Tadeusz Telicki urodził się w 1923 roku, jest mieszkańcem Wschowy, pochodzi z Kresów. W 1944 roku, we Lwowie, poznał Leopolda Sochę, bohatera filmu Agnieszki Holland ,,W ciemności". Jest prawdopodobnie jedynym żyjącym świadkiem, który widział scenę odsunięcia przez Sochę włazu i wyjścia na zewnątrz jedenaściorga osób z kanału
Wykryto bloker reklam!
Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
Agnieszka Holland, reżyserka, w materiałach promujących film, mówi, że z bohaterów filmu, do dzisiaj żyje Krystyna Chiger-Keren, emerytowana stomatolożka, która obecnie wraz z mężem mieszka w Nowym Jorku. Jak się okazuje, jedynym żyjącym świadkiem z zewnątrz tego wydarzenia, które miało miejsce 28 lipca 1944 roku we Lwowie jest mieszkaniec Wschowy Tadeusz Telicki.
W piątek 20 stycznia do Wschowy przyjechała Beata Dżon - dziennikarka, która współpracuje z ,,Focusem Historia", ,,Przeglądem", Gazetą Wyborczą, korespondentka z Austrii dla Angory. Jest tłumaczką książki Krystyny Chiger „Dziewczynka w zielonym sweterku”, opowiadającej wydarzenia, sfilmowane przez Agnieszkę Holland.
Kiedy Beata Dżon dowiedziała się, że we Wschowie mieszka osoba, która była świadkiem, kiedy uratowani przez Leopolda Sochę Żydzi wychodzili z kanału na wolność, postanowiła czym prędzej spotkać się z Tadeuszem Telickim i zarejestrować z nim rozmowę. W jej rejestracji pomagali dziennikarze zw.
Poniżej prezentujemy krótki zapis tej rozmowy. Zapraszamy do materiału wideo i opowieści o wydarzeniach z 28 lipca 1944 roku.
Beata Dżon:
Tadeusz Telicki: Wyszliśmy z kolegą ze schronu, staliśmy na placu bernardyńskim, podszedł do nas jakiś człowiek i pyta nas czy chcemy zobaczyć cud. Jaki cud? - Myślimy. Poszliśmy za nim na takie duże podwórze, on podszedł do włazu, odsunął go, a stamtąd zaczęli wychodzić ludzie.
Beata Dżon:
Tadeusz Telicki: Wydarzenie miało miejsce tuż po przejściu frontu, więc na pewno nie było z nami dużo ludzi. Na pewno nikogo z żołnierzy radzieckich ani polskich. Wtedy, tuż po przejściu frontu, ludzie jeszcze obawiali się wychodzić ze schronów, nikt nie miał pewności, co go może spotkać na zewnątrz.
Beata Dżon:
Tadeusz Telicki: Chyba tak, potem, jak już wyszli Żydzi, pojawiło się na podwórzu więcej ludzi. Dzień był wtedy ani słoneczny, ani deszczowy. Raczej umiarkowana pogoda. Popołudnie.
Beata Dżon:
Tadeusz Telicki: Sprawiał wrażenie takiego prostego człowieka, robotnika. Bardzo nas serdecznie zresztą potraktował. My tez nie byliśmy pod krawatami i myślę, że widział w nas to, co my widzieliśmy w nim. Nie pamiętam, żebyśmy potem go o coś wypytywali. Na pewno rozmawialiśmy z Żydami, którzy wyszli z kanałów.
Beata Dżon:
Tadeusz Telicki: Chcieli. Powtarzali, że narodzili się po raz drugi, wskazywali na Sochę, mówiąc, to jest nasz wybawca, on nas uratował.
Beata Dżon:
Tadeusz Telicki: Tego nie pamiętam. Mam przed sobą obraz postaci, która wychodzi, ale nie pamiętam kto to był. Oni zresztą, w formie swojego ubóstwa, byli bardzo do siebie podobni. To zresztą nie było nawet przedmiotem naszego zainteresowania. Traktowaliśmy to jak prawdziwy cud.
Beata Dżon:
Tadeusz Telicki: Nie, nie było tam entuzjazmu, oznak braterstwa lub padania sobie w objęcia. Pomimo tego, że nie było pośród nas takich zewnętrznych odruchów miłości czy radości - był w nas raczej ból, żal, pytanie: dlaczego ich to spotkało. Oklaski? Nie, to by nawet nie pasowało do tego miejsca i tego co zobaczyliśmy. Przeżywaliśmy to w skupieniu i zaszokowaniu.
Komentarze 6