reklama
Panie Marku, jako rodzic zauważam problem obaw wychowawców co do poparcia ich racji przez rodziców. Zgadzam się z Panem, że dziś nie można być pewnym wsparcia ze strony rodziców, gdyż wielu z nich gdzieś się pogubiło. Ja zauważam coś innego stojąc z tej drugiej strony. Wychowawcy boją się. Boją się wszystkiego i to jest bardzo widoczne. Ja nie ufam osobie, która się boi, ponieważ strach jest najgorszym doradcą. Wychowawca nie może się bać. Musi rozmawiać, albo chociaż próbować rozmawiać. To nie jest takie łatwe jak 50 lat temu, ale nie można się bać! Świat się zmienia, pewne problemy znikają, ale wiele nowych się pojawia. Nie można przed nimi uciekać! Młodzież to czuje i widzi kiedy nauczyciel się boi. Potrzeba więcej odwagi i wiary w słuszność swojego postępowania. Często jednak sami wychowawcy nie są wiarygodni, bo mówią to co im Dyrekcja każe bez większego przekonania i zaangażowania. Młodzieży nie da się oszukać. Jeśli nie jesteś wiarygodny, nie masz autorytetu. To co Pan widzi w rodzicach, ja widzę także w wychowawcach, w sumie to często Ci sami ludzie stoją raz po jednej raz po drugiej stronie. Niestety wielu wychowawców dało się przytłoczyć procedurom i przepisom i przestają zauważać w swojej pracy jednostkę. Proszę tego nie brać osobiście, ale przyjrzeć się kolegom i koleżankom po fachu. Spotkałam wielu wspaniałych wychowawców i niestety wielu miernych....
Panie Marku, naprawdę uważa pan, że piętnowanie, nękanie nie ma nic wspólnego z rywalizacją, tylko z emocjami? Ja uważam, że cała agresja i przemoc w tym wieku wynika przede wszystkim z rywalizacji - przecież muszę udowodnić, że jestem lepszy/ lepsza. Emocje + rywalizacja = agresja i przemoc. Sądzi pan, że chłopcy nie kierują się emocjami? Nastoletni wiek ma to do siebie, że kieruje się prawie wyłącznie emocjami, a nie rozumem. Przecież młodzież często robi coś (głupiego), a dopiero potem myśli. Także próby udowodnienia czegoś wiążą się z emocjami ("chcę pokazać, że jestem lepszy"). Racjonalne myślenie to chłodne kalkulowanie, rozważanie, co mi się bardziej opłaca. Tak naprawdę to rywalizujemy całe życie. Rywalizujemy o to, żeby być lepszym pracownikiem niż kolega, lepszym rodzicem, mężem/ żoną itd. Tylko, że większość dorosłych lepiej (lub gorzej) sobie z tym radzi, ale raczej unika przemocy czy agresji. A agresja wśród młodzieży wynika z emocji, różnych, ale przede wszystkim emocji. Natomiast całkowicie się z panem zgadzam w kwestii rodziców. Niestety, szkoła, nauczyciele bardzo często nie mają wsparcia w rodzicach. A jeszcze częściej oczekują, że szkoła wychowa im dzieci i rozwiąże wszelkie problemy. Niestety, rodzice często zapominają, że pedagodzy z tymi dziećmi spędza 6 lub 3 lata (zależy od etapu edukacji), a rodzice mają dzieci przez całe życie.
Niestety to prawda - w odniesieniu również do wychowawców : " kto nie ryzykuje - nie pije szampana" większość z nich woli być mierna: bo przyjdą nastepni wychowankowie a ci odejdą, bo może się coś niespodziewanego wydarzyć, bo coś tam, bo..... takich wychowawców nie darzy się szacunkiem. Na szacunek trzeba zapracować otwartymi zachowaniami w rozmowach z młodymi osobami, zaufaniem i cierpliwością.
do sam_na_sali: Ależ ma Pan rację! Głównie rywalizacja, ale chodziło mi o to, że dziewczyny mają więcej frajdy w samym nękaniu, a przy okazji jest także jakaś rywalizacja, jakiś permanentny casting. No i oczywiście zapomniałem wspomnieć o testosteronie u chłopców, który napędza wiele zachowań. do mm: absolutnie cenna i właściwa uwaga o wychowawcach, że nie mają odwagi. Najczęściej krępujące są okoliczności życiowe i osobiste doświadczenia, których boimy sie ujawnić i dlatego lepiej jest "prześlizgnąć się" przez wychowawstwo i pożegnać ze wzruszeniem klasę, niż zaistnieć odważnymi (ale nie agresywnymi) interwencjami. Brakuje nam zwykłej asertywności, albo inaczej - miłości (do zawodu, do dzieci, do ludzi w ogóle). Jeśli ktoś sobie to poukłada, to nie boi się żadnych tematów z młodzieżą i żadnych sytuacji. Następna paskudna przywara nauczycieli to komentowanie stylu życia uczniów na podstawie powierzchowności. Brakuje tej szczerej rozmowy i zwykłego wsparcia ucznia, który być może ma w domu jakiś Sajgon. Na szczęście są chlubne wyjątki, gdzie uczniowie uważają swoich wychowawców za autorytet. Najtrudniej jest w gimnazjach: 3 lata to za mało, żeby zbudować jakąś sensowną więź z wychowankami, zwłaszcza, że znajdują się oni w najtrudniejszym okresie swego życia. do Monika: zgadzam się w 100% w sprawie braku otwartości. To sprawia, że lekcje wychowawcze stają się zmorą wychowawców, zamiast okazją do otwartego spotkania, gdzie nie będziemy się bać tematów tabu i niespodziewanych wydarzeń. Uważam, że nie ma nic lepszego dla budowania więzi, jak niespodziewane zdarzenia, na które wspólnie reagujemy i one stają się okazją do oczyszczenia atmosfery i wyrażenia poglądów w sprawach spornych. Każdy kryzys jest okazją do remanentu i do zdobycia bezcennego doświadczenia. Efektem powinno być to, że coraz bardziej lubimy i rozumiemy młodzież, a nie wypalamy się zawodowo. do wschowianin: proszę polecić czytelnikom jakiś konkretny program, gdyż ja niestety programowo nie oglądam telewizji. Znam tylko niektóre odcinki "Szkoły życia" na Onecie, które też polecam. Nie wszystkie są równe jakościowo, ale mogą być znakomitym pretekstem do rozmów na lekcjach wychowawczych. Wszystkim Państwu dziękuję za cenne komentarze
Ja polecam książki Adele Faber i Elaine Mazlish: "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły" oraz "Jak mówić, żeby dzieci się uczyły w domu i w szkole". Ta książka pomaga zrobić rachunek sumienia, bo wszystkie zmiany należy zacząć od siebie...