Komisarka na tropie - recenzja ,,Meczu" Piotra Bojarskiego
Sobota, 22 września 2012 o 15:09, autor: rk 0
(Artykuł opublikowano: 27 lipca 2012 o 13:49)
Najnowsza powieść Piotra Bojarskiego nie może się spodobać nowoczesnej kobiecie. Już sam tytuł „Mecz” budzi nieprzyjemne skojarzenia z piłką nożną, sportem hołubionym przez męską część naszego narodu. Okładka książki tylko te przypuszczenia potwierdza: zdjęcie stadionu, rzecz zatem będzie – pośrednio lub bezpośrednio - o meczu piłkarskim, kibicach, stadionowym szaleństwie. W okresie, kiedy kobiety mentalnie przygotowują się na w miarę bezbolesne przeżycie Euro 2012: nieustanne przesiadywanie przed telewizorem ich partnerów, mężów i synów, okrzyki radości i rozpaczy, chóralne śpiewy, domowe wuwuzele, dodatkowa lektura książki związanej z piłką nożną musi budzić sprzeciw. A nawet i po mistrzostwach Europy, tytuł związany z piłką nożną nie będzie najlepszym wabikiem dla czytelniczek. Zapewne przewidując taki mechanizm negatywnych skojarzeń, projektant okładki dodatkowo dodał krople krwi i radziecką gwiazdę – ma być to sygnał, że jest to powieść nie tylko dla mężczyzn, ale dla wszystkich miłośników kryminałów.
Akcja „Meczu”, podobnie jak poprzedniej książki Bojarskiego, rozgrywa się w Poznaniu. I tym razem mamy do czynienia z sympatycznym komisarzem Kaczmarkiem, prowadzącym dochodzenie w sprawie tajemniczych morderstw. Jednak w porównaniu do „Kryptonimu Posen” cofamy się kilka lat wstecz w historii Poznania, dodajmy historii rzeczywistej, bo tym razem autor zrezygnował z konwencji historical fiction. Co nie oznacza, że historia nie odgrywaj w jego książce ważnej roli. Wręcz odwrotnie, w akcję powieści wplecione są wydarzenia i postacie znane z międzywojnia, które dodają książce autentyczności. Właśnie warstwa historyczno-obyczajowa jest najmocniejszą stroną „Meczu”. Interesujące fakty znane garstce pasjonatów okresu dwudziestolecia międzywojennego, umiejętnie doprawione przedwojenną topografią Poznania, klimatem podrzędnych spelun i pierwszorzędnych restauracji, przyciągają uwagę w niemniejszym stopniu niż szczegóły prowadzonego przez komisarza Kaczmarka dochodzenia. Ożywieniu i uprawdopodobnieniu fabuły służy również cała galeria postaci mieszczan, robotników, urzędników, lumpenproletariatu i drobnych rzezimieszków, których nazwiska i przynależność narodowa oraz zasady wpojone jeszcze w okresie zaborów oddają ducha przedwojennego Poznania. Nie można też pominąć dbałości autora o warstwę językową – każdy, kto ma rodzinę w poznańskim bez trudu rozpozna tamtejszą gwarę.
Jednak nowoczesnej kobiecie nie może spodobać się ostatnia powieść Piotra Bojarskiego. Wśród plastycznych postaci mężczyzn, wśród których wyróżnia się komisarz o najbardziej wielkopolskim nazwisku spośród znanych mi nazwisk, kobiety wyglądają jak cienie. Żony i matki, spędzające całe dnie w czterech ścianach na gotowaniu i sprzątaniu, doglądające ogniska domowego, wybaczające zapracowanym mężczyznom ich późne powroty do domu i namiętność do kibicowania. W powieści pojawiają się też kobiety fatalne, złe i zepsute – kokoty i pomocnica radzieckiego spiskowca, jednak i one wypadają nadzwyczaj blado na tle mężczyzn. Są właściwie dodatkiem do męskiego światka, a przecież akcja powieści dzieje się w przedwojennym Poznaniu – najbardziej zachodnim z polskich miast, gdzie w okresie międzywojennym działały ruchy i stowarzyszenia kobiece i to wśród różnych warstw społecznych. Wiele poznanianek pracowało wtedy zawodowo, działało w związkach pracowniczych oraz organizacjach patriotycznych. Ten brak interesujących bohaterek, chociażby drugoplanowych, jest poważnym minusem książki. Oczywiście trudno oczekiwać, aby w ówczesnych realiach historycznych pojawiła się energiczna „komisarka” policji miejskiej, ale urzędniczka poczty, nauczycielka czy nawet żona komisarza („komisarzyna”), będąca równocześnie detektywką-amatorką już tak. Kobieta mogłaby również zostać nieuchwytną wirtuozką zbrodni. Ale to już może w trzeciej powieści Piotra Bojarskiego?
Mecz z „Ruskimi”, stadion piłki nożnej, zapracowany i nieco otyły komisarz, a w tle Matka-Polka – to zestawienie właściwe mogłoby skazać tę książkę na niebyt w wielu kobiecych biblioteczkach. Mogłoby, gdyby autor nie zadbał o ciekawe tło historyczne i nie przybliżył czytelniczkom przedwojennego Poznania. Każda miłośniczka historii i obyczajowości, z przyjemnością pozna tajemnice ciemnych zaułków i wystawnych hoteli stolicy Wielkopolski. No i te tajemnicze morderstwa, powiązane a może i nie powiązane z wizytą radzieckich piłkarzy, mające związek z wojną polsko-bolszewicką, a może i nie mające z nią żadnego związku. A do tego szczypta włoskiej mafii. Pasjonaci czarnych kryminałów z rozbudowanym historycznym tłem powinni być zadowolenie. Nawet kibice poznańskich drużyn – Warty i Lecha powinni być usatysfakcjonowani, bo autor wspomina w książce o historii tych zespołów.
(astra)