TworzymyGłos Regionu

reklama

Śmiercicha ze wsi, nowolotko do wsi

Czwartek, 13 kwietnia 2017 o 16:15, autor: 0
Śmiercicha ze wsi, nowolotko do wsi

Polakom XXI wieku dziecięcy zwyczaj powitania wiosny, polegający na topieniu 21 marca kukły zwanej Marzanną, jest bardzo dobrze znany. Jest to efekt wprowadzenia wspomnianej zabawy, inspirowanej zachowaną górnośląską tradycją, do przedszkoli i szkół w czasach PRL-u, kiedy to też wprowadzono sztywną datę, będącą efektem przedłożenia kalendarza astronomicznego nad liturgiczny (z którym ten obrzęd ludowy był skorelowany).

Tymczasem może dziwić, że w XIX wieku analogiczne zwyczaje i obrzędy wczesnowiosenne, polegające na wyprowadzaniu symbolizującej zimową martwotę, słomianej kukły za wieś w celu jej utopienia lub spalenia, były zachowane tylko jako miejscowe relikty. Mimo tego, że rytuał znany w źródłach dotyczących Wielkopolski jest już od synodu poznańskiego z 1420 roku, to ostatnie przekazy dotyczące tej krainy historycznej pochodziły z lat 30. i 40. XIX w. Oskar Kolberg, najwybitniejszy polski etnograf XIX wieku, przebywając w latach 1870-tych w Morownicy, wsi położonej tuż przy północnej granicy historycznej ziemi wschowskiej, nie natknął się już na tego rodzaju zwyczaje. Tym większym zaskoczeniem dla etnografów międzywojnia musiały być dwa artykuły zaborówieckiego nauczyciela, Józefa Stępczaka (późniejszego wybitnego organizatora życia kulturalnego w powojennej Wschowie), które ukazały się w Poznaniu i Lesznie w 1935 i 1937 roku. W swoich amatorskich i bezpretensjonalnych tekstach zawarł on bezcenne informacje dotyczące obrzędu dorocznego zwanego Śmiercicha, jaki rok w rok miały odprawiać dzieci z Zaborówca. Niestety II wojna światowa uniemożliwiła etnologom badania nad tym intrygującym, żywym zabytkiem duchowej kultury ludowej Wielkopolan. W wyniku zbrodniczych działań podczas okupacji Wielkopolski jakich dopuściły się nazistowskie Niemcy, doprowadzono do ogromnych zniszczeń na polu ludowych tradycji. Po wojnie poznańscy etnografowie, zdając sobie z tego sprawę, od razu podjęli się dokumentowania jej pozostałości- w ramach tych akcji, trafili już w 1945 roku do Zaborówca.

Obrzęd niszczenia Śmiercichy w latach 30. i 40. XX w. odbywał się zawsze w sobotę poprzedzającą niedzielę śródpostną (łac. Laetare), zwaną dawniej Śmiertną. Śmiercichą nazywano wówczas wielką (często 10 metrową!) kukłę wykonaną z sosnowej żerdzi, gałęzi jałowca, trzciny i przede wszystkim słomy. Dodatkowo do przygotowanego bałwana mocowano wieniec i krzyż (z czasem dodając napis „Marzanna”). Kukłę wykonywały, a następnie obnosiły po wsi miejscowe dzieci, powtarzając przy tym bezustannie „Śmiercicha za wsi, nowolotko do wsi!”. Śmiercichę poddawano w tym czasie obrzędowi „pojenia” i „pożałowania”, polegającym na moczeniu głowy bałwana w miejscowych stawach. Po zapadnięciu zmroku, słomianą postać stawiano w pionie, po czym starsi chłopcy zapalali ją uzyskując charakterystyczny efekt idącego ku górze słupa ognia. W tym czasie rozpalano też ogniska w pobliskich miejscowościach: w Potrzebowie, Radomyślu, Wijewie, Brennie, Miastku i Górsku, gdzie jednak nie odbywały się już obrzędy obnoszenia Śmiercichy. Do końca I wojny światowej zwyczaj ten kultywowany był także w Lginiu z tą różnicą, że słomianą kukłę niesiono w pozycji pionowej- dawniej tak też miano ją obnosić po Zaborówcu. Ten doroczny obrzęd nie był znany jednak już w dalszej okolicy; nawet w bardzo bogatym w kulturę ludową Bukówcu Górnym. Do czasów I wojny Śmiercichę przygotowywał pewien dziadek, po którego śmierci odpowiedzialność za budowę bałwana przejęły dzieci. Pozostaje żałować, że informacje na temat tych obrzędów nie dotarły do przebywającego przez długi czas, zaledwie 20 km od Zaborówca, Oskara Kolberga; wówczas na pewno poznalibyśmy na ten temat wiele nowych szczegółów. Należy podkreślić, że w ocenie etnologów zwyczaj palenia Śmiercichy w 1. poł. XX w., pod wieloma względami stanowił bardzo archaiczny zabytek ludowy, korzeniami sięgającymi w głąb średniowiecza, z czasów kiedy obrzęd ten nie stanowił dziecięcej i młodzieżowej zabawy, lecz rzeczywisty rytuał mający na celu przebudzenie życiodajnej natury. Po II wojnie światowej zwyczaj ten ulegał dalszym modyfikacjom; zredukowany do palenia ognisk, trwa tam po dziś dzień.

Niejako następstwem spalenia zimowej martwoty, było wniesienie nowolotka, symbolizującego nową, ciepłą porę roku; obyczaju wciąż żywego w okolicach Brenna i Zaborówca. Obyczaj ten polega na obnoszeniu po gospodarstwach przez dzieci „nowolotka”, to jest czubka sosny przystrojonego różnymi ozdobami, głównie papierowymi, gdzie po powitaniu i zaśpiewaniu piosenki dostają one do koszyczka różnego rodzaju drobnostki, zazwyczaj słodycze i owoce. Zwyczaj ten zachował się w Wielkopolsce na większym obszarze, głównie jednak w jej południowej części.

Bartosz Tietz (MZW)

 

Fot. 1

Palenie "Śmiercichy". Zaborówiec, 10.03.1945 (zbiory MZW)

 

Fot. 2

Dziewczynki z "nowolotkiem". Zaborówiec, 11.03.1945 (zbiory MZW)

REKLAMA
POLECAMY
REKLAMA

Komentarze (0)

avatar

Do tej wiadomości nie został dodany żaden komentarz
Opisz szczegółowo, co jest niewłaściwe w komentarzu, który chcesz zgłosić do moderacji

Czy wiesz, że blokując reklamy blokujesz rozwój portalu zw.pl? Dzięki reklamom jesteśmy w stanie informować Cię o wszystkim, co dzieje się w naszym regionie. Dlatego prosimy - wyłącz AdBlock na zw.pl