Aleksander Ziemek: Jakie są pierwsze wrażenia księdza związane ze Wschową?
Dariusz Ludwikowski: Od pierwszego wrażenia zakochałem się we Wschowie. I to nie tylko dlatego, że jest to miasto królewskie, z tradycjami, ale wpatrując się w to piękno widzę, że należałoby z tego piękna wiele wydobyć. Mam takie wrażenie, że niewiele osób mieszkających we Wschowie wie, jakim dziedzictwem zostaliśmy obdarowani.
Co ksiądz przez to rozumie?
Wschowa posiada wiele pięknych zabytków, odwołujących się do tradycji chrześcijańskiej i odnoszące się do tego, co było polskie, tu na tych ziemiach. Jednak gro z nich jest zaniedbanych, a powinny stać się doskonałą książką do historii. Myślę, że to piękno należałoby wydobywać każdego dnia. To wymaga oczywiście sporych nakładów finansowych, ale myślę, że przede wszystkim zaangażowania wielu ludzi, wielu grup społecznych, aktywistów, władz, do tego żeby wspólnie wydobywać to piękno. Również po to żeby otworzyć się bardziej na kraj i świat.
Sugeruje ksiądz, że warto by promować bardziej Wschowę?
Tak. Z tego dziedzictwa, jakie otrzymaliśmy można czerpać wymierne korzyści, to miasto powinno z tego czerpać korzyści. Wracając do mojego pierwszego wrażenia, zauważyłem, że Wschowa powinna żyć z turystyki. Ale żeby tak było należy włożyć jeszcze dużo pracy i wydobyć to często jest jeszcze zakryte, a jest tego wiele.
Gdzie ksiądz widzi potencjał Wschowy?
Wschowa w okresie baroku była miastem barwnym, przygranicznym. Ta przygraniczność wiązała się zarówno z podatkami, jak i napływem ludności i wymianą kultur. Należałoby to otwarcie przywrócić, tak żeby Wschowa była miastem, do którego zaglądać będą wszyscy, a nie będą go omijać szerokim łukiem. Wschowie niepotrzebna jest obwodnica, tu jest potrzebne bardziej, aby wszystkie znaki skierować do Wschowy, do centrum miasta.
Łatwo było odnaleźć się we Wschowie?
Cóż każdy chyba wie, czym jest przeprowadzka. Należy wszystko zebrać, przebrać, poukładać, więc jest to trochę kłopotliwe, ale pomału urządzam się już coraz lepiej. Zostałem bardzo ciepło przyjęty, można by rzec, że po królewsku, to ułatwiło aklimatyzację. Ale przychodząc na parafię prócz poukładania wszystkich swoich rzeczy muszę zarządzać całym majątkiem, pięknym, choć wymagającym już renowacji, kościołem To też jest czasochłonne, tym bardziej, że będąc jeszcze „na walizkach” już miałem pierwszą kontrolę konserwatora zabytków.
Zapytam księdza o początki drogi kapłańskiej. Kiedy ksiądz poczuł powołanie? Czy łatwo było podjąć decyzję o wstąpieniu do seminarium?
Tak naprawdę nigdy do końca nie jesteśmy pewni jak podejść do tej tajemnicy, którą jest powołanie. Przyznam się, że trochę walczyłem z tym żeby nie być księdzem. Ale jak Pan Bóg położy na kimś dłoń, to osoba ta właściwie nie ma wyboru, nie da się walczyć z Bogiem. Ostateczną decyzje o skierowaniu się do seminarium podjąłem w klasie maturalnej. Byłem związany z grupą oazową, byłem animatorem, działem dużo przy kościele, przy kościele w Rzepinie się wychowałem i mogę powiedzieć, że tam to ziarno zostało zasiane.
Wspomina ksiądz szczególnie jakiegoś kapłana, którego spotkał na swojej drodze?
Tak. Mówię tutaj o moim proboszczu, księdzu kanoniku Stanisławie Kusiaku. W pamięci szczególnie utkwiła mi historia, kiedy jako młody kapłan, neoprezbiter porządkowałem rzeczy po zmarłym wówczas księdzu kanoniku. Wśród książek odnalazłem jego obrazek prymicyjny, a na nim słowa fiat voluntas tua, bądź wola Twoja. Fragment modlitwy Ojcze Nasz. Oniemiałem wówczas, ponieważ były to dokładnie te same słowa, które ja zamieściłem na swoim obrazku prymicyjnym. Nigdy wcześniej nie widziałem obrazka księdza Stanisława, nigdy też z nim o tym nie rozmawiałem, więc byłem prawdziwie w szoku. Poczułem wówczas, że Boża łaska sprawiła, iż siła duchowości przeszła z mistrza na ucznia.
Trudno było zająć miejsce proboszcza, który spędził we Wschowie ostatnie 35 lat? Myślę tutaj o prałacie Zygmuncie Zającu.
To nigdy nie jest proste. Ksiądz prałat wychował w sumie dwa pokolenia mieszkańców Wschowy. Ważnym jest żeby pamiętać, co po sobie pozostawił. Myślę tutaj o jego duchowości, o tym ile serca włożył w pracę na rzecz tej parafii, nie można o tym nigdy zapominać. W mojej ocenie to kapłan wielkiego formatu, patrząc na jego wytonowanie, olbrzymią pokorę. Można się tylko od niego uczyć.
Jaka jest praca proboszcza?
Będąc proboszczem należy zwrócić uwagę na wiele kwestii. Jest mnóstwo spraw organizacyjnych, płacenie rachunków, troska o dobra parafialne ich remonty i renowacje. Ale należy zawsze pamiętać o ludziach, o ich potrzebach i misji duszpasterskiej. Te dwa elementy trzeba umiejętnie łączyć, bo świetny budowniczy, może rozwalić wspólnotę, ale z drugiej strony łatwiej ją zorganizować w dobrych wnętrzach. Moim zdaniem to co nas, proboszczów, trzyma to codzienna modlitwa. Nikt nie chciałby poświęcać tyle sił i energii bez modlitwy i pokładaniu ufności w Panu Bogu. W końcu wiele naszej pracy, to jego plany, więc trzeba starać się „zaangażować” Pana Boga w ich realizację. Nie da się tego zrobić bez rozmowy z nim.
Czy stawia sobie ksiądz jakieś cele, które chciałby w przeciągu kilku następnych lat osiągnąć we Wschowie?
Chciałbym, aby kościół farny stał się miejscem, w którym przez jego piękno, prócz nabożeństw prowadzić będzie można żywe lekcje historii. Już zaczynam działać, ponieważ złożyłem już podanie do Lubuskiego Konserwatora Zabytków o zarezerwowanie w budżecie środków na prace stratygraficzne w kościele. Chciałbym, aby wszystkie freski, a niektóre są ukryte, były widoczne i piękne. Skoro już miałem kontrolę, to uważam, że warto aby wiedzieli co trzeba zrobić. To, że obiekt jest wpisany w rejestr zabytków to nie świadczy o tym, że ktoś przeznaczy na niego jakąś pulę pieniędzy. Właściciel musi sam zadziałać, wyjść z inicjatywą. Ja nie zawiodłem się nigdy na współpracy z panią konserwator i liczę, że tym razem także wesprze moje działania.
A co z grupami parafialnymi?
Mogę się tylko cieszyć z tego co zastałem, ponieważ oprócz tradycyjnych grup takich jak Wspólnota Żywego Różańca czy Apostolat Maryjny, działają grupy młodzieżowe. Działa KSM, schola młodzieżowa. Na razie być może to są małe grupy, ale będziemy starali się żeby się powiększały, a młodzi ludzie czuli się w naszej parafii jak „u siebie”. Światowe Dni Młodzieży pokazały, że młodzi chcą działać, świadczyć i pomimo, że w mediach kreuje się inny wizerunek młodego człowieka, to ja chciałbym, aby każdy kto chce „coś” robić nie bał się przyjść i o tym powiedzieć. Sam jak byłem młody to często organizowaliśmy różnego rodzaju akcję, aż nasz proboszcz żartował, że nie zazna z nami nigdy spokoju, ale dzięki temu my realizowaliśmy siebie, a każda parafia tylko zyskuje na aktywności młodych ludzi.