TworzymyGłos Regionu

reklama

W seminarium jak w wojsku

Sobota, 29 lipca 2017 o 11:04, aktualizacja Czwartek, 03 sierpnia 2017 o 12:43, autor: 4
W seminarium jak w wojsku

W sobotę 27 maja w katedrze w Gorzowie Wielkopolskim wraz z ośmioma innymi diakonami święcenia kapłańskie odebrał Barnaba Dębicki. Przed objęciem wikariatu na swojej pierwszej parafii zapytaliśmy księdza Barnabę o źródła jego powołania i czas spędzony w seminarium.

Aleksander Ziemek: Kiedy poczułeś, że chcesz zostać księdzem?

 

 

Ks. Barnaba Dębicki: Myśli o tym żeby być blisko Pana Boga w rozumieniu kapłaństwa pojawiły się dosyć wcześnie. Jako mały chłopiej kiedy chodziłem z rodzicami do kościoła to podobało mi się jak ksiądz rozkładał ręce, robił coś przy ołtarzu. Zawsze siadałem w pierwszej ławce, żeby wszystko dobrze widzieć. Ale to był taki etap bardziej chłopięcy. Jak zacząłem dorastać, w trakcie przygotowania do bierzmowania, gdzieś te pragnienia wróciły. 

 

I już całe liceum byłeś zdecydowany?

 

Na pewno było to gdzieś we mnie. Kiedy rozeznawałem powołanie przed wstąpieniem do seminarium to pytając siebie o to kim chcę być to przychodziła mi do głowy odpowiedź, że chcę być księdzem. 

 

Na czym polega rozeznawanie powołania?

 

Prowadziłem ostatnio dużo takich rozmów, w których padało pytanie skąd wiedziałem, że to jest to? Ja rozmawiając z małżonkami, czy to moimi rodzicami czy znajomymi w moim wieku, pytam się ich przewrotnie a skąd wiesz, że ona czy on to ta druga połówka? I tak na dobrą sprawę oni też nie wiedzą. To jest trochę tajemnica, do końca sam nie wiem dlaczego, dlaczego akurat wybrałem diecezję zielonogórsko-gorzowską a nie poznańska, dlaczego nie zakon? Ale tak Pan Bóg to wszystko prowadził, że jestem w tym miejscu gdzie jestem. Na pewno za konkretne znaki mojej drogi mogę uważać niektóre osoby, które stanęły na mojej drodze. Ksiądz Sławek Przychodny czy ksiądz Łukasz Niedzielski wskazywali mi drogę, że chcę być księdzem i służyć w naszej diecezji. 

 

To nie jest obowiązkowe pójście do seminarium w diecezji, z której się pochodzi?

 

Przeważnie tak jest, aczkolwiek nie ma takiego przykazu. Doświadczałem rekolekcji również w poznańskim i wrocławskim seminarium, więc jakoś poznałem też te seminaria. Ale zdecydowałem się zostać w naszej diecezji. 

 

Jak znajomi zareagowali na decyzję o wstąpieniu do seminarium?

 

W liceum tworzyliśmy taką paczką około 10-15 osób z klasy, która była dosyć zgrana. To były takie osoby, które może nie wszystkie były bardzo wierzące, ale miały swój kręgosłup moralny i to środowisko było raczej pozytywnie nastawione do mojego pomysłu. Przyjaciele zdradzali, że spodziewali się tego nawet wcześniej niż sam podjąłem decyzję.

 

A rodzina?

 

Rodzina też. Myślę, że oni to też pozytywnie odbierali. Na pewno były jakieś lęki związane z tym, że wybieram inną drogę niż wszyscy, ale pozytywnie to odebrali.

 

Ale byli zaskoczeni?

 

Najbliższa rodzina raczej nie, bo ja kręciłem się cały czas wokół kościoła i pewnych rzeczy można było się domyślać. Rodzicom odpowiednio wcześniej sygnalizowałem taki pomysł. 

 

Mówisz, że u rodziców pojawiały się jakieś obawy to zapytam czy ciężko jest w seminarium?

 

Czy ciężko. Na pewno życie w seminarium wprowadza pewien rytm, który musi być realizowany przez wszystkich, ze względu na to, że żyjemy we wspólnocie. Gdyby nie konkretne zasady i plan dnia to wszystko by się rozjechało i każdy facet będzie chciał żyć trochę po swojemu. Więc pod względem respektowania zasad i konkretnego rytmu dnia może to czasem sprawiać trudność. Nie każdy czuje się głodny w czasie obiadu, ale później już go nie będzie to trzeba zjeść, nie każdy lubi wstawać wcześnie rano, ale nie odprawiając mszy rano, później nie będzie na to czasu. Tym bardziej, że trzeba synchronizować nie tylko zajęcia seminarzystów, ale i księży, którzy prócz pracy w seminarium mają inne obowiązki w diecezji. Myślę, że na początku drogi to jest pewna trudność.

 

Prócz porannych pobudek nie brzmi strasznie.

 

Bo w seminarium nie jest strasznie (śmiech). Plan dnia to trudność z jednej strony, a z drugiej może nią być doświadczenie takiego realizmu, że księża, klerycy, członkowie seminarium to też ludzie. I są także słabymi ludźmi. Zderzenie między sacrum a profanum ono też może być dla niektórych trudnym doświadczeniem, ale myślę, że pożytecznym. Uczy to twardego stąpania po ziemi, a myślę, że wiara pozbawiona racjonalności, świadomości codziennego życia, może być zwykłą dewocją, bez głębi.

 

Jak wygląda nauka w seminarium?

 

Lata w seminarium podzielone są na trzy etapy. Pierwsza, dwuletnia formacja, to formacja ludzka, czyli uczenie się bycia człowiekiem. Po prostu. Brzmi banalnie, ale dla młodych ludzi jest to istotne. Dwa kolejne lata to formacja chrześcijańska, czyli dojrzewanie do tego żeby być dobrym, dojrzałym chrześcijaninem. A dwa ostatnie lata to jest czas, jak to ładnie nazywamy, pastoralny. Chodzi o uczenie się duszpasterstwa w życiu, idziemy na parafie na czwartym roku, gdzie przeżywamy cały semestr przyglądając się życiu księży. A na szóstym roku, po ostatecznej decyzji, idziemy na rok na parafię. Chodzimy po kolędzie, odprawiamy pogrzeby, chrzcimy dzieci i zdobywamy mnóstwo doświadczeń ze zwykłym duszpasterstwem, które tak naprawdę jest niezwykłe.

 

Jak w dwa lata nauczyć się bycia człowiekiem?

 

A to jest bardzo ciekawe. Kiedy szedłem do seminarium to ksiądz Maksymowicz powiedział mi, że dwa pierwsze lata powinien przeżyć każdy mężczyzna w seminarium. Bez względu na to czy chce być księdzem czy nie, dwa pierwsze lata są dla każdego faceta.

 

Jak w wojsku?

 

No coś takiego. Te dwa lata są przydatne, bo uczą życia w pewnych ryzach, pokazują, że mężczyzna nie jest pępkiem świata i świat wyjątkowo nie jest mężczyznocentryczny, tylko kręci się wokół Słońca. Przez ten czas uczymy się funkcjonować w grupie i dojrzewamy do tego, że każdy powinien być darem dla innych. W pracy, w relacji wobec przyjaciół, rodziny czy tej drugiej połówki. A z drugiej strony uczy ustawienia pewnych granic, które nie powinny być przekraczane. Ale chodzi w tych dwóch latach nie chodzi o to żeby uzyskać "certyfikat" na bycie człowiekiem, ale o odkrycie swoich zalet, wad, tego co możemy wykorzystać, a nad czym musimy stale pracować.

 

Dwa lata przed Tobą święcenia kapłańskie miał Michał Płończak, w seminarium jest jeszcze dwóch wschowian i muszę zapytać czy z każdego miasta diecezji jest tylu chętnych do wstąpienia do kapłaństwa?

 

Pod tym względem Wschowa jest swojego rodzaju ewenementem. W pewnym momencie było nas w seminarium czterech, a Wschowa ma około 15 tysięcy mieszkańców. Kiedy na pierwszy rok wstąpił Paweł Mikołajczak to z Gorzowa Wielkopolskiego było mniej kleryków niż ze Wschowy.

 

Masz może pomysł co wpływa na tak liczne wstępowanie do seminarium wschowian?

 

To trzeba by Pana Boga zapytać. Myślę, że akurat tak się złożyło. Ja przyjaźnie się z Michałem i wspólnie rozeznawaliśmy nasze powołania, a Pawła i Sebastiana poznałem lepiej dopiero w seminarium. 

 

A czy mogło mieć na to wpływ, że pomimo niewielkiej liczby ludności we Wschowie występuje kilka zgromadzeń zakonnych i dwie parafie?

 

Myślę, że na pewno. W dwóch parafiach żyje teraz łącznie ośmiu księży, do tego bracia zakonni oraz siostry salezjanki i elżbietanki więc wydaje mi się, że nawet jeżeli ich praca nie jest zawsze tak mocno widoczna na zewnątrz, to samo spotykanie na ulicach tych ludzi w sutannach i habitach daje do myślenia. 

 

Zmieniając trochę temat zapytam o to, co wzbudzało w Tobie większe emocje: msza, w której odbierałeś świecenia kapłańskie czy msza prymicyjna we Wschowie?

 

Muszę powiedzieć, że znacznie większe emocje wzbudziły we mnie święcenia, bo uroniłem wtedy wiele łez. Aż było mi ciężko opanować te emocje. Mogło to być związane z tym, że nie przewodniczyłem tej mszy, był biskup, który prowadził całą eucharystię, więc mogłem się tym emocją poddać. Każdy gest, nałożenia rąk, leżenie krzyżem, namaszczenie olejami, przekazanie pokoju i wręczenie pateny z chlebem, którą niosła moja mama to było wszystko dla mnie bardzo mocno. Zważywszy na to, że za mną siedział mój ksiądz proboszcz, który też uronił nie jedną łzę jak się później dowiedziałem. To na pewno było mocne. Natomiast następnego dnia postanowiłem sobie, że muszę trzymać się w ryzach bo przewodniczę tej eucharystii. Z duża prostotą pewnie, ale starałem się trzymać planu, który był na tą mszę i stąd za dużo łez nie było. Jedynie gdzieś na końcu w trakcie podziękowań, kiedy dziękowałem bratu i dziadkom emocje wzięły górę. 

 

Długo się przygotowywałeś do tej mszy?

 

Mogę zdradzić, że z kolegą w seminarium z cztery albo pięć razy odprawialiśmy mszę Wniebowstąpienia, bo w tą uroczystość były prymicje. On patrzył na mnie, ja na niego i wzajemnie się korygowaliśmy. Ale to było tak "na sucho" a wiadomo, że inaczej to wygląda kiedy był pełen kościół ludzi. 

 

Gdzie teraz będziesz służył?

 

W Brzeźnicy, w parafii św. Marii Magdaleny, 15 kilometrów za Kożuchowem jadąc od naszej strony. 

 

Rozpoczynasz swoją drogę jako kapłan, obawiasz się czegoś co przed Tobą?

 

Chciałbym żeby nie zabrakło mi nigdy czasu na modlitwę, bo myślę, że w życiu księdza jest ona kluczowa. Jeżeli czegoś się obawiam to tego, żeby nie stracić tej busoli, którą jest Chrystus i nie zatracić chęci rozmowy z nim w modlitwie.

 

Wiem, że księża mają obowiązek odmawiania określonych modlitw w ciągu dnia. To nie wystarczy?

 

Porównując to do małżeństwa, nawet wtedy kiedy przychodzą dzieci, praca i liczne obowiązki to najważniejszą postacią dla faceta musi być żona. Nawet nie tyle musi w sensie, że trzeba odczuwać obowiązek, ale on powinien czuć, że to jego pierwsza relacja. I w przypadku księdza, moim zdaniem, relacja z Panem Bogiem nie może zostać sprowadzona do obowiązku. Są okresy w życiu kapłana kiedy obowiązków i pracy jest bardzo dużo, ale za wszelką cenę nie można więzi z Panem Bogiem traktować jako obowiązku. To jest wielkie niebezpieczeństwo dzisiejszych czasów, że można sprowadzić powołanie do zawodu.

 

To tego, aby księdzu nigdy nie zabrakło czasu dla Pana Boga życzę.

 

Dziękuję bardzo. 

REKLAMA
POLECAMY
REKLAMA

Komentarze (4)

avatar

avatar
~Ewa.K.
29.07.2017 15:58

Piękna wypowiedź byłam na syswieceniach kapłańskich jak wspomniał ks. Barnaby ze nie jedna łza zakrwcila się w oku to trzeba przeżyć tego nie da się popisać przepięknie nie ukrywam U mnie też pokazała się łza w oku jaki zaszczyt dla rodziców i to im trzeba podziękować i nie tylko ale dla naszego wspaniałego ks . proboszcza Maksymosicza

avatar
~D.
29.07.2017 20:52

Życzę Tobie,ks.Barnabo ,żebyś był Prawdziwym Chrystusowym Siewcą ,w tych trudnych czasach,gdy młodym Pan Bóg niepotrzebny..

avatar
~Wschowianka
30.07.2017 08:18

Piękne dzięki ks Barnabo,że odpowiedziałeś na swoje powołanie.Z całego serca życzę żebyś został świętym kapłanem?

avatar
~Gekon
30.07.2017 23:23

Mamy we Wschowie świętych i wierzących kapłanów: proboszczu, wikariuszy, ojców, braci i siostry zakonne w efekcie młodzi odkrywają w sobie powołanie do służby Bogu i Kościołowi. To jest wielki sukces Kościoła Katolickiego oraz wiernych. Módlmy się za naszych duszpasterzy i za powołania.

Opisz szczegółowo, co jest niewłaściwe w komentarzu, który chcesz zgłosić do moderacji

Czy wiesz, że blokując reklamy blokujesz rozwój portalu zw.pl? Dzięki reklamom jesteśmy w stanie informować Cię o wszystkim, co dzieje się w naszym regionie. Dlatego prosimy - wyłącz AdBlock na zw.pl