Zwyczaje „Śmiercichy” i „Nowego Lotka” obchodzone są w takich okolicznych miejscowościach jak Brenno, Wijewo, Bukówiec Górny i Zaborówiec. Na stronie internetowej o Bukówcu Górnym można przeczytać następujące zdanie: „W czym tkwi tajemnica Bukówca, dlaczego właśnie tam, od setek lat w czwartą niedzielę Wielkiego Postu wędrują ze śpiewem „nowe lotka”?
Zwyczaje zachowują się tam, gdzie ludzie przekazują je sobie z pokolenia na pokolenie, gdzie rodzice przybliżają je swoim dzieciom, tak jak kiedyś przekazywano im, gdzie młodszy brat chce robić to, co robi starszy, gdzie nowy sąsiad naśladuje swoich sąsiadów i świętuje razem z nimi, gdzie tradycja to coś ważnego, powód do dumy, miłe skojarzenie i chęć do jej zachowania.
W czasach mi współczesnych „Śmiercicha” to duże ognisko, które „buduje” się już na kilka tygodni przed jego zapaleniem zbierając gałęzie i różne inne niepotrzebne rzeczy. Ognisko przygotowywane jest przez młodzież. Zwyczaj ten zbiega się z początkiem wiosny, dlatego też jest kojarzony z wiosennymi porządkami. Z jakichś przyczyn „śmiercichę” obchodzi się w Brennie na dwa sposoby. Dzieci z ulic Niwka i Koźli Rynek śpiewając i niosąc słomiane kukły trzykrotnie okrążają ulice, przy których mieszkają, później udają się w przygotowane miejsce, aby je spalić i pożegnać zimę. „Śmiercichę” zapala się w wigilię czwartej niedzieli Wielkiego Postu. Natomiast następnego dnia w niedzielny poranek grupki dzieci chwytają w ręce przystrojone wcześniej kolorowymi kokardkami gałązki sosny oraz koszyczki na podarunki i ruszają na wieś śpiewając okazjonalne przyśpiewki. Gospodynie domowe najczęściej wrzucają dzieciom do koszyczków słodycze. Kiedyś były to jajka, pieniążki bądź własnoręcznie pieczone ciasteczka.
Tak wygląda ten zwyczaj dzisiaj i mało kto pamięta skąd wzięła się ta tradycja. Są to zwyczaje kultywowane w niewielu miejscach w Polsce. Okazuje się jednak, że te obrzędy były też znane i pielęgnowane we Wschowie i okolicy.
Niedawno czytając książkę Ruth von Ostau „Wschowski Taniec Śmierci” natknęłam się na taką wzmiankę o tym zwyczaju: „ Na niedzielę laetare, którą dzieci nazywały letnią i którą świętowały na cześć zbliżającej się wiosny, obchodząc domy ze śpiewem i kolorowymi drzewkami, z prośbą o dary…” Jest to ślad, że w XVIII wieku zwyczaj ten był znany i obchodzony we Wschowie.
Święto to przetrwało, ale mało kto wie i pamięta jakie wydarzenia z historii naszego kraju ta tradycja nam przypomina. I tutaj pomocne okazały się teksty znanego luterańskiego kaznodziei ze Wschowy Waleriusza Herbergera (1562-1627), który przypomina nam o tym zwyczaju w swoim kazaniu na niedzielę „Laetare”. Waleriusz Herberger nadmienia w nim, że jest to zwyczaj ludowy zapoczątkowany w okolicach Gniezna na pamiątkę wypędzenia śmierci w znaczeniu pogaństwa z Polski i Śląska z chwilą przyjęcia chrztu przez Mieszka I. Mieszko I na znak zerwania z pogańską przeszłością mieszkańców tych ziem polecił zniesienie wszystkich bałwochwalczych wizerunków do miasta i nakazał je wrzucić w najbliższy rów albo ogień. Być może dzisiejsza „śmiercicha” jest pamiątką po tym właśnie wydarzeniu? Drugim zwyczajem towarzyszącym tej niedzieli, o czym również wspomina Waleriusz Herberger jest zabawa dzieci polegająca na odwiedzaniu domostw z przyozdobioną gałązką i śpiewaniu przyśpiewek ludowych na znak wypędzania śmierci – w znaczeniu pogańskiego życia.
Co istotne, Waleriusz Herberger przybliżając ten zwyczaj pisze: „Nasi dziadowie w tych krajach byli niegdyś wszyscy poganami.” Dygresja na ten temat zdradza nam, że to wydarzenie uważał on za szczególnie godne pamięci i pouczające. Tym samym daje nam obraz jego stosunku do Rzeczypospolitej, jej przeszłości i tradycji, z którymi sam się utożsamia.
Mnie te obrzędy są szczególnie bliskie, bo przywołują mi wspomnienia z dzieciństwa. W mojej rodzinnej miejscowości ta tradycja jest kultywowana po dziś dzień.
Zachowany fragment przyśpiewki śpiewany do dziś na ulicy Biedaszkowo w Brennie:
„Nowe lotko w sieni, pani gospodyni,
Jeśli chcecie oględować, to musicie podarować,
Koszyczek jaj, Zielony gaj”
Na koniec śpiewa się: „Któryś za nas cierpiał rany… „
Magdalena Dokurno