boisku niż nad książką. Na początku zajmował się gimnastyką i tutaj nabawiał się kontuzji, boksował, skakał wzwyż, próbował każdej dyscypliny sportu. W szkole więc był przede wszystkim nauczycielem WF.
- Jestem niski i zawsze miałem coś do udowodnienia. Chciałem wygrywać z tymi wyższymi na ringu i na bieżni. Ta przekora i ambicja udzielił mi się w pracy. Wydawało mi, że nauczyciele WF nie są traktowani poważnie. Chciałem to zmienić. Zacząłem się dokształcać. Skończyłem zaocznie studium pedagogiczne i eksternistycznie AWF w Poznaniu.
Pan Rodryg został wizytatorem i metodykiem wychowania fizycznego. Zaproponował inną skalę ocen z WF, która się jednak nie przyjęła. Wraz innymi WF-istami ze swojej szkoły opracował testy sprawności fizycznej, które były przeprowadzane już w przedszkolach. Szkoły przez wiele lat korzystały z zeszytu pracy nauczyciela i karty sprawności ucznia, których pomysłodawcą był Rodryg Wiśniewski.
Jego wychowankowie osiągali sukcesy m.in. w piłce ręcznej, koszykówce i sztafetach.
Harcmistrz i nauczyciel historii
Po odwilży w 1956 roku założył we Wschowie męską drużynę harcerską. - Chłopacy mieli wtedy piękne mundury wzorowane na przedwojennych. Pełnili w nich wartę przy grobie Chrystusa w klasztorze. Za to byłem ganiany przez działaczy partyjnych.
Wypytywano o ojca pana Rodryga, który późno wrócił z Wielkiej Brytanii, a potem traktowany był jak wróg klasowy i długo nie mógł znaleźć pracy. Najstarszy brat wschowskiego nauczyciela spędził klika lat w batalionie roboczym dla politycznie podejrzanych w Dąbrowie Górniczej.
- Kierowniczka w szkole prosiła, żebym wstąpił do partii, dla świętego spokoju, żeby się nie czepiali. Miałem nawet deklaracje w szufladzie, ale nie chciało mi się i nie miałem czasu jej wypełnić. W końcu jednak to zrobiłem. Później partia delegowała mnie nawet do wojewódzkiej Rady Narodowej w Lesznie, a ja walczyłem żeby oddali nam kościół na Placu Kosynierów.
Pan Rodryg uczył też historii i geografii. Żeby wzbudzić zainteresowanie często zaczynał lekcję od czytania książki. W klasie robiło się wtedy cicho i wszyscy słuchali z zaciekawieniem. Były to np. fragmenty powieści Antoniego Gołubiewa.
- Starsi nauczyciele pytali jak ja to robię, że w mojej klasie jest tak cicho. Po latach miło jest usłyszeć, że dzięki mnie ktoś zainteresował się historią. W ten sposób wspomina moją osobę np. znany prof. socjologii Włodzimierz Pańków, który był moim uczniem, ale także nauczyciel historii ze wschowskiego liceum Piotr Sobański.
Święta Jadwiga król Polski
Praca nauczyciela wymagał od Pana Rodryga ciągłego rozwoju. Gdy czegoś nie wiedział od razu starał się doczytać. Tak zaczęła się jego fascynacja królową Jadwigą.
- Zawsze głośno mówiło się o Jagielle, a niewiele uwagi poświęcano Jadwidze, która w wieku 10 lat została koronowana na króla Polski. Jak powstała we Wschowie parafia Świętej Jadwigi zacząłem szukać kontaktów. Trafiłem najpierw do Sodalicji w Inowrocławiu, a stamtąd do Krakowa gdzie szybko zostałem przyjęty jako członek tej organizacji. Udało mi się tez założyć Sodalicję Świętej Jadwigi Królowej we Wschowie, aktywnie działa w niej dziś 11 osób.
Pan Rodryg wspiera też swoją wiedzą Gimnazjum Nr 1, które ma za patronkę właśnie królową Polski z Węgier. Na cześć Jadwigi pisze też wiersze, których zbiór podarował szkolnej bibliotece.
W ramach swojej działalności w Sodalicji pisze też rozważania drogi krzyżowej i rozważania różańcowe. Żeby sie do tego przygotować przeczytał wiele ksiąg teologicznych.
Swoją żonę poznał w pracy w szkole. Jest od niego starsza. Żartuje, że do dziś traktuje go jak smarkacza. Pochodzi z Włoszakowic. Jak opowiada Pan Rodryg również miała trudne dzieciństwo, bo jej mama zmarła wcześniej i musiała opiekować się młodszym rodzeństwem, a w domu nigdy się nie przelewało.
- We Włoszakowicach śmiano się z niej, że wychodzi za czubaryka. Przeżyliśmy ze sobą wiele pięknych lat. W ogóle muszę przyznać, że Pan Bóg zesłał na moją drogę wielu wspaniałych ludzi.
Michał Józefiak