Treść artykułu została zablokowana, ponieważ wykryliśmy, że używasz blokera reklam. Aby odblokować treść, proszę wyłączyć bloker reklam na tej stronie.
- Osoba, która kazała nam czekać na pediatrę 2 godziny, dwa dni później przepraszała mnie, że po raz pierwszy od 23 latach nie udzieliła pomocy dziecku - mówi mama 11-miesięcznej Julii. 8 marca rodzice dziewczynki zadzwonili do Nowego Szpitala we Wschowie prosząc o karetkę pogotowia, ponieważ ich córeczka gorączkowała i jej zachowanie wzbudziło duży niepokój u rodziców. Dyspozytor odmówił wysłania karetki, rodzice przyjechali do szpitala, a tam kazano im czekać 2 godziny na pediatrę.
Rodzice nie zwlekali. Udali się do przychodni, tam lekarz natychmiast podjął decyzję o przewiezieniu 11-miesięcznej dziewczynki do Głogowa. Stamtąd przewieziono dziecko do Legnicy. Rozpoznanie: dziecko ma sepsę, zapalenie opon mózgowych, stan dziewczynki był krytyczny.
- Dzisiaj (14 marca - przyp. red.) - mówi mama Julki - córka już samodzielnie oddycha. Cały czas płacze. Lekarze w Legnicy mówią nam, że gdybyśmy nie reagowali w żaden sposób, to mogło dojść do tragedii. W takich sytuacjach każda minuta się liczy. Lekarze mówią też, że córkę czeka długie leczenie.
Aleksandra Zaborowska, dyrektor ds. operacyjnych Nowego Szpitala we Wschowie informuje, że obecnie zostały wdrożone wszystkie procedury, wyjaśniające sytuację.
- Dyspozytorka, która rozmawiała z mamą 11-miesięcznej dziewczynki została odsunięta od pracy - mówi Aleksandra Zaborowska - wdrożone procedury mają na celu doprowadzić do tego, aby nigdy więcej taka sytuacja nie miała miejsca w szpitalu.
Więcej o tym zdarzeniu napiszemy w czwartkowym wydaniu gazety Zw.pl
(rak)
Komentarze 16