Ożywić cmentarz
Wtorek, 10 listopada 2015 o 14:49, autor: rk 3
Osobliwy dzień i miejsce wybrała grupa poetycko-muzyczna „Sedno” na recytowanie poezji. Miłość do słowa mówionego pochodzi zapewne bezpośrednio z udziału tak kierującej jak i recytujących dziewczyn w zajęciach grupy teatralnej przy CKiR: mowa o Leokadii Łopusiewicz i jej podopiecznych: Agnieszki Palickiej, Noemi Kopaczyńskiej i Michaeli Jarosz. W tym dniu bowiem oraz w poprzednim w całej Polsce na cmentarze wkracza światło.
W lapidarium rzeźby nagrobnej, czyli na nieczynnym cmentarzu ewangelickim, w tym czasie przechadzały się cztery postacie, a właściwie brodziły szumiąc w puszystym kobiercu jesiennych liści i mówiły słowa, które dały tej przestrzeni na chwilę prawdziwe życie. Wypowiadane słowa przeplatały się z muzyką, która niosła się po przestrzeni cmentarnej, jak niegdyś w czasie pochówków.
Niezwykłe spotkania: poezja Szymborskiej i kaplica Teschnerów, w której spoczywa kompozytor wielu pieśni - do dziś śpiewanych w czasie nabożeństw ewangelickich - Melchior. Sama kaplica w jakiś paradoksalny sposób dodała akustycznej energii recytowanej poezji w chwili, gdy zawiodła technika. W szumiącym korowodzie uczestnicy spektaklu byli zaprowadzeni do kaplicy Lauterbachów, gdzie spoczywa dziwny niemiecki pastor – historyk, Samuel Fryderyk, którego jednak ówcześni rodzimi dziejopisarze nie przyjmowali chętnie do swojego panteonu, ze względu na napisaną przez niego historię Polski, w której dało się wyczytać niezwykłą sympatię autora do Polaków. Teraz w tejże kaplicy usłyszeliśmy prognozę pogody na życie.
Ciekawa, odważna aranżacja czasoprzestrzeni, zakończona ciepłą narracją dyrektor Marty Małkus, która naświetliła duchowe tło ewangelicznej wiary, że najważniejszym zadaniem śmierci jest uświadomienie jej świadkom wartości i siły życia w Chrystusie.
Jeszcze raz okazało się, że Wschowa ma wiele miejsc doskonale nadających się do plenerów teatralnych i że takie zdarzenia są temu miastu potrzebne. Teatr w tej sytuacji staje się wdzięcznym pretekstem do opowiadania życia, w którym wszyscy bierzemy bolesny udział i które bywa śmiertelnie niebezpieczne, a przez spotkanie z żywym słowem wygładza nam przecież zmarszczki i zapala światełko nadziei, nawet pośród gęstniejącego cmentarnego mroku.
Marek Jarosz