Bez „napinki” i na luzie
Sobota, 22 grudnia 2012 o 11:10, autor: michal 0
- Przygotowuje się do nowego sezonu tak jak do minionego. Bez zbędnej „napinki”. Do każdych zawodów, także tych z cyklu Grand Prix będę się starał podejść na większym luzie – wywiad z Krzysztofem Kasprzakiem wychowankiem Unii Leszno, uczestnikiem cyklu Grand Prix 2013.
- Tak. Jeżdżę zawsze gdy mam na to czas. Głownie późną zimą i wczesną wiosną. W sezonie nie ryzykuje, bo nie chciałbym odnieść kontuzji.
- Po zimie jest to mój pierwszy kontakt z motocyklem i na pewno łatwiej jest mi później wsiąść na motor żużlowy i szybko złapać formę. Ale nie ukrywam, że bardzo to lubię i jest to też moim hobby.
- Tak. We Wschowie jest świetny tor, z dużymi wzniesieniami i trzeba mocno odkręcić manetkę gazu. Można się porządnie zmęczyć, a przede wszystkim o to w tym. Często przyjeżdżam na Kacze Doły, bo zawsze jestem tu chętnie przyjmowany. Wystarczy jeden telefon do pana Tadeusza Jaromina i za to bardzo mu dziękuję.
- Nie. Tomek jeździ na motocyklu crossowym od 5 roku życia, ja zaczynałem gdy miałem 16 lat. To trochę za późno i bałbym się, że odniosę kontuzję. Na starcie staje 40 zawodników i w pierwszym łuku jest ciasno. O upadek jest wtedy bardzo łatwo.
- To był też bardzo trudny sezon. Na początku wcale nie jeździłem na miarę swoich oczekiwań. Ekstraliga jest bardzo silna i trudno zdobywa się punkty. Z meczu na mecz było jednak coraz lepiej. Przełom przyszedł kiedy zacząłem startować w Anglii. Najbardziej cieszy mnie awans do Grand Prix, bo na to pracowaliśmy przez ostatnie 5 lat. Cenne są też srebrne medale zdobyte ze Stalą Gorzów i Pool Pirates.
- Tak, startowałem. Ale nigdy nie od początku sezonu i zawsze z jakimiś problemami. Dlatego w nowym sezonie chciałbym od początku jeździć w Anglii. Dzięki czemu powinienem szybciej złapać odpowiednią formę.
- Złota ze Stalą Gorzów w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Byliśmy naprawdę bardzo blisko. Gdyby w play-offach startował z nami Bartek Zmarzlik, na pewno mielibyśmy większe szanse. Nie ma jednak co gdybać. Wygrała drużyna lepsza.
- W Toruniu startowałem po Grand Prix w Cardiff. Byłem przemęczony. Występ w Anglii to były dla mnie spore emocje. Dowiedziałem się, że wystartuje w piątek wieczorem. Pojechałem i stanąłem na 2 stopniu podium. Oczywiście priorytetem, był mecz ligowy w Toruniu, do którego byłem bardzo dobrze przygotowany. Właściwie miałem wszystko nowe. I to był chyba błąd, bo tego dnia nic mi nie pasowało.
- Zgadza się. W Toruniu zawsze jest twardy tor. Cały czas nad tym pracujemy, ale ja nadal dużo gorzej prezentuje się na takich nawierzchniach.
- W leszczyńskiej Unii stawiałem pierwsze kroki, a z kolegami z drużyny znałem się od dziecka. To jest mój macierzysty klub, więc wspominam go bardzo dobrze. W Tarnowie na początku czułem się trochę obcy. Z czasem jednak było coraz lepiej. Niestety do dziś problemy sprawia mi tarnowski tor. Dlatego, mimo że w każdym meczu starałem się pokazywać z jak najlepszej strony, to pewnie zawodziłem oczekiwania kibiców i działaczy, ale także swoje. W Gorzowie świetnie rozumiemy się z chłopakami. Czuję się tam tak dobrze jak w Lesznie, a z dobrej atmosfery rodzą się dobre wyniki.
- Bardzo dobrze. To jest świetny trener, który sam przez wiele lat ścigał się na torze.
- Pamiętam taką sytuacje z Zielonej Góry. Byłem wśród czwórki najlepiej punktujących zawodników, więc chciałem pomóc drużynie wygrać. Często mówi się, że jestem winien takich kłótni, więc się wycofałem. Zresztą gdybym wystartował, a coś by nie wyszło wtedy cała wina spadłaby na mnie. Pojechał inny zawodnik i mecz zakończył się remisem. Szybko wyjaśniliśmy sobie całą sytuacje z trenerem Piotrem Paluchem i tydzień później podczas meczu w Rzeszowie wszystko było już w porządku.
ć?
- To były bardzo wyrównane zawody. Świadczy o tym chociażby fakt, że udało mi się wygrać z 11 punktami. W takim turnieju trzeba jechać na 100% i dodatkowo mieć dużo szczęścia. Każdy defekt, upadek lub taśma może przekreślić szanse na awans. Nie można też być za bardzo spiętym. Wbijałem więc sobie w głowę, że to jest mecz jak każdy inny. Dużo dały mi starty w Pool, gdzie odpowiedniego podejścia do każdych zawodów nauczyłem się od Chrisa Holdera. Do Gorican wziąłem te same motocykle, na których na co dzień staruję w Gorzowie.
- Wiktor Lewandowski pochodzi z Moraczewa. Był kolarzem i w 1980 roku startował na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie. Dlatego wie o co chodzi w sporcie. Od 20 lat mieszka w Anglii gdzie pracuje jako elektronik. Przez 3 miesiące startów w Pool mieszkałem u niego. Bardzo mi pomógł także podczas Grand Prix w Cardiff. Dlatego poprosiłem, żeby pojechał ze mną na Challange do Gorican. Pan Wiktor wierzy we mnie i jest dla mnie jak drugi ojciec, za co jestem mu bardzo wdzięczny.
- Jestem o 5 lat starszy. Wtedy nie uniosłem presji jaka spoczywała na mnie po bardzo udanym sezonie 2007. Już zimą nałożyłem na siebie za duży rygor. Byłem spięty na każdych zawodach. Sztywno poruszałem się na motocyklu. Właściwie wszystko było źle. Teraz będzie zupełnie inaczej. Przygotowuję się do nowego sezonu tak jak do minionego. Bez zbędnej „napinki”. Do każdych zawodów, także tych z cyklu Grand Prix będę się starał podejść na większym luzie.
- Na pewno jestem już na tyle doświadczonym zawodnikiem, żeby powalczyć o miejsce w pierwszej ósemce. To jest mój podstawowy cel. Nie chce później znowu przebijać się przez eliminacje.
- Przez 10 lat moich występów w Lesznie zawsze jeździliśmy na przyczepnej nawierzchni. Tak przygotowany tor sprawiał problemy wszystkim, tylko nie nam leszczyniakom. Na tzw. betonach trzeba mieć inaczej przygotowany silnik. Powinien on być bardziej elastyczny. Moje motocykle są za mocne. Na twardych nawierzchniach trzeba też jechać luźniej, mniej pracować ciałem, inaczej startować. Tego wszystkiego uczyłem się przez ostatnie miesiące w Anglii. Nawiązałem też współprace z nowym tunerem. I to już przynosi efekty. Na Grand Prix wszystkie tory będą twarde, muszę więc sobie z tym poradzić.
- Moi sponsorzy to firmy: Kaczmerek, Almar Transport i Spedycja, Huta Szkła Gloss, Astromal oraz Ardi Andrzeja Radzimskiego. Wszystkie mają swoje siedziby w Lesznie i okolicy. Są ze mną na dobre i złe, niezależnie od tego w jakim klubie staruję i jestem im za to bardzo wdzięczny. W Gorzowie byłem nowy, więc na razie nie znalazłem sponsorów. Mam nadzieję jednak, że to się zmieni.
- Taką samą jak kiedyś. Tutaj nie wiele się zmieniło. To on wszystkiego pilnuje. Jest starszy, więc naturalnie ma większy autorytet. Dlatego rozmawia z prezesami klubów i właścicielami firm. No i przygotowuje mi motocykle.
- Na pewno nie. Tata dużo zaryzykował. Zakończył swoją sportową karierę, by poprowadzić moją. Oddał mi wszystkie motocykle, kevlar, buty i kask, a przecież mogłem okazać się niewypałem. Właściwie więc wszystko zawdzięczam jemu i bardzo mu za to dziękuję.
- Dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców ze Wschowy i regionu oraz wschowskich motocrossowców.