Wtorkowego wieczoru, ostatniego dnia marca, zakończywszy pracę, po chwili relaksu w wygodnym fotelu trzymając kubek z herbatą miętową i wdychając zapach bzu wydobywający się z kominka do aromaterapii, rozpocząłem przegląd działań legislacyjnych, zadając sobie po raz kolejny pytanie, jak wiele się zmieniło od ostatniego wieczoru, jak bardzo moja ojczyzna oddaliła się od liberalnej demokracji, czy może nastąpił spektakularny powrót do państwa prawa. W Dzienniku Ustaw (miejscu gdzie publikowane są nowe akty prawne) nie było nic nowego. Wolny wieczór – pomyślałem. Jeszcze tylko przegląd wiadomości i czas na partyjkę w Heroes III (gra strategiczna osadzona w realiach fantasy). Zanim jeszcze włączyłem wieczorne wydanie faktów zorientowałem się, że mam kilka nieodebranych połączeń. Telefon nie wyświetla mi prawidłowo powiadomień. Jeśli nie odbiorę od razu, to dopóki nie wejdę w historię połączeń, nie dowiem się, że ktoś do mnie dzwonił. Naprawię to, ale dopiero po epidemii. Trochę utrudnia życie, ale nauczyłem się już kilka razy dziennie sprawdzać ostatnie połączenia. Idzie z tym żyć. Gdy zacząłem oddzwaniać moi rozmówcy powtarzali wciąż te same pytania. Czy mogę jutro wyjść z psem, czy mogę pobiegać, czy idąc na zakupy muszę mieć torbę?
Okazało się, że w społeczeństwie krąży fama wprowadzenia przez rząd nowych zakazów, za których złamanie ma grozić kara do 30 000 zł. W Dzienniku Ustaw nic nie było. Żadne prawo nieopublikowane nie może obowiązywać. Nawet zagorzali przeciwnicy państwa prawa zgodzą się chyba ze mną, że nie można od obywatela wymagać, aby zachowywał się zgodnie z przepisem, o którym nie ma pojęcia. Inną sprawą jest, że przepisy uchwalane przez obecną władzę (poprzednie nie były o wiele lepsze) dla zwykłej jednostki są całkowicie niezrozumiałe. Wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, że rząd wprowadza pewnej nocy przepis, zgodnie z którym po mieście możesz jeździć maksymalnie z prędkością 20 km/h, a następnego dnia jadąc rano do pracy z prędkością 50 km/h zostajesz złapany przez patrol policji i otrzymujesz mandat w wysokości 30 000 zł. Absurdalne. I tak sobie pomyślałem. Ale gdy włączyłem fakty okazało się, że faktycznie przedstawiciele Rady Ministrów informowali na konferencji prasowej o dziwnych zakazach oraz o nieproporcjonalnych, wręcz horrendalnych karach za ich złamanie. Kolejny raz włączyłem Dziennik Ustaw, następnie Monitor Polski i dalej nic. Szukałem też w specjalistycznych prawniczych bazach danych. Nic o nowych zakazach, nic o sankcjach, które miały obowiązywać od jutra. Obejrzałem wystąpienia ministrów, premiera i mnie zamurowało. Dowiaduję się ze slajdów na prezentacjach, że od jutra wchodzą w życie nowe, bardzo restrykcyjne zasady, a za ich złamanie mogę zostać pozbawiony dorobku mojego krótkiego jeszcze życia. I nie mogę nawet dowiedzieć się dokładnie czego mi nie wolno, muszę zdać się na slajdy. Rozumiem, Państwo to Partia, a Partia to Państwo. No, ale Konstytucja RP nadal obowiązuje i w art. 87 wskazuje, co jest źródłem prawa i są tam m.in. ustawy, rozporządzenia, umowy międzynarodowe, ale nie ma nigdzie slajdów wyświetlanych na konferencjach prasowych. Na szczęście okazało się, że jeszcze przed północą rozporządzenie Rady Ministrów zostało opublikowane i miałem ponad godzinę na dowiedzenie się tego, czy jutro rano mogę wyjść do piekarni po bułki. Elegancko, państwo prawa wygrało, pomyślałem i chciałem pobrać akt prawny w wersji PDF. Jednak nie wygrało, padł rządowy serwer i o nowych zakazach i nakazach, które obowiązują za kilkadziesiąt minut dowiem się, gdy już będą obowiązywać. Miałem do wyboru, albo się nie wyspać i czekać, aż kapitan państwo pozwoli zapoznać mi się z tym jak mam się jutro zachowywać, a jak nie, albo iść spać i narazić, że jutro rano kupując bułki zapłacę za nie kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Tak informacyjnie: ostatnio nie kupuję rano bułek, od kilku tygodni zakupy robię raz na 2 tygodnie albo zamawiam do mieszkania, żeby bezsensownie nie narażać się na zarażenie. Przykład z bułkami to takie trochę droczenie się, że rząd jest zły, że ja chcę bułki, a on mówi mi, że nie, a ja że dlaczego. Rozumiesz, Drogi Czytelniku?
I, gdy wstałem rano, zanim jeszcze zacząłem pracę, zajrzałem do Dziennika Ustaw i tym razem wszystko działało, mogłem dowiedzieć się dokładnie co mi wolno, a czego nie wolno. Po żadne bułki nie szedłem. Na śniadanie zjadłem płatki czekoladowe i wypiłem kawę, z mlekiem.
Pamiętałem z drugiego roku studiów, że przepisy karne, tj. takie, które są bardzo dolegliwe dla jednostki, powinny podlegać specjalnej procedurze, m.in. człowiek nie powinien być nimi zaskakiwany, a także powinny być zawarte w Kodeksie Karnym albo w Kodeksie Wykroczeń. Dlaczego? Dlatego, że skoro za jakieś działanie grozi mi nawet kara pozbawienia wolności to powinienem wiedzieć za co. A dlaczego te przepisy powinny znajdować się w Kodeksie Karnym albo w Kodeksie Wykroczeń? Dlatego, że Kodeks Karny i Kodeks Wykroczeń prawie każdy zna i można te kodeksy kupić w większości księgarni, a nawet w takich dużych białych namiotach z książkami nad morzem. Absurdalnym byłoby wymagać od człowieka, żeby znał kilkaset ustaw, w których obok kilkuset innych przepisów są na końcu takie, które mówią mu czego nie wolno, bo inaczej trafi do więzienia. No, ale kapitan państwo czymś takim się nie przejmuje i naprawdę w wielu różnych, zupełnie dziwnych ustawach nasz ustawodawca ukrył przepisy karne. Jest takie powiedzenie, że znajdź mi człowieka, a przepis sam się znajdzie i w tym państwie nie jest to powiedzenie całkowicie pozbawione prawdy. Tak, Drogi Czytelniku, jeśli chcesz wiedzieć jakie są twoje, jako obywatela, obowiązki, to przeczytaj kilkaset ustaw oraz rozporządzeń i wtedy będziesz spoko obywatelem. A jeśli jesteś zbyt leniwy, aby to zrobić to lepiej miej odłożone 30 000 zł gotówki.
No, ale nawet jeśli przepis prawa karnego albo prawa wykroczeń jest w innej ustawie to i tak nie ma tragedii, mimo wszystko do niego stosuje się przepisy postępowania karnego albo przepisy postępowania w sprawach o wykroczenia. Dlaczego to jest istotne? Dlatego, żeby policjanci nie mogli Ciebie, Drogi Czytelniku, zatrzymać bez podstawy prawnej na kilkadziesiąt godzin i przesłuchiwać z użyciem paralizatora, abyś miał zagwarantowane wszystkie prawa przysługujące każdemu człowiekowi, aby twoja godność była chroniona, aby przed władztwem nadgorliwego policjanta mógł ochronić Cię niezależny, niezawisły, bezstronny i obiekty sąd. Abyś nie był, jak biedny chłopak z Wrocławia, którego historia stała się inspiracją dla autora scenariusza do filmu „Psy 3”. I oczywiście wiesz, Drogi Czytelniku, że jeżeli uznasz, że jechałeś z dozwoloną prędkością, a policjant i tak chce wystawić ci mandat to masz prawo jego nieprzyjęcia i masz prawo do obrony swojego dobrego imienia przed sądem. I w tej sytuacji, dopóki nie udowodnią ci winy, to jesteś niewinny. Domniemanie niewinności to jedna z najważniejszych zasad demokratycznego państwa prawa, aby nikt komu nie udowodniono winy nie poniósł kary. Jakże straszna jest sytuacja, gdy ktoś niewinny ponosi karę. Niestety, nie potrafimy tego uniknąć, potrafimy zepsuć życie niejednemu prawemu człowiekowi. Ale na szczęście mamy skomplikowaną, lecz przejrzystą i sprawiedliwą procedurę karną, aby przypadków, gdy niewinny człowiek zostanie skazany było jak najmniej.
I teraz pomyśl sobie, Drogi Czytelniku, że idąc rano po bułki spotykasz policjanta, który pyta się dokąd idziesz. Ty mu odpowiadasz, że po bułki, że poranne śniadanie to twoja potrzeba życia codziennego, pokazujesz mu, że masz maseczkę, aby będąc nieświadomym nosicielem COVID-19 nie zarażać innych oraz, że masz żel antybakteryjny, że przed wejściem do piekarni odkazisz sobie ręce i założysz rękawiczki. A policjant na to, że świeże bułki na śniadanie to nie jest niezbędna potrzeba życia codziennego i chyba zakończy się na karze 30 000 zł. Ty mówisz, że nie wiedziałeś, że wczoraj po pracy zasnąłeś, nie przeczytałeś nowych przepisów, i że masz dzieci na utrzymaniu, albo że jesteś samotną matką, czy coś w tym stylu. A on na to, że oczywiście, rozumie i może skończy się tylko na 5 000 zł. Właściwie ten policjant to twój, Drogi Czytelniku znajomy, wie że poranne śniadanie ze świeżym pieczywem dla ciebie i twojego partnera to rytuał, a gdy go zabraknie to w domu dzieje się piekło, jakby ktoś wyspał sól. Ale nie może dać ci tylko pouczenia, bo takie ma rozkazy z góry. I ty sobie myślisz, że przecież mam prawo do sądu i mogę nie przyjąć mandatu i przed sądem wytłumaczę, że jeśli nie przyniósłbym bułek, to żona zrobiłaby mi taką awanturę, że zakłóciłbym spokój i porządek publiczny na całym piętrze. A sąd ludzki jest, w końcu to też człowiek, może nawet ma żonę, to pewnie zrozumie.
I wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, że żadnego prawa do sądu nie masz. No dobra, masz. Znów się droczę, kapitan państwo nie jest aż taki zły. Masz prawo do sądu, ale dopiero po fakcie. Jak już zapłacisz te kilka albo kilkadziesiąt tysięcy złotych, to wnoś sobie skargę do sądu i za 2 lata uzyskaj wyrok na twoją korzyść. A przez te 2 lata żyj bez oszczędności z egzekucją na karku, z zajętym wynagrodzeniem, czy emeryturą. Jak to, zapytasz Drogi Czytelniku.
A tak to, że rząd uznał, że w żadne sądy się nie będzie bawił, przynajmniej na początku. I nie otrzymasz żadnego mandatu od policjanta. Otóż kara, nawet 30 000 zł to żadna sankcja karna, to tylko kara administracyjna, taka sama jak za niezgodne z prawem magazynowanie odpadków. I co to dla ciebie oznacza? Oznacza to, że policjant nie wlepi ci mandatu, a tylko zbierze materiał dowodowy i wyśle go do sanepidu. A państwowy inspektor sanitarny poinformuje cię, Drogi Czytelniku o karze przysłaną pocztą decyzją. I ty teraz pewnie powiesz, że mam prawo do odwołania. Postępowanie administracyjne, zgodnie z konstytucyjną zasadą dwuinstancyjności, jest dwuinstancyjne, czyli że mogę być niezadowolony z decyzji i się odwołam. A jeśli i organ II instancji nie uzna mojego odwołania, to mogę złożyć skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego, a w ostateczności nawet do Naczelnego Sądu Administracyjnego. I co, dalej hejtujesz rząd, Drogi Autorze? Co mi z tego, że kara administracyjna to co innego niż przestępstwo karne albo wykroczenie?
A to z tego, Drogi Czytelniku, że rząd stwierdził, że nie będzie się w żadne sądy bawił. Każda kara ma rygor natychmiastowej wykonalności. Czyli niezależnie, czy się z nią zgodzisz, czy się odwołasz i tak będziesz musiał zapłacić. Masz 7 dni na zebranie 30 000 zł, a jak nie, to zajmujemy twój dom i go sprzedajemy. No dobrze, odwołuj się, ale nas to nie obchodzi. Oczywiście, że finał sprawy może być taki, że ostatecznie wygrasz z nami w sądzie, ale dopiero kiedy wykorzystasz tok instancji, czyli odwołasz się do podległego nam organu II instancji i dopiero wtedy możesz iść do sądu. A zanim sąd to rozpatrzy, zwłaszcza po naszej destrukcji sądownictwa, to trochę minie. Możliwe, że w twoim domu będzie mieszkała już nowa rodzina, ta która kupi go na zorganizowanej przez nas licytacji. I oczywiście, może okazać się, że te 30 000 zł będziemy musieli zwrócić. Ale, któż by się martwił tym, co będzie za kilka lat.
I tak to jest, Drogi Czytelniku, za porozmawianie z sąsiadem przed blokiem w odległości mniejszej niż 2 metry, za wyjście rano po bułki, za spacer z żoną za rękę możesz być poddany represjom, chwilowo bez prawa do sądu. Oczywiście wszystko w imię dobra powszechnego, w celu walki z koronawirusem. I oczywiście o tym, co jest dozwolone, a co zakazane decyduje de facto funkcjonariusz lub urzędnik. Kapitan państwo nie zadał sobie trudu, aby respektować takie zasady jak pewność prawa, tylko stworzył kauczukowe przepisy, z których literalnego brzmienia niewiele wynika, a na podstawie których możesz zostać pozbawiony majątku.
I pewnie się zastanawiasz, za co teraz policja wypisuje mandaty, skoro wyżej napisałem, że to nie policja wymierza kary, tylko państwowy inspektor sanitarny. Polskie prawodawstwo to chaos, straszny chaos. Mamy mnóstwo sprzecznych ze sobą przepisów i mamy wiele kar za jedno zachowanie. I policjant może uznać, że przysługuje ci mandat w wysokości nawet 500 zł, bez angażowania inspektora sanitarnego, za naruszenie przepisów porządkowych w miejscu publicznym na podstawie art. 54 Kodeksu Wykroczeń. Tylko, że jeśli wyszedłeś z domu po bułki, a policjant uznał, że nie powinieneś wychodzić to ty nie naruszyłeś tego przepisu, bo ty nie zachowałeś się źle w miejscu publicznym, ty w ogóle nie powinieneś w nim być. Dla prawnika to bardzo duża różnica, więc śmiało, Drogi Czytelniku, takiego mandatu nie przyjmuj. A jeśli policjant będzie chciał dać ci mandat za spacer z żoną za rękę, to również takiego mandatu nie przyjmuj, czekaj na wyrok sądu. Dlaczego? Dlatego, że sąd sam musi ocenić, czy dany przepis jest zgodny z Konstytucją, czy został ustalony w odpowiedniej procedurze, czy nie narusza bardzo ważnej zasady jaką jest proporcjonalność, czy wreszcie dany przepis gwałcący tak wiele zasad demokratycznego państwa prawa w ogóle jest prawem. Nie wydaje się, aby jakikolwiek niezależny i niezawisły sąd uznał, że spacer z żoną, z którą mieszkasz może być wykroczeniem. I teraz, Drogi Czytelniku, widzisz dlaczego państwo prawa, jest dla mnie pewnego rodzaju fetyszem, dlaczego sędziowska niezawisłość i niezależność to wartości, dla których jestem gotów poświęcić swoją przyszłą karierę prawniczą.
Drogi Czytelniku, jeżeli po przeczytaniu tego artykułu byłbyś przestraszony tym co dzieje się z naszym państwem, pamiętaj proszę, że poniżej obozu rządzącego są ludzie. Ludzie tacy jak Ty, i tacy jak ja. A rota ślubowania policjanta zawiera słowa: Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, świadom podejmowanych obowiązków policjanta, ślubuję: służyć wiernie Narodowi, chronić ustanowiony Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej porządek prawny, strzec bezpieczeństwa Państwa i jego obywateli, nawet z narażeniem życia.
A skoro policjant ślubuje narazić nawet własne życie dla ustanowionego w Konstytucji RP porządku prawnego, to czy nie narazi się na ewentualne sankcje dyscyplinujące, aby tylko w jego sercu Konstytucja, o którą nasz naród rozpoczął walkę jeszcze za Tadeusza Kościuszki, wiodła prym przed rządowymi poleceniami?