TworzymyGłos Regionu

reklama

Proszę, kolego, przysłać tego bohatera do mnie

Poniedziałek, 19 września 2016 o 13:07, aktualizacja Sobota, 24 września 2016 o 17:00, autor: 16
Proszę, kolego, przysłać tego bohatera do mnie

Mieczysław Marciniak rozpoczął edukację w Zespole Szkół Zawodowych we Wschowie (obecnie I Zespół Szkół im. St. Staszica) w 1966 roku w Technikum Przemysłu Drzewnego. Po szkole średniej skończył Wydział Mechaniczny Technologii Drewna Akademii Rolniczej, po ukończeniu studiów Mieczysław Marciniak wraca już jako nauczyciel do ZSZ, 10 lat później otrzymuje propozycję od ówczesnego dyrektora ZSZ Franciszka Przykuckiego, objęcia funkcji kierownika warsztatów. Kieruje nimi przez 5 lat. Następnie zostaje dyrektorem delegatury kuratorium w Lesznie z siedzibą we Wschowie. Po zmianie administracyjnej, Mieczysław Marciniak pracuje nadal w kuratorium, ale tym razem gorzowskim z delegaturą w Zielonej Górze. I tam zostaje do emerytury.

Rafał Klan: Pamięta pan pierwsze lata w szkole, jeszcze w roli ucznia?

Mieczysław Marciniak: Oczywiście. Trudno zapomnieć, tym bardziej, że do szkoły dojeżdżałem pociągiem z Wygnańczyc, to jeszcze były czasy, kiedy pociąg jechał trasą Sulechów - Leszno. Był tam wagon uczniowski, do którego czasami strach było wsiadać. Byłem niewysokiego wzrostu, 1 metr i 52 centymetry, w wagonie obowiązywała hierarchia, każdy wiedział, gdzie jest jego miejsce. W pierwszym roku uczyliśmy się ślusarstwa, ponieważ wychodzono z założenia, że technik powinien w tej dziedzinie nabyć podstawowych umiejętności. Od drugiej klasy mieliśmy już stolarstwo i meblarstwo, a uczył nas tego, wybitny człowiek, ikona tej szkoły Andrzej Gadkowski. Jeżeli się nie mylę, to pracował w zawodzie 43 lata i wychował wiele pokoleń techników przemysłu drzewnego. Muszę od razu przyznać, że to był mój mistrz zawodu, fantastyczny wychowawca, który nigdy nikogo niczym nie zaskoczył, żadnym zachowaniem lub słowem, ponieważ wszystko u niego było klarowne i każdy wiedział, czego można się po nim spodziewać. 

Których jeszcze nauczycieli pan pamięta?

Na przykład bardzo dobrze wspominam ówczesnego wicedyrektora Feliksa Mojsiewicza, który miał pseudonim Wice Wąs. Bardzo dobry człowiek i nauczyciel. Z wyglądu bardzo groźny, ale pod tym pozorem kryła się wybitna jednostka, a przede wszystkim - bo warto dodać - był nieprzeciętnym psychologiem, znawcą człowieka. Wystarczyło, że spojrzał tylko raz i wiedział wszystko, czy dana osoba ma problem rodzinny, zawodowy, czy inny. Potrafił rozwiązywać wszelkie problemy. Uczył mnie wtedy ekonomiki przemysłu drzewnego. Kiedy zostałem kierownikiem warsztatów, Feliks Mojsiewicz już nie pracował we Wschowie, przyjeżdżał czasami do mnie i wspominaliśmy stare czasy. Bo trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach, szkoła liczyła około 1200-1300 uczniów. O połowę mniej niż obecnie. Więc było co wspominać.

Na czym polegał nieprzeciętny talent psychologiczny ówczesnego wicedyrektora?

Otóż od czasu do czasu któryś z nauczycieli skarżył się na zachowanie uczniów i prosił o pomoc. Feliks Mojsiewicz niskim, donośnym głosem mówił wtedy: proszę kolego, koleżanko przysłać tego bohatera do mnie - sprawdzał godzinę i mówił - powiedzmy tak za 10 minut. Zdarzało się, że uczeń był naprawdę dużym bohaterem, do sekretariatu wchodził z dwoma kolegami, bo rozumie pan, chciał pokazać kolegom, że poradzi sobie z Mojsiewiczem bez problemu. Z sekretariatu wchodził już sam do gabinetu. No i tam czekał na niego Feliks Mojsiewicz. Rozmowa zazwyczaj był krótka. Mojsiewicz mówił tubalnym głosem: dzień dobry, pytał o nazwisko, o rodzeństwo i czy swoim zachowaniem w ten sposób chce pomóc rodzicom. I to wystarczyło. Z gabinetu nie wychodził już bohater, tylko uczeń chętny do współpracy z nauczycielem. 

Kiedy został pan kierownikiem warsztatów?

W 1981 roku objąłem funkcję kierownika. Muszę powiedzieć, że wtedy nastąpił kryzys, mówiliśmy, że warsztaty są w dołku. Mieliśmy świetny dział metalowy, który posiadał trzy wydziały tokarskie po 12-15 tokarek na jeden wydział. Trzeba było zlikwidować. Pamiętam, że wtedy i kuźnia, spawalnia, tokarnia uległy likwidacji oraz dział ślusarski. Spadło zainteresowanie tymi kierunkami, na rynku nie było popytu, przyszły decyzje z góry, że likwidujemy. W związku z tym, że cały ten dobytek był państwowy, to przy okazji likwidacji, jednostki budżetowe mogły z tego korzystać. Polegało to na tym, że przychodzili dyrektorzy, kierownicy różnych jednostek, przyglądali się temu, co posiadaliśmy i kredą zaznaczali, że na przykład ta tokarka przechodzi na własność takiego i takiego zakładu. Pamiętam na przykład, że imadło można było kupić za 20 złotych, to w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, około 20 groszy. To czasami aż trudno sobie wyobrazić. No ale takie to były czasy. Pamiętam, że mieliśmy również świetnie wyposażoną kuźnię, była tam i prasa, i młot pneumatyczny, chyba z cztery kotliny kowalskie oraz ręczne stanowiska kowalskie.  

Pamięta pan inne działy?

Pamiętam, że kiedy zaczynałem naukę w szkole, to akurat likwidowano dział kaletniczy, skórzany gdzie szyto torby. Likwidacja takiego działu, to było duże wydarzenie. Kierownik takich warsztatów, musiał nagle oddać w inne ręce sprzęt, który szkoła gromadziła latami. To, proszę mi wierzyć, nie należało do przyjemności, ponieważ w tamtych czasach, nauczyciele, poszczególni dyrektorzy z trudem, ale sukcesywnie robili wszystko, aby szkoła rosła w siłę, miała jak najwięcej do zaoferowania na dobrym poziomie. I nagle okazywało się, że trzeba likwidować, a to się naprawdę bardzo przeżywało. Pamiętam na przykład wydział samochodowy. Był na stanie samochód Lublin, tzw. GAZ. Często sobie po likwidacji tego wydziału opowiadaliśmy taką anegdotę - osoby, które uczyły się w tym wydziale przychodzili wraz z opiekunem i zaczynali dzień od wygłoszenia takiej formuły: My samochodziarze, jak lekarze, musimy wiedzieć, co go boli. I po wypowiedzeniu takiej formuły rozbierali na części GAZa, następnie go składali w całość, odpalali i szli do domu. Następny dzień zaczynał się od formuły: My samochodziarze, jak lekarze, musimy wiedzieć, co go boli i powtarzali czynności z dnia poprzedniego.

A z kuźnią co się stało?

O właśnie, koniecznie muszę wspomnieć o kuźni, ponieważ czuwał nad nią mistrz kowalstwa Feliks Czaplicki. Przed wojną w fabryce Hipolita Cegielskiego w Poznaniu odkuwał korbowody do lokomotyw. Był to wysokiej klasy mistrz. Kiedy na przykład zrobił siekierę z niemieckiej szyny, a niemiecką stal znał, jak mało kto, to taka siekiera, sama w sobie była doskonała. To był dla niego punkt honoru, żeby za dwoma zagrzaniami wykuć siekierę. Za pierwszym podgrzaniem odkuwał obuch i otwór, za drugim podgrzaniem  odkuwał ostrze. I siekiera była gotowa. Można było nią przecinać gwoździe za jednym zamachem i nic z ostrzem się złego nie działo. 

Wspomniał pan, że kiedy obejmował kierownictwo nad warsztatami, to przyszedł kryzys. Na czym dokładnie polegał?

Na tym, że dokładnie wszystkiego brakowało. Nie było materiałów, na których można było pracować. Były oczywiście jakieś fikcyjne przydziały, ale, jak wspomniałem, nic z tych przydziałów nie wynikało. Materiał trzeba było zdobywać, bo zakup był niemożliwy. I tak na przykład wypożyczałem uczniów dyrektorowi tartaku w Górze. Osobiście sam po nich przyjeżdżał samochodem Żukiem i osobiście odwoził. Tam uczniowie sprzątali teren tartaku, otrzymywali przydział żywieniowy, a dzięki ich pracy sprzedawał nam deski. A jak już mieliśmy deski, to można było cokolwiek robić na warsztatach. Potem pojawił się problem, że mieliśmy pieniądze na lakier, czy klej, ale oczywiście nie sposób było tego znowu nigdzie kupić, ani tarcicy na boazerię czy płyt. Więc znowu zabieraliśmy się za zdobywanie materiałów, bo jakoś ten kryzys trzeba było przetrwać. Pamiętam, że z jarocińskiej fabryki mebli dostaliśmy płyty za darmo. Polegało to na tym, że dostarczano im wagonami całe wahadła płyt. Te wahadła były z każdej strony przybite płytami, które nie nadawały się już do produkcji mebli. Dla nich to był odpad, a dla nas materiał do zrobienia mebli. 

A klej? Też pan zdobywał?

Oczywiście, że tak. Czasami się pożyczało, potem oddawało, potem znowu pożyczało i tak w kółko. W końcu gdzieś na szczeblu wojewódzkim dotarło do odpowiedniej osoby, że klej mącznikowy jest nam do pracy niezbędny. Skoro tak, powiedziano, to dobrze, będzie klej. Gdzieś na Śląsku był produkowany i przewożony, ale tylko i wyłącznie przewożony w cysternach kolejowych. Nam aż tyle nie brakowało. Potrzebowaliśmy beczkę kleju, 200 kilogramów, a nie całą cysternę. I doszliśmy do porozumienia. W Lesznie cysterna z klejem zajeżdżała na bocznicę, tam znajdował się silos, do którego wlewano potrzebny nam klej. Pamiętam jak przyjechaliśmy ze specjalnym czerpakiem osadzonym na dwumetrowym kiju. No i sposobem nabieraliśmy klej i wlewaliśmy do beczki. Takie to były czasy.

CDN

REKLAMA
POLECAMY
REKLAMA

Komentarze (16)

avatar

avatar
~Uczeń
19.09.2016 15:02

Marciniak był z grupy nauczycieli gdzie nie mieliśmy do niego zaufania

avatar
~do Ucznia
19.09.2016 20:32

I nie tylko do niego

avatar
~Znam go
20.09.2016 09:11

Tylko pięknie mówi, rzeczywistość jest odmienna , nietrafiona promocja "Zw"

avatar
~do Ucznia
20.09.2016 10:19

Na zaufanie należy sobie zapracować.....

avatar
~Wyborca
20.09.2016 10:38

Ad. Znam go/ nauczycielem może był średnim , dlatego wzięli go biura, ale jego charakter i życiowe zachowanie dzisiaj widać w jak go ludzie oceniają.

avatar
~wychowanek
20.09.2016 12:35

Szkoda że nie wspomniał pan o aferach jakie miały miejsce w ówczesnym czasie i co poczyniono z tymi nauczycielami ? .

avatar
~do wychowanka
20.09.2016 12:45

To napisz sam, bo ja mam bardzo złe zdanie o tym panu .

avatar
~Janek
20.09.2016 23:15

Bardzo ciekawe wspomnienie - dzięki

avatar
~Marek
20.09.2016 23:16

Pamiętam zajęcia z Panem Marciniakiem. Dobre, choć wymagające.

avatar
~Uczeń
21.09.2016 08:56

To były legendy tej szkoły

avatar
~Absolwent TPD
21.09.2016 09:20

Dziś po latach pamiętam z jak najlepszej strony wyjątkowego, sprawiedliwego i wymagającego nauczyciela - Pana ANDRZEJA GADKOWSKIEGO. Nie wiem jak ON to robił ale potrafił dotrzeć do każdego z nas. Myślę że jeżeli ktoś przeprowadził by sondę /ankietę na najlepszego nauczyciela, wśród absolwentów TPD itp. bezapelacyjnie Pan GADKOWSKI zająłby 1 Miejsce

avatar
~Ula
21.09.2016 09:58

To byli ludzie z charakterem

avatar
~do redaktora
21.09.2016 10:20

Oj brakuje wam już tematów i to bardzo.

avatar
~PAWEŁ
24.09.2016 12:56

NAJLEPSZY NAUCZYCIEL TO WOJCIECH?

avatar
~lucjabialek@gmail.com
22.11.2021 12:12

Ja skończyłam TPD w 1980 roku moim ukochanym wychowawcą był Stefan Stożek ale owacje na stojąco otrzymał p.Andrzej Gatkowski pozdrawiam wszystkich Białek Łucja /Wojtala/ mieszka Szczecin

avatar
~Robert
16.10.2022 12:16

Pamietam Pana Marciniaka. Zaraz po ukonczeniu studiow wrocil do TPD( to bylo w 1977 badz 1978) i uczyl mnie obrabiarki i urzadzenia,maszynoznawstwo. Chyba to byl tylko rok nauki z tym nauczycielem. Nie moge narzekac bo nie wypada zle mowic o kim kolwiek. Uczciwie mowiac. Nic zlego w nim nie widzielismy. W 1978 ukonczylismy TPD i skonczyly sie wszelkie kontakty z ta szkola ktorej zawdzieczam naprawde wiele. Pan Gadkowski byl moim wykladowca technologii drewna-meblarstwa, i byl wymagajacym ale sprawiedliwym i uczciwym czlowiekiem. Rowniez dobrze pamietam Pana Kazimierza Madeja ktory uczyl nas pracownii techniczno .doswiadczlnej. Dobry ,uczciwy i pelen zaufania wykladowca. Na warsztaty nie uczeszczalismy bo organizowano nam miesieczne praktyki w fabrykach mebli dookola Polski.Moja ulubiona fabryka byla fabryka mebli w Glucholazach. Piekne miejsce do nauki i wypoczynku. Wspaniali ludzie tam pracujacy i pomagajacy nam. Ogolnie zawdzieczam tej szkole TPD wiele. Rowniez pamietam Pania Czopek. Uczyla jezyka polskiego. Pamietam ja za jedna wypowiedz kiedy stanele przed tablica i my mlodzi mezczyzni tylko cmokalismy. Ona zas odwrocila sie i powiedziala:" kazda pozycja to propozycja." I ta wypowiedz idzie ze mna przez cala lata.Przepiekna kobieta o wspanialym usmiechu, figurze i umiejetnosciach nauczania. To tyle.

Opisz szczegółowo, co jest niewłaściwe w komentarzu, który chcesz zgłosić do moderacji

Czy wiesz, że blokując reklamy blokujesz rozwój portalu zw.pl? Dzięki reklamom jesteśmy w stanie informować Cię o wszystkim, co dzieje się w naszym regionie. Dlatego prosimy - wyłącz AdBlock na zw.pl