TworzymyGłos Regionu

reklama

Artur Obuchowicz: Przynajmniej wiem już po co

Czwartek, 05 października 2017 o 13:38, aktualizacja Wtorek, 10 października 2017 o 10:09, autor: 3
Artur Obuchowicz: Przynajmniej wiem już po co

Całą zimę trenowali, w ostatni weekend wystartowali. Tak zaczynał się pierwszy w tym sezonie artukuł z cyklu: jak fajnie jeździ się w FWS Bike Team. Później było już coraz trudniej, coraz więcej i jednocześnie coraz mniej, coraz śmielej, coraz nudniej i ciekawiej, pojawiały się zaskoczenia i zwroty akcji, niektórzy wystrzelili, inni zawiedli na całej linii, część tych historii opisywałem na facebookowym profilu teamu, niektóre przemilczałem pod wpływem krytyki lansowania siebie, ale po kolei i od końca.

Król jest jeden

W zeszłym roku w Wolsztynie powstawał filmowy materiał z naszych podbojów leśnych scen kolarstwa górskiego. Z tamtego filmu zostało wspomnienie, tak samo jak z ilości osób startujących. Wolsztyn jak co roku był podsumowaniem cyklu. Gosia wywalczyła 2 miejsce i jednocześnie potwierdziła swoje 3 miejsce w generalce Kaczmarek Electric MTB. Zosia uplasowała się na 4 miejscu w generalce. Dziewczyny z eFWSu, osiągają super wyniki już w pierwszym sezonie startów, z nadzieją patrzymy na przyszły sezon.

Zawody w Wolsztynie na najdłuższym dystansie GIGA (74 km) były areną walki o Puchar Króla FWS Bike Team. Do walki o trofeum stanęło tylko czterech, reszta ... jest milczeniem. Z kronikarskiego obowiązku trzeba wspomnieć że tytuł zdobył Rafał, tym samym został Królem. Trochę pozmieniał trasę, ale po wyliczeniach uznaliśmy, że zasługuje na tytuł. Puchar jest przechodni, za rok znów się tam spotkamy i będziemy walczyć, nasza czwórka napewno a pozostali ...

Tak płynnie, jak zmiana dobrze wyregulowanej przerzutki, pojawia się temat dwóch prędkości. Nikt nie mówił, że kolarstwo to sport drużynowy, ale fajnie było razem pojeździć. W pewnym momencie nie było już z kim. Część osób została na poziomie "listonosza", druga część ma aspiracje poziomu Petera Sagana, lub Nino Schurtera. Te drogi nie mogą się spotkać. Przemyślany, speriodyzowany trening 4-6 razy w tygodniu musi przynieść większe rezlultaty niż 30 minutowa przejażdżka po parku. Przynosi, tylko jednocześnie powiększa przepaść pomiędzy trenującymi. O ile rok, dwa lata temu każdy mógł pojeździć z każdym, o tyle teraz nie znam osoby we Wschowie, która wytrzyma trening z czołówką teamu. W efekcie niewiele osób chce trenować z najlepszymi, a szkoda, bo jak już kiedyś pisałem "lepiej być ostatnim wśród najlepszych, niż pierwszym wśród słabeuszy", no ale do tego trzeba mieć cojones.

Lans

Na początku zawsze trochę boli, zwłaszcza gdy chce się dobrze, a wychodzi jak zawsze. Później, po przemyśleniach przychodzi refleksja - no jasne że się lansuje, a dlaczego nie? Niech to robi każdy kto ma jakąś pasję, zajawkę, hobby, ciekawą historię do opowiedzenia. Pisałem u sztuce kochania samego siebie – ten tekst był autoironiczny. Pozostając przy samouwielbieniu, to kiedyś pisałem, że MTB jest nudne, nie tyle dla zawodnika co dla obserwatora, który nie widzi głównej areny zmagań. Za to triathlony. No tutaj cały czas coś się dzieje. Strefa zmian, trasa biegowa przebiegająca tuż przy strefie kibica. Triathlony to co najmniej dwie pólki wyżej niż MTB. Nie mam zamiaru nikogo obrażać, bo niektórym w MTB nie dorastam nawet do wentylka, ale w tri okazałem się niezły. Inną prawdą jest to, że jeżeli jesteś średni w każdej konkurencji, będziesz dobry w triathlonie. Coś w tym jest. Kolejną anegdotką zwiazaną z tri jest ta: jak poznać, że ktoś trenuje triathlon? Sam o tym powie. Narazie startowałem w dwóch małych, lokalnych zawodach, nie zanotowałem większej "bufonady" niż w zawodach rowerowych. Za to zadowolenie i zmęczenie jest potrójne, a satysfakcja do trzeciej potęgi.

Bieganie, jako trzecia w kolejności i najtrudniejsza, przynajmniej dla mnie, dyscyplina wymagała zgłębienia. Zacząłem interesować się tą trudną sztuką przebierania nogami. Co wbrew pozorom nie jest wcale tak oczywistą sprawą. Czekałem, ale się nie doczekałem na jakąś "opowieść" biegacza po 2 festiwalu biegowym we Wschowie. Liczyłem na fajny tekst, startującego zawodnika, opowiadającego o świetnej organizacji, zablokowaych głównych ulicach w mieście, obstawionych policją, OSP, strażą miejską na rowerach, która pilotowała zawodników. Całe szczęście, że ZW czuwało z aparatami, bo nikt nie dowiedziałby się, że takie zawody miały miejsce. Impreza dla garstki osób, którą otwiera burmistrz, była scena, oprawa. Aż żal, że gdy organizowaliśmy zawody z cyklu Kaczmarek Electric MTB, gdzie samych zawodników było 800 plus rodziny, nie można było się doprosić o "wolontariuszy" do obstawienia trasy, a włodarzom miasta nie po drodze było do parku wolsztyńskiego. Widocznie bliższa koszula ciału. Chociaż dzieciaki sobie pobiegały, poczuły smak rywalizacji i ducha zawodów, ale 6 plastikowyh temperówek w "pakiecie startowym" nie wiem co miały symbolizować. Oczywiście, że fajnie, że w ogóle się coś dzieje, ale zwiedzając Polskę przy okazji różnych zawodów naooglądałem się jak można zorganiozować dużą imprezę, przy niewielkim nakładzie środków własnych. Nie trzeba szukać daleko. Sława i cykl Solid MTB, z hasłem przewodnim "Solidna droga do Sławy", można? 

W tym sezonie FWS Bike Team coraz śmielej pojawiał się na ogólnopolskich imprezach, wjazdy na Śnieżkę, przejazd Karkonoszy, oraz trudny cykl Bike Maraton, w trakcie którego były rozgrywane m.in Mistrzostwa Polski, był również Bike Adventure, czterodniowa etapówka, opisywana przeze mnie, w ten sposób:

 Jak hartowała się stal

Weź trochę kwarcu z Gór Izerskich i trochę granitu z Karkonoszy, parę dni opadów żeby zrobić błotko, a później słońca żeby niektóre miejsca przesuszyło. Szczyptę świeżego opadu dawkować  razem z upałem na zmianę przez kolejne cztery dni. Wypiekać kilka godzin od 10 do 30 stopni Celcjusza. Tak przygotowane "ciasto" wypełnić karbonem lub aluminium, koniecznie amortyzowane i na grubych oponach. Przy kruszeniu skał uważać na zrywane łańcuchy, pękające dętki, krzywiące się haki. Uważać przede wszystkim na luźne kamienie i latanie przez kierownice. Pod żadnym pozorem nie dodawać krwi z kolan, łokci lub innych części. Przy ewentualnym krwawym kontakcie z kwarcem lub granitem jak najszybciej wrócić na karbon lub aluminium i hartować dalej przez kolejne cztery dni.

Jako jeden z ekipy FWS Bike Team miałem ekstremalną przyjemność sprawdzić na własnej skórze jak smakuje powyższy przepis i jakimi trudnościami usłana jest droga od zera do finishera w Bike Adventure 2017 w Szklarskiej Porębie.

Było nas czterech, którzy rywalizowali między sobą, z innymi zawodnikami, walczyliśmy z czasem i z trasą, staraliśmy się kręcić jak najlepiej dopóki noga poda i jeszcze więcej. Przez moment nawet liczyliśmy się w walce o podium w klasyfikacji drużyn. Była też ona, jedna. Zgrabna i powabna. Wyćwiczona, zmotywowana, chętna i gotowa udowodnić że da radę i będzie walczyć do końca. Pięć osób kręcąc korbami, rysowało w granicie i kwarcu swoją historię i jest to materiał na pięć osobnych opowieści. Podobnie jak ponad 500 pozostałych uczestników imprezy. Zwycięzcą jest ten który ukończył etapówkę i każdy ma jakąś historię do opowiedzenia.

Ahhh ... chciałoby się powiedzieć, jak poetycko. Prawda jest taka, że to była masakra. Ale  te zawody były wstępem, rozwinięciem były treningi i starty w triathlonie. Puentą jest odpowiedź na to idiotyczne pytanie - po co?

Kilka ważnych wydarzeń z minionego sezonu

Zanim do puenty, to jeszcze kilka ważnych wydarzeń z minionego sezonu, z tym najbardziej bolesnym, które rzuca cień na starą jak świat i sport zasadę nijakiego Piotrka de Cubertein. Dla tych co nie znają Piotrka, przypomnę, że był to francuski arystokrata, który uważał, że sport to środek do wychowania w duchu pokoju, zatem jak można nie pomóc koledze z teamu, gdy ten akurat łamie obojczyk? A no można. Dlaczego? Hiperpotrzeba zwycięstwa, czy jakieś niespełnione ambicje? Koledze, któremu mógłbyś mówić tato? Czy po prostu skrajna nieodpowiedzialność i brak wyobraźni ... tematu nie ma, umarł śmiercią naturalną, tak jak teamspirit w tym momencie. Oprócz kości pękło coś jeszcze. Dobrze, że obojczyk się zagoił, szkoda tylko, że blizny zostają na zawsze. Wywlekam tu jakieś brudy? Czasami dla oczyszczenia atmosfery warto przewietrzyć, zrobić pranie, może nawet przemalować.

Po co o tym pisać? To już zostało ustalone. Dla tzw. lansu. "Pióro" mam lekkie, to przychodzi mi to bez większego problemu. Kiedyś jeszcze miałem nadzieje, że kogoś to zainspiruje, wstanie z kanapy pod wpływem przeczytania jednego czy drugiego tekstu. Na razie cieszę się że inspisruje moich najbliższych. Dziecko widzi, że dzięki zaangażowaniu można osiągać wyniki. Cieszy okrzyk: Dawaj TATO!!! - aż ciary idą po plecach nawet jak o tym piszę, a w trakcie zawodów działa lepiej niż żel energetyczny. Gdy widzisz dumę ojca, który przybija "pione" stojąc przy trasie rowerowej, a ty mkniesz 40 km/h. Dłoń boli, serce rośnie.

Po co to robić? To moje ulubione, żeby nikogo nie obrażać, infantylne pytanie zasiedziałych, zapracowanych, zniechęconych oglądaczy życia na 5 procent. Od momentu gdy wsiadłem na rower celem poprawienia wydolności minęło 2,5 roku. Wtedy ledwo przejeżdżałem 20km, dziś ścigam się w zawodach na 74km. Rok temu nie wyobrażałem sobie treningu dzień po dniu, dzisiaj ściagam się w czterodniowych zawodach, w ekstremalnie górskich warunkach. Jeszcze pół roku temu nie mogłem przebiec 5 km, dziś ściagam się w triathlonach. Dzisiaj robię to, czego nie mogłem zrobić wczoraj, a jutro zrobię to, czego kiedyś nie mogłem sobie nawet wyobrazić!

Artur Obuchowicz (FWS Bike Team)

REKLAMA
POLECAMY
REKLAMA

Komentarze (3)

avatar

avatar
~Widz
05.10.2017 14:19

Gratuluję oczywiście wszystkiego - od samozaparcia do wyników....ale - zawsze to ALE...nie każdy ćwiczy dla wyników. Są w drużynie osoby które lubią jeździć rowerem i na tym koniec. Nie potrzebują rywalizacji lub po prostu znają swoje możliwości "trenując" tylko w niedziele w parku przez godzinę.... Ja biegam bo lubię - a nie trenuje. Znam swoje czasy itd...ale nie potrzebuje treningów bo w moim wieku +40 żadnego rekordu świata nie pobije. Życiówka - kocham nie bije ! Róbmy to co lubimy i będzie oki

avatar
~Biegacz
08.10.2017 18:31

Dokładnie. Podziwiam tych co ćwiczą dla wyników ale w takim samym stopniu tych co jeżdżą dla przyjemności i zdrowia w parku. Nie można kogoś za to krytykować. Przejechanie jednego maratonu to dla mnie super wyczyn i każdego kto choć jeden przejechał podziwiam.

avatar
~Leon Guzewicz
05.10.2017 15:32

Panie Arturze wielkie gratulacje za upór, wytrwałość i "lekkie pióro". Tak trzymać !

Opisz szczegółowo, co jest niewłaściwe w komentarzu, który chcesz zgłosić do moderacji

Czy wiesz, że blokując reklamy blokujesz rozwój portalu zw.pl? Dzięki reklamom jesteśmy w stanie informować Cię o wszystkim, co dzieje się w naszym regionie. Dlatego prosimy - wyłącz AdBlock na zw.pl