TworzymyGłos Regionu

reklama

Śmiercicha i Nowe Lotko – czy te zwyczaje były kiedyś znane we Wschowie?

Poniedziałek, 20 marca 2017 o 14:13, aktualizacja Poniedziałek, 27 marca 2017 o 11:52, autor: 0
 Śmiercicha i Nowe Lotko – czy te zwyczaje były kiedyś znane we Wschowie?

Zwyczaje te obchodzone są w wigilię czwartej niedzieli Wielkiego Postu jak i w poranek tej niedzieli zwanej w liturgii kościelnej niedzielą „Laetare”. Inna nazwa tej niedzieli to śródpostna. W średniowiecznym Rzymie z tej okazji odbywały się różne zabawy ludowe a w kościołach wyjątkowo grano na organach (w pozostałe dni Wielkiego Postu organy milczały). W tę niedzielę cieszono się z bliskich już świąt wielkanocnych i z tej okazji przyozdabiano ołtarze kwiatami czego nie robiono w inne dni Wielkiego Postu. 

Zwyczaje „Śmiercichy” i „Nowego Lotka” obchodzone są w takich okolicznych miejscowościach jak Brenno, Wijewo, Bukówiec Górny i Zaborówiec. Na stronie internetowej o Bukówcu Górnym można przeczytać następujące zdanie: „W czym tkwi tajemnica Bukówca, dlaczego właśnie tam, od setek lat w czwartą niedzielę Wielkiego Postu wędrują ze śpiewem „nowe lotka”?

Zwyczaje zachowują się tam, gdzie ludzie przekazują je sobie z pokolenia na pokolenie, gdzie rodzice przybliżają je swoim dzieciom, tak jak kiedyś przekazywano im, gdzie młodszy brat chce robić to, co robi starszy, gdzie nowy sąsiad naśladuje swoich sąsiadów i świętuje razem z nimi, gdzie tradycja to coś ważnego, powód do dumy, miłe skojarzenie i chęć do jej zachowania.

W czasach mi współczesnych „Śmiercicha” to duże ognisko, które „buduje” się już na kilka tygodni przed jego zapaleniem zbierając gałęzie i różne inne niepotrzebne rzeczy. Ognisko przygotowywane jest przez młodzież. Zwyczaj ten zbiega się z początkiem wiosny, dlatego też jest kojarzony z wiosennymi porządkami. Z jakichś przyczyn „śmiercichę” obchodzi się w Brennie na dwa sposoby. Dzieci z ulic Niwka i Koźli Rynek  śpiewając i niosąc słomiane kukły trzykrotnie okrążają ulice, przy których mieszkają, później udają się w przygotowane miejsce, aby je spalić i pożegnać zimę. „Śmiercichę” zapala się w wigilię czwartej niedzieli Wielkiego Postu. Natomiast następnego dnia w niedzielny poranek grupki dzieci chwytają w ręce przystrojone wcześniej kolorowymi kokardkami gałązki sosny oraz koszyczki na podarunki i ruszają na wieś śpiewając okazjonalne przyśpiewki. Gospodynie domowe najczęściej wrzucają dzieciom do koszyczków słodycze. Kiedyś były to jajka, pieniążki bądź własnoręcznie pieczone ciasteczka.

Tak wygląda ten zwyczaj dzisiaj i mało kto pamięta skąd wzięła się ta tradycja. Są to zwyczaje kultywowane w niewielu miejscach w Polsce. Okazuje się jednak, że te obrzędy były też znane i pielęgnowane we Wschowie i okolicy.

Niedawno czytając książkę Ruth von Ostau  „Wschowski Taniec Śmierci” natknęłam się na taką wzmiankę o tym zwyczaju: „ Na niedzielę laetare, którą dzieci nazywały letnią i którą świętowały na cześć zbliżającej się wiosny, obchodząc domy ze śpiewem i kolorowymi drzewkami, z prośbą o dary…” Jest to ślad, że w XVIII wieku zwyczaj ten był znany i obchodzony we Wschowie.

Święto to przetrwało, ale mało kto wie i pamięta jakie wydarzenia z historii naszego kraju ta tradycja nam przypomina. I tutaj pomocne okazały się teksty znanego luterańskiego kaznodziei ze Wschowy Waleriusza Herbergera (1562-1627), który przypomina nam o tym zwyczaju w swoim kazaniu na niedzielę „Laetare”. Waleriusz Herberger nadmienia w nim, że jest to zwyczaj ludowy zapoczątkowany w okolicach Gniezna na pamiątkę wypędzenia śmierci w znaczeniu pogaństwa z Polski i Śląska z chwilą przyjęcia chrztu przez Mieszka I. Mieszko I na znak zerwania z pogańską przeszłością mieszkańców tych ziem polecił zniesienie wszystkich bałwochwalczych wizerunków do miasta i nakazał je wrzucić w najbliższy rów albo ogień. Być może dzisiejsza „śmiercicha” jest pamiątką po tym właśnie wydarzeniu? Drugim zwyczajem towarzyszącym tej niedzieli, o czym również wspomina Waleriusz  Herberger jest zabawa dzieci polegająca na odwiedzaniu domostw z przyozdobioną gałązką i śpiewaniu przyśpiewek ludowych na znak wypędzania śmierci – w znaczeniu pogańskiego życia.

Co istotne, Waleriusz Herberger przybliżając ten zwyczaj pisze: „Nasi dziadowie w tych krajach byli niegdyś wszyscy poganami.” Dygresja na ten temat zdradza nam, że to wydarzenie uważał on  za szczególnie godne pamięci i pouczające. Tym samym daje nam obraz jego stosunku do Rzeczypospolitej, jej przeszłości i tradycji, z którymi sam się utożsamia.

Mnie te obrzędy są szczególnie bliskie, bo przywołują mi wspomnienia z dzieciństwa. W mojej rodzinnej miejscowości ta tradycja jest kultywowana po dziś dzień.

Zachowany fragment przyśpiewki śpiewany do dziś na ulicy Biedaszkowo w Brennie:

„Nowe lotko w sieni, pani gospodyni,

Jeśli chcecie oględować, to musicie podarować,

Koszyczek jaj, Zielony gaj”

Na koniec śpiewa się: „Któryś za nas cierpiał rany… „

Magdalena Dokurno

REKLAMA
POLECAMY
REKLAMA

Komentarze (0)

avatar

Do tej wiadomości nie został dodany żaden komentarz
Opisz szczegółowo, co jest niewłaściwe w komentarzu, który chcesz zgłosić do moderacji

Czy wiesz, że blokując reklamy blokujesz rozwój portalu zw.pl? Dzięki reklamom jesteśmy w stanie informować Cię o wszystkim, co dzieje się w naszym regionie. Dlatego prosimy - wyłącz AdBlock na zw.pl