Boso, ale na rowerze - gorzka komedia?
Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 o 08:38, autor: rk 0
Z inicjatywy Stowarzyszenia ” Twórcze horyzonty” we Wschowie znów ruszyło kino. Na pierwszym seansie 11 kwietnia mieliśmy okazję zobaczyć film, 34-letniego, belgijskiego reżysera „Boso, ale na rowerze”, znany również pod tytułem „Pechowcy”- nie jest to film spod znaku wielkich komercyjnych produkcji.
Niestety znów się nie udało. Gunther Strobbe otrzymał list odmowny z wydawnictwa. Kolejny raz nie przyjęto rękopisów jego powieści. Mimo niezadowolenia wie, że jego 5 minut nadejdzie. Otrzymał szansę której nie zamierza zmarnować.
Tak, zaczynając na nowo, opisuje swoje patologiczne dzieciństwo oraz dojrzewanie. Mieszkanie w małej miejscowości z babcią, trzema stryjami oraz ojcem. Wieczne imprezy alkoholowe, bijatyki, ekscesy z kobietami - styl życia który wpajała mu jego rodzina od wczesnej młodości. O przyszłość naszego bohatera zatroskana była tylko jedna osoba - babcia „matka 4 durnych synów (…) z sercem większym niż emerytura”. Dzięki niej Gunther nie przegrywa swojego życia. Mimo narażenia się na gniew ojca, wzywa opiekę społeczną aby zapobiec dalszemu deprawowaniu wnuka. Co w konsekwencji prowadzi do wyprowadzki Gunthera do internatu. Chłopak zaczyna nowy etap życia, chroniąc się przed zgubnym wpływem rodziny. Tam wreszcie Gunther może oddać się pisaniu - swojej pasji i miłości, której nie chce dzielić z nikim innym.
Problematyczne dzieciństwo jest przeplatane z historią dorosłego narratora filmu. Bohater wreszcie zarabia, robiąc to co kocha, poznał kobietę swoich marzeń. Mimo lepszej perspektywy życiowej dojrzały bohater również popełnia błędy (wtórując za swoim ojcem) – poczyna dziecko dla którego nie chce i nie potrafi być tatą. Jednak kierowany nadzieją stara się być „dobrym wujkiem”.
Produkcja Felix’a Van Groeningen’a porusza poważny problem alkoholizmu i patologii. Reżyser podszedł do tego dramatycznego tematu bardzo naturalistycznie, rzetelnie pokazując rzeczywistość. Nie bał się odpychających scen. Starannie ukazuje fakty, nie obwijając w bawełnę, wstrząsa ale również porusza.
Film mimo gorzkiego smaku przeplatany jest elementami humorystycznymi (wyścig na golasa, Tour de France na planszy, z określoną ilością alkoholu za każdy „przebyty” kilometr) lub bardzo emocjonalnymi (koncert idola Roya Orbisona).
Całość jawi się nam jako tragiczna opowieść o dorastaniu lecz być może jest kolejnym z rękopisów ostatniej powieści niedoszłego autora.
Marta Szwarc