Pomagają sobie po prostu, po ludzku i od serca
Wtorek, 19 lutego 2013 o 10:04, autor: michal 4
Z Bernadetą Gorszkowiak, prezesem Stowarzyszenia Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej ,,Pomocna Dłoń" we Wschowie rozmawia Rafał Klan
- 23 stycznia Stowarzyszenie Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej ,,Pomocna Dłoń" zorganizowało integracyjny bal choinkowy w sali wiejskiej w Przyczynie Dolnej. Na balu spotkaliśmy się z roześmianymi i szczęśliwymi dziećmi oraz ich rodzicami. Za godzinę miał pojawić się na sali Mikołaj, żeby obdarować wszystkich prezentami. Nie doczekaliśmy tego momentu, ale uznaliśmy w redakcji, że warto o działalności stowarzyszenia porozmawiać z jej prezesem - Bernardetą Gorszkowiak, która pełni tę funkcję od 2006 roku-
- Rafał Klan: Kiedy otrzymaliśmy zaproszenie na bal choinkowy, wspomniała pani, że stowarzyszenie jest jedną z najstarszych organizacji na terenie powiatu, kiedy więc powstało?
Bernadeta Gorszkowiak: W obecnej formule istniejemy od 2006 roku, bo wtedy zarejestrowaliśmy stowarzyszenie, ale samą działalność na rzecz dzieci i młodzieży niepełnosprawnej datujemy dużo wcześniej, bo już od 1992 roku.
Czyli w 2012 roku minęło 20 lat od działalności stowarzyszenia
Wtedy było to koło dzieci niepełnosprawnych. Założycielem była pani Krystyna Szczepańska, wówczas nauczyciel w Szkole Podstawowej nr 2 we Wschowie.
Koło miało swoją siedzibę?
Tak, na ulicy Zygmunta Starego. Tam odbywały się pierwsze zajęcia z dziećmi, przede wszystkim plastyczne, prowadzone przez panią Aldonę Mazurczyk oraz spotkania z rodzicami. Muszę dodać, że pani Mazurczyk pracuje z nami i prowadzi zajęcia plastyczne do dzisiaj, czyli przez dwadzieścia lat społecznie dzieli się swoimi umiejętnościami z dziećmi i młodzieżą.
W tym czasie zmieniła się siedziba stowarzyszenia?
W trakcie tych wszystkich lat przybywało dzieci, ale również osób dorosłych. Pani Krystyna Szczepańska złożyła pismo do ówczesnego burmistrza, pana Leona Żukowskiego z prośbą o przydział nowego miejsca i w 2001 roku Koło Dzieci Niepełnosprawnych otrzymało pomieszczenia po dawnym żłobku na ulicy Garbarskiej i do dzisiaj korzystamy z pomieszczeń, które tam się mieszczą.
Stowarzyszenie prowadzi cykliczne zajęcia?
Tak, w poniedziałki i wtorki, od godziny 16 do 18. Pierwszy dzień tygodnia przeznaczony jest dla młodzieży, drugi dla dzieci.
Na czym te zajęcia polegają?
Z młodzieżą spotyka się pani Ewa Tymczyszyn. To są zajęcia plastyczne i techniczne. Bierze w nich udział spora grupa młodych ludzi. Przychodzą, spotykają się, rozmawiają, piją herbatę, a przy okazji wykonują prace manualne.
Dzieci podobnie spędzają czas?
Podobnie, chociaż mamy też dla nich dodatkowe zajęcia terapeutyczno-rehabilitacyjne, wykonywane metodą Weroniki Sherborne. Trwają przez godzinę i jest to taka próba aktywizowania dzieci poprzez ruch, śpiew, czy na przykład czytanie wierszy.
Jak wygląda procedura przyjmowania nowych członków?
Jesteśmy stowarzyszeniem dzieci i młodzieży niepełnosprawnej, więc poza takimi formalnościami jak wypełnienie wniosku, trzeba także posiadać orzeczenie o niepełnosprawności.
Ile osób liczy dzisiaj stowarzyszenie?
65 osób. Mamy członków w wieku od 6 do 56 lat i są to osoby z terenu powiatu wschowskiego. Mamy też - bo trzeba to koniecznie podkreślić - świetnych wolontariuszy w postaci rodziców, którzy pomagają nam w organizacji imprez i różnego rodzaju spotkań.
Rodzice również spotykają się ze sobą?
Oczywiście. Stanowimy taką platformę, gdzie w każdej chwili można wymienić się doświadczeniami, porozmawiać ze sobą, ale przede wszystkim uzyskać informacje na przykład na temat rehabilitacji, jak pozyskać sprzęt, itp. Często rodzicom brakuje takich podstawowych informacji, bo prawdę mówiąc są pozostawieni sami sobie. Kiedy rodzic dowiaduje się o niepełnosprawności swojego dziecka, musi szukać sam sposobów, by dziecku pomóc. Nie wszyscy lekarze są zorientowani w jaki sposób poprowadzić rodzinę, by mogła skorzystać z jak najlepszej pomocy. Dlatego pomagamy sobie, informując się wzajemnie. To są często bardzo ważne informacje - jak wypełnić wniosek na turnus rehabilitacyjny, na zaopatrzenie ortopedyczne czy środki pomocnicze.
Wychodzi na to, że doświadczenie rodziców jest bezcenne
Oczywiście, że tak. Tak naprawdę, to myślę, że właśnie rodzice pomagają sobie najbardziej. Tak po prostu, po ludzku i od serca.
Poza spotkaniami dwa razy w tygodniu na ulicy Garbarskiej, czym jeszcze zajmuje się stowarzyszenie?
Chcę podkreślić, że w ten sposób pracujemy przez cały rok poza okresem wakacyjnym i feriami zimowymi. Poza tym organizujemy np. turnusy rehabilitacyjne. W tym roku jest to wyjazd nad morze do ośrodka rehabilitacyjnego. Potrwa dwa tygodnie. Z takich większych wydarzeń organizujemy Dzień Dziecka czy styczniowy bal choinkowy. Ale również organizujemy spacery jesienne, zabawy w plenerze. Przy naszej siedzibie znajduje się ogródek, gdzie często spędzamy czas. Organizujemy również wyjazdy na basen lub na kręgle - to szczególnie propozycja dla młodzieży.
Muszę przyznać, że rozmawiając z panią telefonicznie po raz pierwszy, miałem wrażenie, że rozmawiam z kobietą, dla której stowarzyszenie jest czymś wyjątkowym. Miałem taki obraz wojowniczki, która będzie broniła organizacji jak lew. Czym dla pani jest stowarzyszenie?
Pracuję społecznie, czyli od strony finansowej, nie mam żadnych korzyści. Świetnie rozumiem się z zarządem stowarzyszenia. Szczególnie pomaga mi pani Krystyna Opłoczyńska, skarbnik stowarzyszenia, na którą mogę liczyć w każdej chwili. Praca na rzecz dzieci i młodzieży daje nam wszystkim niesamowitą satysfakcję. To dla nas ważne mieć poczucie, że jesteśmy potrzebni. Jeszcze nie tak dawno to my potrzebowaliśmy opieki, pomocy i dobrego słowa. Dzisiaj możemy to oddać. To ważne, żeby nie żyć tylko dla samego siebie. W ogóle w świecie mało jest dzisiaj wartości, które się na co dzień pielęgnuje. Myślę, że kiedy jeden człowiek dostrzega potrzeby drugiego człowieka, to jest to najważniejsza umiejętność.