Doświadczenie kałuży, czyli raz w miesiącu jestem opozycjonistą (może nawet powiatowym)
Piątek, 09 września 2011 o 13:36, autor: admu 1
Na rynku muzycznym krąży kilka piosenek i/bądź utworów, które piątek czynią szczególnym i początek weekendu traktują wyjątkowo. W jednej z moich ulubionych Robert Smith śpiewa, cytuję: Friday i'm in love.
Dlaczego właśnie w piątek? A nie na przykład w środę lub w taki mało romantyczny czwartek? Ano dlatego, że w pozostałe dni autor zajęty jest czym innym. A to jest zabiegany albo zadyszany albo - co gorsza - znudzony. Za to w piątek przeciwnie, zbiera się takiemu wokaliście i autorowi piosenki na amory. I dobrze.
Smith jeśli wierzyć piosence, zakochuje się cyklicznie, co piątek, kilka razy w miesiącu. Jest to - owszem - wysiłek, wymagający systematyczności i jakiegoś samozaparcia.
Wschowa jednak nie jest miastem miłości, a miastem królewskim i tutaj na jej terenie nie wypada zakochiwać się co piątek, tutaj warto mieć postawę królewską, a skoro tak, to wypada przynajmniej raz w miesiącu taką postawę przybrać. I to nie przy byle okazji, ale w sytuacjach wyjątkowych.
Otóż najlepiej zostać opozycjonistą - tak mi wychodzi z obliczeń - i to najlepiej opozycjonistą powiatowym. Oczywiście uważny czytelnik zaraz wskaże mi tutaj błąd w obliczeniach, bo przecież człowiek nie zostaje opozycjonistą ot tak, bo ma na to ochotę, przeciwnie - opozycjonistą przecież nie chce zostać, przed opozycją broni się nogami i rękami w czasie wyborów, ale co zrobić, kiedy lud chce inaczej.
Gdyby oczywiście Wschowa była miastem miłości, wtedy aktywność takiego opozycjonisty widoczna byłaby co tydzień (jak w tej piosence) a że jest odwrotnie, więc jest aktywna trochę rzadziej, bo raz w miesiącu. Nie jest to sytuacja komfortowa dla opozycjonisty. Raz w miesiącu człowiek się dwoi i troi, żeby powiat (to z kolei z innej piosenki) był powiatem, a nikt tego wysiłku nie zauważa. Stąd aktywność wzmaga się, dojrzewa, pęcznieje i w rezultacie od grudnia do września pojawiły się dwa oświadczenia opozycji w lokalnych mediach. A konkretnie jedno oświadczenie i jeden list. Mało to czy dużo nie mnie osądzać. Widać musi być w konstrukcji świata jakiś feler, luka, pęknięcie, które sprawia, że można na chwilę w tej luce zaistnieć. A skoro jest to tylko chwila, moment, to też nie może dziwić, że ma charakter doświadczenia kałuży.
Co to za doświadczenie? Otóż jakiś czas temu pewien znany psychoterapeuta opisał sytuację relacji dziecko-matka-kałuża. Wygląda ono mniej więcej tak: dziecko odbiega od opiekunki/opiekuna podczas spaceru, spotyka na drodze kałużę, pochyla się nad nią i kiedy ma ochotę już włożyć rękę, żeby jej doświadczyć (tej kałuży, jej gęstości itp.) słyszy z daleka ostrzeżenie: zostaw! Albo: nie ruszaj! Lub coś w ten deseń. Dziecko - przekonuje psychoterapeuta - w początkowej, przedostrzeżeniowej fazie chciałoby doświadczyć tylko jednego elementu kałuży, np. jej gęstości. W wyniku jednak ostrzeżenia, postanawia doświadczyć wszystkiego naraz i dlatego decyduje się na dramatyczny skok w kałużę - doświadczenie jest totalne. Poznaje nie tylko gęstość, ale również kałużę na swoim nowym ubraniu, kałużę w butach oraz kałużę na rękach lub swojej dziecięcej twarzy. I - żebyśmy się przy tym przykładzie nie pogubili - doświadczenie totalne sprawia, że trzeba dziecko zabrać do domu. Ma ono oczywiście (to doświadczenie) jeszcze wiele innych konotacji, ale nie jesteśmy przecież na kozetce u psychoanalityka, tylko przyglądamy się wielkiej polityce.
Dlatego raz w miesiącu opozycja godzinami debatuje nad punktem obrad Przypomnienie porządku obrad i jego zmiany - taki przykład pierwszy z brzegu. Nie przypomnienie - mówi opozycja - a przyjęcie itd., itp..
Oczywiście zakres zainteresowań powiatem w przypadku opozycjonisty jest rozleglejszy. Podaję tylko przykład pierwszy z brzegu, a ile jeszcze takich przykładów można podać?! Bo raz w miesiącu, jak mówi stare porzekadło, to raz w miesiącu i ani godziny dłużej. I takie jest wilcze prawo opozycji.
(rak)