Do tego, żeby coś zrobić potrzebny jest człowiek. Rozmowa o cmentarzu żydowskim z...
Sobota, 10 listopada 2012 o 09:17, autor: admu 8
Z Dariuszem Czwojdrakiem, historykiem, o cmentarzu żydowskim we Wschowie rozmawia Adam Muszkieta
Oficjalna decyzja o zamknięciu cmentarza zapadła w 1972 roku, na jednym z posiedzeń Powiatowej Rady Narodowej we Wschowie. Tylko, że decyzja dotyczyła miejsca, którego wówczas w zasadzie nie było, bo zarówno budynki (wzniesione na terenie cmentarza na początku XX wieku) mur, jak i większość nagrobków zniknęło na przełomie lat 50 i 60. A więc decyzja właściwie tylko zamykała coś, co dokonało się znacznie wcześniej. Z relacji mieszkańców, z rozmów, które prowadziłem jeszcze w latach 80., wynikało że osoby, budujące w sąsiedztwie cmentarza domki jednorodzinne po prostu zabierały macewy, fragmenty płyt nagrobnych i wpuszczały w fundamenty. Tym sposobem znikło praktycznie wszystko, co z cmentarzem żydowskim miało związek. Ostatnie cztery płyty epitafijne koło 1987/88 roku zostały za zgodą ówczesnego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Lesznie, Wawrzyńca Kopczyńskiego, przewiezione na restaurowany właśnie cmentarz żydowski w Szlichtyngowej i do dzisiejszego dnia tam się znajdują.
W latach 90. udało się jeszcze odnaleźć kilkanaście fragmentów płyt nagrobnych, które zostały zużyte wcześniej jako fundamenty, ale nie wiemy jakiego budynku i w jakim okresie ten budynek powstawał. Mogło się zdarzyć, że kiedy w 1904 roku budowano kompleks obiektów związanych z cmentarzem - kaplicę, dom przedpogrzebowy, dom oczyszczeń, dom stróża, garaż dla karawanu i stajnie, że nagrobki osób, które nie miały już rodzin we Wschowie, po prostu zdjęto z terenu cmentarza i potraktowano jako materiał budowlany. Niemniej mogło się to zdarzyć także i po 1945 roku. Tutaj prostej odpowiedzi nigdy nie będzie. Można optować za jednym lub drugim rozwiązaniem, za jedną lub drugą sytuacją, natomiast wskazać dlaczego one znalazły się w ziemi akurat w tym charakterze – na to pytanie nikomu odpowiedzieć się już raczej nie uda.
Dewastacja zaczęła się pod koniec lat 50. XX w., bo wtedy zapadały decyzje o budowie tzw. tysiąclatek, no i cegła, jako materiał deficytowy w tamtym czasie, tutaj była za darmo. Wystarczyło rozebrać mur, budynki, które były w bardzo dobrym stanie – tak przynajmniej wynika z fotografii z lat 50. (ową fotografię publikujemy w tym artykule – przyp.red.). Były one do użytku, można było je zaadoptować na jakieś bardziej sensowne cele, niż tylko cegły do budowy szkoły podstawowej przy ulicy Kazimierza Wielkiego. Wiadomo także, że na placu vis-à-vis PZU we Wschowie leżała bardzo duża sterta płyt nagrobnych, ale tego też nikt mi nie potrafił powiedzieć, czy to były na pewno płyty pochodzące z żydowskiego cmentarza. Mogły równie dobrze pochodzić z cmentarza ewangelickiego w Przyczynie Górnej i cmentarza przy ulicy Daszyńskiego, czyli nowomiejskiego cmentarza ewangelickiego. To wszystko działo się, mniej więcej, w jednym czasie, tzn. demontowanie nagrobków i ich usuwanie. Decyzje w tej sprawie podejmowało Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, bo to pozostawało w gestii powiatu, ponieważ grunty były własnością skarbu państwa, jako tzw. mienie opuszczone.
Nie miał kto protestować, bo między 1938 a 1942 rokiem ludność żydowska została stąd wyrzucona, skierowana do obozów pracy, gett, obozów zagłady. A ludność niemiecka w 1945 roku uciekła. W sytuacjach, kiedy ktoś wracał, to i tak kierowano go do obozu pracy do Gronowa pod Lesznem, a stamtąd już transportami wywożono do Niemiec.
Jest zachowana tylko jedna fotografia, na której widać osoby pracujące przy rozbiórce muru. I to są osoby w różnym wieku, także dzieci, więc trudno mi powiedzieć, czy działo się to w charakterze czynu społecznego, które wówczas były dość popularne, np. pod hasłem tysiąca szkół na tysiąclecie Polski. Całkiem prawdopodobne, że takie akcje związane z likwidacją cmentarza żydowskiego i pozostałych cmentarzy tutaj prowadzono. Natomiast nie ma żadnych dokumentów, ani żadnych przekazów od osób, które brałyby w tym udział.
Nic mi nie wiadomo, żeby takie działania były prowadzone w obrębie cmentarza żydowskiego. Tam, co prawda były grobowce przymurne i do dzisiaj są zachowane ślady po tych grobowcach w formie obramień i elementów kamieniarki przy fragmencie muru, który ocalał od strony zachodniej, aczkolwiek nie ma śladów penetracji w głąb ziemi. Co działo się na cmentarzach poniemieckich, no to tutaj chyba nikomu niczego udowadniać nie trzeba, wystarczy się przejechać po okolicy i na każdym z tych cmentarzy widać wkopy w grobach, które wyraźnie wskazują, że próbowano wzbogacić się w taki bardzo nieludzki sposób.
Nie tylko jako boisko. Tam młodzież zrobiła sobie tor przeszkód, na którym ścigano się rowerami. Jak sobie przypominam, to starano się ten tor zniwelować w 2008 roku, kiedy pan Marek Jarosz wraz z młodzieżą szkolną przeprowadził akcję związaną z uporządkowaniem tego cmentarza. Ale to były działania jednorazowe.
To zależy jak na to spojrzeć. Ze współczesnej perspektywy, siłą rzeczy, to musi drażnić, bo nasz punkt widzenia na miejsca spoczynku osób zmarłych powinien być dość jasny, klarowny i wyraźny, czyli tych miejsc się nie dotyka. Natomiast według żydowskiej tradycji, tej ortodoksyjnej, cmentarz umiera tak samo jak ludzie, więc to, że on zarasta, że się przewracają nagrobki, to jest element jakiegoś procesu, któremu wszystko podlega, także plac grzebalny jakim jest cmentarz. Jeżeli przychylić się do tej ostatniej opcji, to niby nic się nie dzieje. Lecz jeśli spojrzeć na to z perspektywy estetyki i odpowiedzialności za przeszłość, to taka sytuacja jest nie do przyjęcia.
Zawsze można oczekiwać albo zakładać, że zrobi się więcej niż się zrobiło, ale otoczenie tego terenu murem, który wyraźnie wskazywałby granice cmentarza nie wchodzi raczej w rachubę. Nie ma takich fizycznych możliwości, żeby gmina lub ktokolwiek inny, jak gmina żydowska, środowiska żydowskie, projekty związane z pamięcią realizowane w ramach Unii Europejskiej, czy przez niemieckie fundacje ewangelickie, katolickie, czy jakiekolwiek inne miały się podjąć takiej akcji, żeby tylko zaznaczyć to miejsce na mapie Wschowy.
Na pewno dobrze byłoby, gdyby cmentarz został posprzątany poprzez usunięcie całej dzikiej roślinności, która tam się pojawiła, przycięcie trawy i likwidację tego co pan nazywa pozostałością boiska. To są rzeczy do zrobienia. Lecz to nie może być jednorazowy akt, bo to przynosi marne owoce. Natomiast, czy to miałoby się odbywać w ramach działań administracyjnych, czy w ramach działań społecznych, to już jest kwestia do dyskusji. Ale jeżeli nie znajdzie się konkretna osoba, zainteresowana, zdecydowana, żeby zająć się tym czy innym obiektem, to będzie on w takim stanie w jakim jest. A za chwilę będzie w jeszcze gorszym niż obecnie. Do tego, żeby coś zrobić potrzebny jest człowiek, który to zainicjuje i poprowadzi. W przeciwnym wypadku niczego się nie zrobi ani z tym ani z innymi cmentarzami.
Nie wiem, nie odpowiem panu na to pytanie, bo ja od kilku lat tam nie jeżdżę. Mam swoje powody, żeby tam nie jeździć i wolę nie oglądać tego, co zrobiono z tym miejscem, po tym kiedy przez kilkanaście lat zabiegałem o to, żeby ten zabytek służył miastu. Nie chciano takiego zabytku, więc nie ma o czym rozmawiać…
[nggallery id=491]