W końcu sprzedaż tej nieruchomości to był jeden z największych sukcesów włodarzy miasta. I sam cieszyłem się, że w końcu miasto ma jeden problem mniej. Rozumiem, że inwestor może być rozgoryczony faktem sprzeciwu jaki Stowarzyszenie Czas A.R.T wyraziło w sprawie wyburzenia budynku i decyzji Lubuskiego Konserwatora Zabytków o wpisaniu tego budynku do rejestru zabytków. Ale, przynajmniej ze strony władz miasta takie płyną informację, inwestor doskonale wiedział, że budynek położony jest w strefie ochrony konserwatorskiej. Wydaje się również, że nie są to tylko czcze słowa, ponieważ sam inwestor przed wyburzeniem zgłosił się do konserwatora zabytków o pozwolenie na takie działanie. Nie udało mu się. Trudno. Przeinwestował, nie sprawdził, nie dowiedział się wcześniej czy będzie to stanowić problem. Wschowa zyskała jeszcze jeden zabytek, mieszkańcy będą musieli cieszyć oko widokiem XX wiecznej bryły kina, która wywoła w nich sentyment za czasami spędzonymi w rozpadającej się aktualnie sali kinowej. Sam inwestor wie, że miasto nie ma obowiązku odkupić od niego tego budynku, proszę mi wierzyć, że gdyby było inaczej nie odwoływałby się od decyzji konserwatora tylko skierował sprawę do sądu i żądał zwrotu pieniędzy od gminy. Stąd wydaje mi się, że warto zastanowić się co skłania władze do tak natrętnego powrotu do tematu? Miłosz Czopek mówi, że to kwestia etyki biznesu, moralności, jaką powinno teraz wykazać się miasto. Odkupić budynek od tego kto zaryzykował i, stety lub nie, wszystko zależy od punktu widzenia, nie postawi galerii ze szkła. Dla mnie to słabe. To może wszyscy ludzie powinni zwrócić się do Totalizatora Sportowego o zwrot pieniędzy z niezwycięskich kuponów? Nie widzę nic niemoralnego i sprzecznego z etyką w działaniach gminy Wschowa dotyczących sprzedaży budynku po kinie. Rozumiem, że odbywały się rozmowy, inwestor oglądał budynek, zapoznał się z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego i sytuacją tego budynku. W końcu decyduje się kupić i zaczyna załatwiać sprawy związane z pozwoleniem na wyburzenie. Władze gminy Wschowa wspierają go w tych działaniach, ale nie wychodzi. To co nasze miasto zrobiło nie tak? Jeżeli ktoś czuje, że postąpił nieetycznie, niemoralnie to niech odkupi ten budynek, ale za własne pieniądze. Dlaczego władze gminy uparcie twierdzą, że narusza to ich poczucie etyki, a tym samym sumienia? Nie rozumiem. Czyżby sprawa sprzedaży tego budynku nie wyglądała tak jak przedstawia się to opinii publicznej? I czy naprawdę nie ma innego rozwiązania? Nie jestem specjalistą, ale może można by porozumieć się z inwestorem, pomóc pozyskać środki od konserwatora z innych źródeł, które pokryłyby wzrost kosztów. Może udałoby się, gdyby już w nowej galerii pracowali mieszkańcy gminy Wschowa, wesprzeć poszkodowanego zwolnieniem przez jakiś czas z podatku, finanse gminy aż tak by chyba nie ucierpiały? Czy naprawdę od razu musimy odkupować ten budynek? Inwestor obraził się tak bardzo, że teraz stanie na rogatkach miasta i będzie zatrzymywał innych przed współpracą z naszym miastem, z władzą już nie rozmawia?
Druga kwestia. Radni wypowiedzieli się na temat odkupienia budynku dość wyraźnie. W prawomocny sposób odrzucili propozycję odkupienia tego budynku. Być może nie czują się winni temu, że inwestor otrzymał decyzję administracyjną sprzeczną z jego interesami. Nie oni tę decyzję podejmowali, nie zmieni złośliwie planu zagospodarowania przestrzennego już po sprzedaży tego budynku. Dlaczego więc sprawa powraca po dwóch tygodniach? Tym bardziej, że jak na posiedzeniu wspólnym komisji stwierdza Miłosz Czopek, nie wierzy żeby ktokolwiek zmienił zdanie. Pomimo tego informuje również, że będzie próbował do skutku. Można rozumieć, że władza będzie liczyła iż któryś radny będzie chory, nieobecny i wtedy jakoś się to przepchnie. Czy może wzorem sejmowym będziemy o ważnych sprawach decydować w środku nocy? W jakim świetle przedstawia to podejście władzy wykonawczej do Rady Miejskiej? Dla mnie to pokazanie, że radni są tylko złem koniecznym. Aktualnie klub radnych Nasza Wschowa Nasz Samorząd nie posiada większości w Radzie Miejskiej. Uważam, że to dobrze. Jestem zdania, że lepiej gdy władza musi przekonać do swoich pomysłów więcej niż własny elektorat i ludzi, którzy bezkrytycznie przyjmują wszystko co zostało zaproponowane. I być może do jutra uda się już kogoś z radnych przekonać, nie znam wyniku. Chociaż wydaje mi się, że inne rozwiązanie możliwe jest tylko przy braku któregoś z radnych. Zatriumfuje wówczas również demokracja, ale demokracja „nieobecnych”. Nie wiem tylko czy o to w tej zabawie chodzi?
Sprawa numer trzy. Dotyczy już szerszego problemu niż odkupienie budynku po kinie Hel. W ostatnim czasie, tylko w naszym powiecie, władze zmagają się z problemami zabytków. Zabytków, których nikt, albo przynajmniej zdecydowana większość obywateli nie chce. Przykład kina, które podzieliło mieszkańców Wschowy. Ale zabytek stoi również na przeszkodzie mieszkańcom gminy Sława. W tym przypadku sprawa jest o tyle dziwna, że w sumie nikt tego zabytku nie chce, ale jest wpisany do rejestru to musi stać. Chodzi tutaj o wiadukt kolejowy, który znajduje się pomiędzy Sławą a Starym Strączem. Prośbę o rozbiórkę tego wiaduktu poparli mieszkańcy, władze gminy, władze powiatu, zarządca drogi, która pod nim przebiega czyli Zarząd Dróg Wojewódzkich, właściciel był gotów go rozebrać. Ale konserwator powiedział nie. Koniec. W sumie w uzasadnieniu można by napisać „Nie zgadzam się żeby żyło się wszystkim lepiej, lepiej ma być zabytkom”. Ja rozumiem, że musi istnieć instytucja, która broni zabytków, nawet takich których nie postawimy w jednym szeregu z Wawelem, Sukiennicami czy Zamkiem w Malborku. Tylko dlaczego zabytek ma być solą w oku mieszkańców? W jaki sposób świat stanie się piękniejszy przez to, że wiadukt będzie stał? I wydaje mi się, że będzie stał tak długo póki ktoś naprawdę mocno w niego nie uderzy. Oczywiście przez przypadek. Co zyskają następne pokolenia przez to, że budynek po kinie Hel będzie teraz podupadał? W mojej ocenie obu tych przypadków świat nie stanie się piękniejszy i nikt nic nie zyska. Z zabytkami mierzą się również mieszkańcy kamienic, którzy chcą zainwestować własne pieniądze w to, żeby poprawić jakość zabytku, którym zarządzają. Najczęściej współpracę z konserwatorem zabytków opisują oni jako przeprawę przez mękę. Wiem, że we Wschowie, Sławie czy Szlichtyngowej nie zapadną decyzję, które wyjdą naprzeciw problemów ludzi z zabytkami, jednak myślę, że warto o tym głośno mówić. Ochrona konserwatorska w naszym kraju wygląda trochę jak ocena walki gladiatorów. Kciuk uniesiony w górę czy w dół, będę mógł remontować, czy wygra zabytek? Będą inwestycję, których oczekują mieszkańcy? Loteria, a chyba nie tak to powinno funkcjonować?
Aleksander Ziemek