Różnie mówi się w ostatnich miesiącach o tym, w jakiej kondycji są lokalne samorządy. Niby niezależne od Warszawy, same się rządzą, same decydują o sobie, partie polityczne nie mają za dużo w tych samorządach do powiedzenia, czego przykładem są gminy Wschowy, Sławy i Szlichtyngowej (może w przypadku Szlichtyngowej ten przykład nie w każdym calu się sprawdza), ale jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że samorządowcy przyciśnięci do muru są bezradni. Wystarczy wyciągnąć im wtyczkę z prądu podczas dożynek powiatowo-gminnych i tym samym pozbawić ich głosu. Jak mówi przysłowie, ten ma głos, czyj mikrofon podpięty jest do prądu. W sobotę, na dożynkach powiatowo-gminnych podpięci do prądu byli przede wszystkim politycy Prawa i Sprawiedliwości. Pozostali rozkładali bezradnie ręce. Wygląda na to, że w tym naszym powiecie wschowskim wszyscy jesteśmy humanistami, bo jak nam prąd wyłączą, to brakuje nam przysłowiowego języka w gębie.
Po co są komunikaty Enei?
Ale od początku. Mamy raz do roku Dożynki Powiatowo-Gminne. Szykują się na te dożynki wszystkie służby powiatowe i gminne. Widać to szczególnie po tym, jak systematycznie na stronie powiatowej publikowane są komunikaty Enei. Wiadomo z nich, gdzie konkretnie, w jakie dni i w jakich godzinach nie będzie prądu. Dzięki temu można planować imprezy rangi gminnej i powiatowej bez podejrzenia, że jak burmistrz tej lub innej gminy lub starosta podejdą do mikrofonu, to mikrofon nie zadziała. To się zawsze sprawdzało. Mikrofon zawsze działał, ponieważ nikt do tej pory nie organizował imprezy bez tego ważnego elementu. Po to są komunikaty Enei o brakach w dostawie prądu, żeby żaden burmistrz, prezydent, wójt lub starosta nie był zaskoczony. Oczywiście mieszkańcy, a mówiąc szerzej Polacy, myślą, ze te komunikaty są dla nich. Ale nie, nie są. Są dla tych, którym potrzebny jest sprawny mikrofon.
Bez prądu nie wiadomo, kiedy klaskać, kiedy krzyczeć: brawo i tym podobne
I teraz mamy taką sytuację na Dożynkach Powiatowo-Gminnych, że komunikaty Enei nic nie mówią o tym, że nie będzie prądu 8 września w Konradowie. Niby to się sprawdza, bo głos zabiera podczas dożynek Małgorzata Gośniowska-Kola, potem Bogu ducha winny Arkadiusz Brzechwa, sołtys Konradowa, potem wicewojewoda Robert Paluch, wszystkich ich zapowiada dyrektor CKiR – Piotr Kokorniak. Prąd do tej pory, jak szalony, działa, nie ma spięć, nic nie iskrzy na łączeniach, kable się nie przegrzewają, no standard można by powiedzieć, no taki XXI wiek prawie. I nagle podczas przemowy Władysława Brzechwy, który odczytuje list prezesa Lubuskiej Izby Rolniczej, prądu nie starcza. No widać, że jeszcze otwiera usta, że się stara, że mówi do mikrofonu, ale już mało kto go słyszy. Przez to traci uwagę uczestników, uczestnicy dożynek zaczynają bez dostawy prądu, zajmować się sobą. Nie wiadomo, kiedy klaskać, kiedy krzyczeć: brawo i tym podobne. Nic nagle nie wiadomo. Po scenie zaczyna nerwowo kręcić się pan w kapeluszu. Wynikałoby z tego, że coś ma z tym prądem wspólnego, ale nic z jego obecności na scenie ostatecznie nie wynika. Jak prądu nie było, tak nie starczyło już ani dla starosty, ani dla burmistrzów Wschowy, Sławy i Szlichtyngowej (z tą Szlichtyngową, to chyba przesadzili, bo tutaj mogliby ten prąd jednak na chwilę włączyć, w końcu Szlichtyngowa, to nie Wschowa i Sława razem wzięte).
Wszyscy są podejrzani
Warto dodać, że wśród widowni można było rozpoznać trzech kandydatów na burmistrza Wschowy. Mogliby się sprawdzić w tej kryzysowej sytuacji. Szczególnie, kiedy PiS miał prąd, a pozostali prądu nie mieli, kiedy istniało podejrzenie, że może to i zamach na wolność słowa, na wolność prądu, który do tej pory wydawał się autonomiczny, jak Szwajcaria, na wolność samorządów, na ich samo rządzenie się itp. To nie. Żaden z nich nie zareagował. Nie był przygotowany na taką sytuację. Każdy chyba myślał, że prąd jest poza podejrzeniami. Ale – powtórzę – ci kandydaci na burmistrza Wschowy są chyba humanistami i czegoś o tym świecie pojąć nie mogą, bo przecież od dawna wiadomo, że wszyscy są podejrzani. Nawet prąd.
Rafał Klan